Niedziela, 28 lipca 2024

imieniny: Aidy, Innocentego, Marceli

RSS

Przez śniegi do niej szedł

10.03.2009 00:00
Tomasz zakochał się w Lidii od pierwszego wejrzenia. Są razem już 55 lat.

Jubileusz małżeński – szmaragdowe gody – obchodzą w tym roku państwo Kotulowie z Markowic. Wizytę złożył im prezydent Raciborza Mirosław Lenk i kierownik USC Katarzyna Kalus.

Małżonkowie mieszkają w zacisznym zakątku, pod lasem. Tu spędzili 55 lat razem, bo dom wybudowali tuż po ślubie, który odbył się 27 lutego 1954 roku. – W Nędzy mieliśmy cywilny, a w Markowicach kościelny. Mimo zimy, śniegu nie było wcale. Na weselu, w lokalu, który później stał się Kryształową, bawiło się ponad stu gości – wspomina Lidia Kotula (76 lat).

Poznała męża w swoje 18. urodziny, w domu ciotki. – Zakochałem się w niej od razu. Wszystko mi się w niej podobało. Zwłaszcza te fale we włosach – wyznaje mąż Tomasz (78). Później spotykali się na zabawach, potańcówkach i festynach. – Zapoznawaliśmy się coraz to bardziej. Nie chciałam mieć już nikogo innego, tylko Tomasza – mówi pani Lidia. Mieszkali na różnych końcach wsi i dzieliła ich długa droga przez pola. W mroźne zimy mężczyzna, brnąc w śniegu, wędrował długie kilometry, by zobaczyć się z narzeczoną.

Po ślubie, z pomocą teścia, zbudowali dom – pierwszy przy ówczesnej ulicy doktora Rostka. Tam przyszły na świat ich dzieci – Norbert i Urszula. Syn z żoną i dwojgiem wnucząt (Magdą i Michałem) mieszkają w Markowicach, a córka osiedliła się za granicą.

Życie Tomasza Kotuli wypełniała praca w Rafamecie. Był tam tokarzem. – Poważne stanowisko. Zostałem przodownikiem pracy, wyróżniono mnie w województwie. Przepracowałem tam 40 lat. Często wracam wspomnieniami do nieraz niebezpiecznych momentów. Raz maszyna mało co nie wciągnęła mnie w swoje tryby. Zniszczeniu uległ jedynie nowiutki kombinezon. Szczęśliwie nigdy nie miałem wypadku przy pracy, a do tych dochodziło wówczas często – mówi jubilat. Żona też była zatrudniona w kuźniańskiej fabryce, ale po czterech latach wróciła, by zająć się domem. W okolicy zasłynęła swoimi pysznymi wypiekami. – Torty były specjalnością mamy – podkreśla syn. Mąż Tomasz, mając na utrzymaniu rodzinę, brał i po 100 nadgodzin miesięcznie. W pracy niezwykle go ceniono. – Był taki rok, że ode mnie zależało wykonanie planu rocznego fabryki – wspomina.

– Mąż był mi zawsze posłuszny. Kłótnia? Tego u nas nie było – podkreśla małżonka. – Pracowitość jest cechą, którą u żony cenię szczególnie – mówi mąż, wdzięczny pani Lidii za prowadzenie gospodarstwa domowego. – Czego sobie życzymy na kolejne lata? Troszeczkę zdrowia i zgody w rodzinie – oznajmiają jubilaci.

(ma.w)

  • Numer: 10 (882)
  • Data wydania: 10.03.09