Żyły wodne czy za ciężka noga?
Mieszkańcy Turza są zdesperowani. Przy pechowym fragmencie ul. Raciborskiej co rusz dochodzi do groźnie wyglądających kolizji. – Boimy się, że kiedyś zdarzy się tu nieszczęście – mówią ludzie.
Środa, godz. 17.30. Słychać pisk opon i krótko po tym odgłos uderzenia. – Byłam w domu na piętrze, kiedy to usłyszałam. Szybko zbiegłam na dół, bo jak do naszego płotu ktoś wjechał, to co z dziewczynkami? – opowiada Edyta Piechula, mieszkanka ul. Raciborskiej. Jej trzy córki, ich koleżanka i przyjaciółka w tym samym momencie kosiły trawę pod płotem. – Zza zakrętu szybko wyjechało auto. Najpierw na Ewę, potem całe się obróciło i wjechało do płotu po drugiej stronie. Sabina, moja kuzynka, skakała przez płot. Mnie zamurowało w miejscu i tylko patrzyłam – wspomina Justyna. – Auto jechało wprost na mnie. Wystraszyłam się i nie mogłam się ruszyć z miejsca – dodaje jej siostra Ewa. Mieszkaniec Kuźni Raciborskiej, kierujący renaultem megane, zatrzymał się dopiero po zniszczeniu dwóch przęseł płotu po drugiej stronie ulicy. – Nie ma tygodnia, żeby tu kogoś nie zarzuciło. Dwa tygodnie temu też auto zatrzymało się tuż pod naszym płotem. Jeszcze teraz widać ślady na trawie – mówi pani Edyta. Jej zdaniem winne jest połączenie drogi z zatoczką autobusową.
Podobnego zdania jest Aniela Kusz, mieszkająca po drugiej stronie ul. Raciborskiej. – Ta droga jest zniszczona przez ciężkie samochody – uważa. Pierwszy raz do płotu przy ich posesji samochód wjechał w 2005 r. Od tej pory coraz częściej się to powtarza. W tym roku to juz trzeci raz. Kuszowie i Piechulowie wysłali pismo do Urzędu Miejskiego z prośbą o podjęcie działań. – Tu nie chodzi o to, że co chwilę muszę naprawiać ogrodzenie, ale o to, że jak ktoś akurat tu będzie przechodził, starszy człowiek, dziecko, to nie ma szans. Kiedyś może tu dojść do tragedii – mówi Hubert Kusz. Jego zdaniem przyczyną kolizji jest nadmierna prędkość. – Stoi znak z ograniczeniem prędkości do 40 km/h, ale nikt go nie przestrzega. Jeśli ktoś pojedzie 50km/h to nic się nie stanie. Niestety, kierowcy maja coraz mocniejsze auta i nie przestrzegają przepisów, a drogi mamy jakie mamy. Boję się cokolwiek robić przy posesji, bo nie wiadomo kiedy coś e mnie uderzy, a ja chcę żyć – skarży się pan Hubert.
Powagę sytuacji rozumie sołtys Marcelina Waśniowska. – Mało brakowało, a zginęłoby pięć młodych dziewcząt. Stąd mój apel do kierowców – tam obowiązuje ograniczenie 40 km/h i taką prędkością trzeba jeździć – przekonuje. W imieniu mieszkańców zamierza wysłać pismo do Urzędu Miejskiego z prośbą o częstsze kontrole radarowe na tym odcinku. Te działania popiera wiceburmistrz Bogusław Wojtanowicz. – Wystosujemy też własne pismo, wspólnie z tym z Rady Sołeckiej skierujemy je do Komendy Powiatowej Policji, żeby wzmogła tu kontrole radarowe. Najważniejsze, aby kierowcy dostosowali się do obowiązującej prędkości – uważa wiceburmistrz.
Powiatowy Zarząd Dróg w Raciborzu na razie nie planuje remontu ani przebudowy ul. Raciborskiej. – Postawiliśmy w tym miejscu znak ostrzegający przed promieniowaniem żył wodnych – mówi Jerzy Szydłowski, dyrektor PZD. – Nie robiliśmy żadnych badań. Rozmawialiśmy z ludźmi i na podstawie ich wskazówek, opowieści o tym jak chodzili tutaj różdżkarze, tak postąpiliśmy. Jednak główna przyczyna tych kolizji to nadmierna prędkość. Droga na pewno nie jest winna. Winni są jej użytkownicy. Znak ma być ostrzeżeniem dla kierowców, aby zwalniali. Jednak dopóki nie będzie dotkliwych kar, nic się nie zmieni – dodaje.
Mieszkańcy nie wierzą, że znak cokolwiek zmieni. – Skąd się tu w ogóle wziął? Czy ktoś robił jakieś badania? Kierowcy się z tego śmieją, jeśli już go zauważą. Wydaje mi się, że fotoradar byłby bardziej skuteczny. Powinni też coś zrobić z tą drogą, wyprofilować czy coś – twierdzi Edyta Piechula. – Ten znak to paranoja. Może tylko pogorszyć sytuację, bo kierowcy zamiast patrzeć na drogę będą czytać znak. Na jakiej podstawie tu stanął? Postawili kolejny znak, który nic nie zmieni – denerwuje się Hubert Kusz.
(e.Ż)
Najnowsze komentarze