Wtorek, 19 listopada 2024

imieniny: Elżbiety, Seweryny, Salomei

RSS

Budżet partycypacyjny jest rewelacyjny

03.02.2009 00:00
Sposób projektowania budżetu w Raciborzu pokazuje, jak bardzo władze (Prezydent i koalicja w Radzie Miasta) są dalekie od obywateli. Większość z proponowanych na 2009 r. inwestycji to tzw. projekty prezydenckie. Wymyślone w gabinecie prezydenta lub naczelników wydziałów, opracowane i wdrażane przez urzędników lub ewentualnie przez wynajęte firmy. Czy ktoś pytał obywateli, czy oni chcą realizacji właśnie takich projektów i w takiej formie? Czy przyjmuje się tutaj zasadę – zgodnie z którą funkcjonuje cała koalicja rządząca w mieście – że decyzje podejmuje Tadeusz Wojnar i Mirosław Lenk, a reszta radnych koalicyjnych posłusznie podnosi ręce podczas głosowań? Śmiem twierdzić, że na pierwsze pytanie odpowiedź jest przecząca, a na drugie twierdząca.

Prezydent we współpracy z koalicją w Radzie Miasta (czytaj z Tadeuszem Wojnarem) decydują także o sprzedaży określonych gruntów i nieruchomości będących własnością gminy. Podejmują również decyzje o tym, które części miasta będą zabudowane budynkami mieszkalnymi, a które galeriami handlowymi (bo oprócz tego typu budynków niczego innego w Raciborzu się nie buduje). Decydują jeszcze o tym, którą dziurę w której drodze załatać.

Zatem o losach publicznego mienia (notabene należącego do niespełna 60 000 mieszkańców Raciborza) decyduje garstka osób. Osoby te decydują o losach pieniędzy, które ze sprzedaży publicznego (czytaj: raciborzan) mienia wpływają do kasy miasta. Wydają je na realizację projektów, które sami stwarzają i wdrażają. Nie pytając przy tym o zdanie obywateli. Dlaczego tak się dzieje, że własność gminy (czyli wszystkich mieszkańców Raciborza) traktowana jest jak własność wąskiej grupy osób będących na najważniejszych stanowiskach? Taka sytuacja rodzi wiele niebezpieczeństw. Przede wszystkim takie, że podejmowane decyzje są nietrafione, nie odpowiadają na potrzeby mieszkańców i powodują niezadowolenie obywateli z jakości życia w mieście i z samych władz. Przedstawiciele władz samorządowych w Raciborzu w ogóle nie korzystają z najlepszych narzędzi jakie daje demokracja. Prezydent i rada miasta nie stosują w swojej pracy mechanizmu konsultacji społecznych. Panuje raczej przekonanie, że konsultacje to zbędny obowiązek, który po prostu trzeba odfajkować, bo niektóre ustawy tego wymagają. Można odnieść wrażenie, że nikt z rządzących nie zdaje sobie sprawy z faktu, że w prawdziwej demokracji konsultacje społeczne są narzędziem do kształtowania lokalnej polityki rozwojowej.

Oczywiście można narzekać na niski poziom zaangażowania obywateli w życie publiczne i twierdzić, że nie ma sensu angażować ludzi, bo oni i tak nie będą chcieli. Co w związku z tym władze Raciborza uczyniły w czasie dwóch ostatnich lat, żeby zaktywizować mieszkańców i  zwiększyć ich udział w życiu publicznym? Nie zrobiły absolutnie nic. A styl pracy koalicji rządzącej pokazuje, że niska aktywność mieszkańców jest dla niej wygodna – mieszkańcy nie kontrolują poczynań władzy.

Można by zaryzykować stwierdzenie, że dobrych rozwiązań należy szukać na zachód od Odry gdyby nie fakt, że w takim układzie geograficznym znajduje się również Rada Miasta w Raciborzu. Niemniej jednak władze wielu miejscowości m.in. w Niemczech, czy w Wielkiej Brytanii podejmują decyzje z wykorzystaniem zasad demokracji uczestniczącej. A ich przykłady pokazują, że zaangażowanie obywateli pomaga w planowaniu przedsięwzięć ważnych dla lokalnej społeczności.

W jaki sposób można sprawić, aby obywatele mieli rzeczywisty wpływ na realizowane w mieście inwestycje i podejmowane decyzje? Przykłady pokazują, że świetnym rozwiązaniem jest wprowadzenie mechanizmów tzw. budżetu partycypacyjnego. Dzięki niemu można sprawić, by uczestnictwo obywateli w formowaniu budżetu, a co za tym idzie w kreowaniu polityk rozwojowych, było silniejsze. Jak to zrobić? Należy zacząć od informacji i w sposób przystępny informować mieszkańców o wydatkach gminy: skąd pochodzą pieniądze, na co są wydawane, jaka jest ogólna sytuacja finansowa miasta? Następnie trzeba umożliwić mieszkańcom przedstawienie własnych sugestii i propozycji odnośnie planowanych wydatków. Akceptacja rozwiązań należy do rady miasta, dlatego po ostatecznym zatwierdzeniu budżetu władze muszą wyjaśnić mieszkańcom, co stało się z ich sugestiami, jak zadecydowała rada i dlaczego podjęto takie decyzje.

Praktyczne zastosowanie takiego mechanizmu pokazuje przykład niemieckiego miasta Emsdetten. W pierwszym etapie władze przedstawiły w klarowny sposób budżet, opisując go w broszurze dostępnej w internecie. W dalszej kolejności mieszkańcy mogli wypełniać stosowne ankiety, prowadzić dyskusje na stronie internetowej i uczestniczyć w otwartych spotkaniach. Ponadto reprezentatywna dla Emsdetten grupa mieszkańców – około 2 tys. – została zaproszona na debatę. Ostatecznie wzięło w niej udział 76 osób. W czasie debaty dyskutowano o różnych możliwościach bilansowania budżetu, np. poprzez cięcie kosztów administracyjnych, zmniejszenie wydatków na sport, podwyższenie podatków, sprzedaż nieruchomości czy wzięcie kredytu. Przeważająca liczba uczestników debaty opowiedziała się za sprzedażą nieruchomości. Władze samorządowe poparły tę propozycję.

W innym przypadku mieszkańcy mieli możliwość wybrania konkretnych projektów inwestycyjnych, finansowanych przez lokalną administrację. Mieszkańcom zaprezentowano kilkanaście alternatywnych projektów. Najpierw dyskutowano za pośrednictwem stron internetowych oraz podczas otwartych spotkań o poszczególnych koncepcjach, które były prezentowane w formie broszur i w Internecie. Następnie w drodze głosowania mieszkańcy wybrali te propozycje, które ich zdaniem były najbardziej trafne. Głosowanie nie było wiążące, ale wskazywało na projekty priorytetowe. Ostatecznie mieszkańcy wybrali do realizacji inwestycje podczas debaty, która była zorganizowana na wzór tej odbywającej się w Emsdetten. Lokalne władze zaakceptowały te decyzje i przystąpiły do realizacji działań.

Kolejnym ciekawym przykładem jest Berlin, gdzie za pomocą konsultacji społecznych podejmuje się decyzje o inwestycjach związanych ze zmianą przestrzeni miejskiej. Tam najczęściej konsultuje się różne pomysły poprzez stronę internetową oraz spotkania z mieszkańcami. W ten sposób berlińczycy sami decydują o wyglądzie parków, głównych placów miejskich, deptaków i innych przestrzeni publicznych. Więcej dobrych praktyk dotyczących demokracji uczestniczącej można znaleźć na stronie www.e-participation.net.

Obawiam się, że obecne władze Raciborza nie są w stanie podjąć takiego dialogu społecznego. Najlepiej pokazuje to fakt sprzedaży nieczynnego basenu przy Bema. Prezydent zapowiadał w kampanii wyborczej, że basen odbuduje. Po wygranych wyborach, mimo zdecydowanego sprzeciwu opozycji i wielu krytycznych komentarzy na forach internetowych nieruchomość sprzedano pod zabudowę mieszkalną. Również wiceprezydent Krzyżek dał ostatnio dowód braku zrozumienia dla mechanizmów demokratycznych, komentując w „Nowinach Raciborskich” konieczność społecznego konsultowania studium uwarunkowań i kierunków rozwoju Raciborza: „z praktyki lat ubiegłych muszę przyznać, że zainteresowanie w tym przypadku jest niemal żadne, a później ludzie się dziwią, że nie mogą postawić domu czy zakładu akurat w tym miejscu”. Z praktyki lat ubiegłych muszę przyznać, że – mimo iż nieustannie obserwuję prace instytucji publicznych – trudno było mi trafić na informacje o konsultowaniu jakichś dokumentów. A później wiceprezydent się dziwi, że zainteresowanie jest niemal żadne.

Wydaje się, że wprowadzenie takich mechanizmów wymaga zmiany myślenia naszych samorządowców. Każdy kolejny dzień mojej działalności społecznej w Raciborzu coraz bardziej przekonuje mnie o tym, że można tego dokonać jedynie poprzez z(wy)mianę samych samorządowców.

Piotr Dominiak Raciborskie Stowarzyszenie Samorządowe Nasze Miasto www.nam-raciborz.pl

  • Numer: 5 (877)
  • Data wydania: 03.02.09