Dzika spychologia
W centrum Kuźni Raciborskiej, kilka kroków od siedziby Urzędu Miejskiego, pojawił się dzik. Jaka była reakcja? Niepokój mieszkańców, obojętność urzędników i konsternacja wszystkich służb, do których zwrócono się z tym problemem. Tylko dzik zachował spokój...
W niedzielny ranek, 3 sierpnia, obok swojego domu przy ul. Słowackiego, Wioletta Jurusik zobaczyła dzika.
– Dzieci mi o nim powiedziały. Przegoniły go dalej, ale wrócił – mówi kobieta. W poniedziałek pani Wioletta udała się do Urzędu Miejskiego, mieszczącego się po drugiej stronie ulicy. – Weszłam w pierwsze drzwi. Pani z mieszkaniówki zadzwoniła do nadleśnictwa. Powiedzieli jej, że usunięcie dzika nie jest w ich interesie, że trzeba zadzwonić do łapacza. Zadzwoniliśmy do łapacza, ale też nie przyjechał – opowiada. Zdesperowani Jurusikowie przegonili zwierzę poza obejście.
Czy dzik to kot?
Następnego dnia dzik zawitał do sąsiadów. – Rano mąż oznajmił, że mamy odwiedziny – mówi Gabriela Jończyk. Ona również skierowała się do Urzędu Miejskiego. – Z sekretariatu zadzwonili do centrum zarządzania kryzysowego, a ten zapytał... czy to przypadkiem nie jest kot i czy na pewno jest żywy. Odesłano mnie do referatu ochrony środowiska. Wcześniej dzwoniłam jeszcze do nadleśnictwa, gdzie skierowano mnie do Urzędu Miejskiego, który ma podpisaną umowę z firmą wyłapującą bezpańskie psy i koty. W referacie ochrony środowiska zaczęli narzekać, że kogoś tam nie ma, że ludzie na urlopach. W końcu pani Pabian zadzwoniła do nadleśnictwa. Tam poradzili jej, żeby zwrócić się do koła łowieckiego. Z koła łowieckiego Ponowa też nikt nie przyjechał. Jeden z urzędników zapytał, czy mam męża. Poradził, żeby zwierzę wsadzić do worka po ziemniakach i wywieźć do lasu – opowiada pani Gabriela.
Od Iwana do Pogana
Złapanie zwierzęcia okazało się niełatwą sprawą. Przestraszone rozerwało siatkę ogrodzeniową i uciekło. Następnego dnia znowu zawitało na Słowackiego.
– Sąsiad zadzwonił na policję. Przyjechali, spisali notatkę. Zadzwonili do nadleśnictwa – bezskutecznie. Następny był telefon do weterynarii – opowiada Gabriela Jończyk. Obie kobiety są rozgoryczone, że przez kilka dni nikt z urzędników nie pofatygował się na miejsce, nie potrafił pomóc. – Stwierdzili, że oni nie będą tego łapać. Że mamy go wypuścić w lesie. A gdyby nas z tym zwierzęciem zatrzymała policja? Jak byśmy to wytłumaczyli? A może jest jakieś chore, wściekłe? – tłumaczą mieszkanki ul. Słowackiego. Dzieci pani Wioletty kilka dni spędziły w czterech ścianach, bojąc się wyjść na podwórko, gdzie zadomowił się nieproszony gość. Pani Gabriela również bała się wypuścić dzieci na dwór. – Mam też kury i świnki wietnamki. Wszystko zamknięte, bo dzik straszył i gryzł zwierzęta. A gdybyśmy go wypuścili na drogę? Czy też nikt by nic nie zrobił? – pytają kobiety.
Mundurowi w akcji
W środę, po bezskutecznym oczekiwaniu na weterynarza, Gabriela Jończyk zadzwoniła do raciborskiej komendy policji. Tam obiecali jej wezwać straż leśną. Czas mijał, ale nikt się nie zjawił. Brat pani Gabrieli, Marcin Rak, zadzwonił do Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach. Tam również przyjęto zgłoszenie, ale dalej nic się nie działo. Jurusikowie i Jończykowie nie wiedzieli już, do kogo mają się zwrócić o pomoc. Nie pominęli nawet naszej gazety. Kolejny do raciborskiej komendy zadzwonił Dariusz Jurusik, a w końcu zdesperowany zatrzymał na ulicy patrol kuźniańskiej policji. Funkcjonariusze stanęli na wysokości zadania. Sprowadzili lekarza z Powiatowego Inspektoratu Weterynarii, a następnie zawiadomili Państwową Straż Pożarną w Raciborzu. Około godz. 19.00 wszyscy zgromadzili się na posesji państwa Jończyków. Raciborscy strażacy złapali dzika do worka i przekazali policjantom. Ci wywieźli zwierzę do lasu i w obecności weterynarza wypuścili je na wolność. – Duże podziękowania należą się policjantom z Kuźni. Tylko oni nie obrócili wszystkiego w żart, tylko naprawdę pomogli. Podobnie jak straż pożarna z Raciborza i nasi sąsiedzi – państwo Jurusikowie. Tyle nas to nerwów wszystko kosztowało – oddycha z ulgą Gabriela Jończyk.
Gabriel Tworuszka – specjalista ds. ochrony lasu w Nadleśnictwie Rudy Raciborskie
Jeśli zwierzę jest na terenie miejskim, a nie w swoim naturalnym środowisku, zakłóca porządek danej miejscowości, to zgodnie z ustawą o utrzymaniu czystości i porządku odpowiada za to samorząd. Pojawienie się zwierząt łownych poza ich naturalnym środowiskiem należy traktować tak samo jak pojawienie się zwierząt bezdomnych, tzn. jako zdarzenie powodujące konieczność działania gminy w celu przywrócenia porządku. Gmina ma podpisaną umowę z firmą wyłapującą bezpańskie psy i koty, i tak samo jest w przypadku pozostałych zwierząt.
Mieczysław Piastowski – łowczy koła łowieckiego Ponowa
Zgodnie z ustawą Prawo łowieckie zwierzyna w stanie wolnym jest własnością skarbu państwa. Koło łowieckie odpowiada za nią dopiero, kiedy zostaje pozyskana. Jeśli zwierzę łowne znajdzie się na terenie zabudowanym, Urząd Miejski ma obowiązek się nim zająć. To administracja państwowa ma obowiązek podjąć jakieś działania, np. wezwać weterynarza, który uśpiłby zwierzę czy wywieźć do lasu. Myśliwy nie ma możliwości działania, gdyż grunty na terenie miast i wsi nie wchodzą w granice obwodu łowieckiego.
Aleksander Serafin – inspektor z Gminnego Centrum Zarządzania Kryzysowego Urzędu Miejskiego w Kuźni Raciborskiej
Kiedy zgłoszono nam tę sytuację, skontaktowaliśmy się z Polskim Związkiem Łowieckim, kołem łowieckim Ponowa i poinformowaliśmy, że na terenie prywatnej posesji znajduje się mały dzik. Łowczy uznał, że zwierzę jest małe i nie stwarza zagrożenia dla ludzi, że pewnie oderwało się od stada i poradził, żeby przetransportować je na tereny leśne wokół Kuźni, co też zostało zrobione. O zaistniałej sytuacji poinformowaliśmy powiatowego lekarza weterynarii. Jest to zwierzę dzikie, dlatego w takich sytuacjach działamy we współpracy z kołem łowieckim.
Ewelina Żemełka
Najnowsze komentarze