Wtorek, 19 listopada 2024

imieniny: Elżbiety, Seweryny, Salomei

RSS

Strach w szpitalu

02.06.2009 00:00
Wyzwiska, groźby, wulgaryzmy a nawet czynna napaść – tak wygląda ciemna strona zawodu lekarza. Ratownicy kilka razy w tygodniu proszą o asysty policji w obawie o swoje bezpieczeństwo. O tym, w jakich warunkach pracuje raciborska służba zdrowia czytaj dalej.



Naczelna Izba Lekarska podaje kolejne niepokojące statystyki. Wynika z nich, że co drugi lekarz doświadczył na własnej skórze agresji ze strony pacjenta. A jak sytuacja wygląda w powiecie raciborskim?

Powody są różne. Zbyt długa kolejna na izbie przyjęć, brak zainteresowania ze strony zabieganego lekarza, odmowa podania leku, to wszystko wystarczy, aby w kierunku medyka rzucić wiązankę epitetów. Niestety niektórzy posuwają się jeszcze dalej.

Zdecydowanie największym poligonem starć na linii pacjenci-służba zdrowia jest izba przyjęć. Szczególnie w weekendy nie brakuje tu incydentów ze strony nietrzeźwych osób. Jakiś czas temu policja przywiozła do izby przyjęć człowieka, który chciał się targnąć na swoje życie. – Mieliśmy go zbadać oraz opatrzyć rany. Podczas zakładania opatrunków był spokojny. W pewnej chwili dostał ataku agresji i zaczął wyzywać mój personel. Krzyczał, że i tak sobie coś zrobi. Podbiegł do szyby i chciał uderzyć w nią głową. Próbowałem go przytrzymać, ale zostałem brutalnie odepchnięty. W ramach samoobrony musiałem go przewrócić i przycisnąć do ziemi do czasu przyjazdu policji. To nie jedyny przypadek, z którym miałem styczność w ostatnim czasie. Dwa tygodnie temu na innej izbie przyjęć, gdzie dyżuruję, pijany mężczyzna uderzył pielęgniarkę w twarz, łamiąc jej nos. Podobne przykłady można mnożyć – wylicza Piotr Sokołowski, ordynator oddziału ratunkowego raciborskiego szpitala.

Dwie sprawy, które miały ostatnio miejsce w Raciborzu, związane z agresją pacjentów, trafiły do prokuratury. – Jako kierownik izby przyjęć informuję, że jeśli takie rzeczy będą miały miejsce, będziemy występować na drogę prawną. Wszystkie przypadki wulgarnego wyzywania pracowników szpitala oraz czynna napaść będzie kończyła się w sądzie. Nie wykluczamy również dochodzenia swoich praw z powództwa cywilnego – dodaje.

Rachunek po kielichu

Ogromną grupą stwarzających zagrożenie dla ratowników są osoby pod wpływem alkoholu. Największe problemy stwarzają chorzy psychicznie, którzy zaglądają do kieliszka. – Mamy wyjazdy do melin i barów. Ostatnio wezwano nas do pacjenta, który uskarżał się na ból nogi. Karetkę wezwali koledzy, z którym pił. Po przyjeździe na miejsce okazało się, że złamał nogę, ale kilka tygodni temu. Teraz nic go już nie boli. Wystawiliśmy mu więc rachunek w kwocie 600 zł. Tyle kosztuje wezwanie karetki z lekarzem do osoby pod wpływem alkoholu. Wyjazd karetki podstawowej z samymi ratownikami jest nieco „tańszy”. Pacjenci różnie reagują na taki rachunek, zdarza się, że spotykamy się agresją – mówi nam jeden z pracowników raciborskiego pogotowia. Lekarze i ratownicy spotykają się nie tylko z niezadowoleniem ze strony ludzi. Przyjeżdżając na interwencje proszą o zamknięcie psów. Zwierzęta źle reagują na zapach szpitala. Do tego dochodzi czerwony kolor ratowniczych uniformów. Jeden z raciborskich ratowników po wizycie domowej sam został odwieziony do szpitala, gdy niewielki pies rozszarpał mu łydkę na wizycie domowej.

Lekarz jak policjant

Ratownicy pracujący w pogotowiu mają status funkcjonariusza publicznego. Dzięki temu, że w ramach szpitalnej izby przyjęć działa również ambulatorium, część lekarzy w raciborskim szpitalu również może korzystać z tego przywileju. Co to w praktyce oznacza? Każdorazowe podniesienie ręki na ratownika lub lekarza z izby przyjęć to przestępstwo. Za same znieważenie grozi grzywna a nawet pozbawienie wolności do roku.

Takiej ochrony nie mają lekarze pracujący na szpitalnych oddziałach. Tu spotykają się z agresją nie tylko ze strony pacjentów, ale i ich rodzin. W praktyce poszkodowany lekarz może dochodzić swoich praw jedynie na drodze cywilnej. O tym, że sytuacja jest poważna, świadczy utworzenie w Śląskiej Izbie Lekarskiej specjalnego funduszu dla pobitych lekarzy. – Korzystają z niego lekarze, którzy ze względu na uszczerbek na zdrowiu nie mogą realizować swoich kontraktów. Na dzień dzisiejszy to jedyny sposób, w jaki możemy im pomóc – mówi Katarzyna Strzałkowska, rzecznik Śląskiej Izby Lekarskiej.

Prawo trzeba z pewnością zmienić, nie do końca jednak wiadomo, w jakim kierunku. – Nadanie lekarzowi statusu funkcjonariusza publicznego to nie jest rozwiązanie idealne. Poza pozornymi korzyściami wiąże się również z obowiązkami. Jednym z nich jest wymóg zgłaszania organom ścigania wszystkich przypadków agresji pacjentów – mówi nam w rozmowie telefonicznej Bolesław Piecha, były wiceminister zdrowia. – Ja sam, pracując jako lekarz, również wielokrotnie spotykałem się z agresją pacjentów. Na szczęście kończyło się jedynie na wyzwiskach i szarpaninie – dodaje.

W powiecie spokojniej

Jeden z lekarzy z powiatu przyznaje, że stykanie się z jakąś formą przemocy jest w tym zawodzie nieuniknione. – Co prawda nie doświadczyłem jeszcze przemocy fizycznej, ale jakieś starcia słowne owszem – mówi lekarz. – Kiedyś miałem pacjenta chorego psychicznie, który użył bardzo niecenzuralnych słów, ale żeby ktoś mnie osobiście obrażał, nie przypominam sobie. Czasami zdarzają się konflikty słowne z pacjentami, którzy domagają się badań, które im się nie należą – dodaje.

Beata Broda, lekarz pediatra z przychodni w Pietrowicach Wielkich, jest podobnego zdania. – Różni ludzie są, różnie to bywa. Ale to są sporadyczne przypadki. W ostatnim czasie nie zdarzył mi się żaden przykry incydent – mówi lekarka.

Z kolei w Kuźni Raciborskiej, jak przekonują, jest pod tym względem w miarę spokojnie. – Nie spotkaliśmy się ani ja, ani pielęgniarki z przemocą fizyczną – mówi Roman Głowski, kierownik ZLA Amicus Med w Kuźni Raciborskiej. Jednocześnie dodaje, że zdarzają się nieprzyjemne komentarze i epitety pod adresem pielęgniarek, najczęściej kiedy pacjent musi odejść od okienka z kwitkiem. – Raz tylko pewna pani dała mi odczuć, że jest „zawiedziona”, kiedy odmówiłem wydania skierowania bez przeprowadzenia wcześniejszych badań. Na ogół jednak pacjenci starają się być mili i nawet jeśli mają jakieś uwagi, to nie mówią o tym bezpośrednio. Konflikt z pacjentami zdarzył mi się w sprawie ośrodka w Turzu (pacjenci sprzeciwiali się wtedy skróceniu godzin pracy ośrodka – przyp. red.), ale były to pretensje do mnie jako kierownika placówki, a nie do lekarza. Jednak nigdy podczas moich 19 lat pracy nie czułem się zagrożony w sytuacji lekarz – pacjent – podkreśla Głowski.

Najgorzej w psychiatryku:
Pracownicy Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Rybniku, gdzie trafiają również osoby z powiatu raciborskiego, przeprowadzili w ubiegłym roku wielkie liczenie aktów agresji. Aby zobrazować liczbę ataków ze strony pacjentów, personel policzył wszystkie przypadki przemocy fizycznej i słownej. Choć trudno w to uwierzyć, w ciągu zaledwie dwóch miesięcy do aktów agresji dochodziło ponad dwanaście tysięcy razy! Trzysta pielęgniarek w 27 komórkach szpitalnych przez 24 godziny na dobę odnotowywało wszelkie przejawy agresji. Były to pobicia, uderzenia, ugryzienia, podrapania, kopnięcia, oplucia, w tym nieudane ataki fizyczne, wyzwiska a także groźby karalne. Nawet służba więzienna czy policja nie może się równać z tymi przerażającymi liczbami. Ze statystyk wynika, że prym w agresji wiodą pacjenci oddziału psychogeriatrycznego, czyli dla osób starszych.

Adrian Czarnota, Ewelina Żemełka

  • Numer: 22 (894)
  • Data wydania: 02.06.09