Niedziela, 28 lipca 2024

imieniny: Aidy, Innocentego, Marceli

RSS

Straciłem wiarę i dobytek

19.08.2008 00:00
Nie wichury ani burze z gradem, ale ludzka bezmyślność zabrała niepełnosprawnemu Jarosławowi Nowakowi (na zdjęciu) jego drugie nogi.

Lokatorzy budynku przy ulicy Odrzańskiej nie mogą się doprosić o zdemontowanie obluzowanych desek na dachu

Gdy każdego ranka Jarosław Nowak wychodzi do pracy, z niepokojem spogląda na dach swojego bloku. Kilka dni temu jeden z elementów spadł na jego samochód. Auto nadaje się do kasacji.

W czwartek, 31 lipca, Jarosław Nowak, jak co dzień, zaparkował swój samochód w pobliżu podnośnika na balkon. Jako osoba poruszająca się na wózku, tylko parkując w tym miejscu ma gwarancję, że nikt go nie zastawi. – Było popołudnie, gdy usłyszałem na podwórku wielki huk. Nie wiedziałem, co się dzieje, wyjechałem więc szybko na balkon – wspomina pan Jarosław. Kiedy mężczyzna wyjrzał na podwórko, zaniemówił ze zdumienia. Potężna deska niemal przebiła się przez dach jego malucha. Auto zostało poważnie uszkodzone, więc wezwano na miejsce policjantów. Ci potwierdzili, że z dachu budynku odpadła ponadtrzymetrowa deska i zniszczyła dach samochodu.

Trzy śrubki

Pan Nowak powiadomił natychmiast zarządcę budynku, czyli firmę Nasz Dom. – Najpierw w ich biurze była moja współlokatorka, ale nic nie wskórała. Sam postanowiłem pofatygować się do nich na ulicę Zborową. Pod budynkiem zadzwoniłem przez telefon, prosząc, by ktoś do mnie zszedł i porozmawiał, bo biuro mieści się na pierwszym piętrze. Niestety nikt się do mnie nie pofatygował, więc wróciłem do domu – wspomina pan Jarosław.

Następnego dnia, po kilku telefonach w bloku pojawił się technik z firmy zarządzającej budynkiem. Zdemontował trzy deski, zostawiając jednak jedną dokładnie nad balkonem pana Jarosława. – Zachowałem tę, która spadła na mój samochód. To solidny kawał drewna, a zamontowali go jedynie na trzech kołkach. To nie pierwsza deska, która spadła na podwórko. One nie wyglądają na obluzowane, jednak technik bez problemu zdemontował je samymi rękami. To świadczy o tym, jak się trzymają muru – mówi lokator.

Tu się bawią dzieci

Pan Jarosław mieszka również z niepełnosprawną Marią Sokołowską. Mają dwa auta, bo to jak twierdzą ich drugie, sprawne nogi. Niestety rzeczoznawca, biorąc pod uwagę wiek zniszczonego auta wycenił szkody na jedyne 250 zł. – Za taką sumę nikt nam tego nie naprawi. To auto kupiliśmy od innego niepełnosprawnego, więc ma mały przebieg. Teraz najprawdopodobniej pójdzie do kasacji – mówi pani Maria. 

Lokatorzy mieszkania na parterze tylko czekają  na moment kiedy kolejne deski spadną na ich drugi samochód, lub co gorsza, zrobią komuś krzywdę. – Przecież tu latają dzieci. Wiadomo, że bawią się pod balkonami w chowanego. Jak na któreś spadnie ta deska, to może dopiero ktoś się za to weźmie – mówi pan Jarosław.

Maria Krzywolak „Nasz Dom”
W chwili, gdy pan Nowak pofatygował się do nas, przebywałam na urlopie. Jestem zaskoczona tym, że nikt do niego nie wyszedł przed budynek. Na pewno pouczę pracowników, by w przyszłości uniknąć tego typu sytuacji. Co do desek na dachu budynku, zostawiliśmy te, które zdaniem fachowców nie są obluzowane. W najbliższych dniach jeszcze raz zostanie przeprowadzona ekspertyza dachu. Nasze budynki są ubezpieczone i regularnie sprawdzane, niestety czasem usterki nas zaskakują. Budynki, które przejmujemy, są często w fatalnym stanie. Lat zaniedbań nie da się od razu naprawić.

Adrian Czarnota

  • Numer: 34 (853)
  • Data wydania: 19.08.08