Wtorek, 19 listopada 2024

imieniny: Elżbiety, Seweryny, Salomei

RSS

To jest mój dom

10.06.2008 00:00
Na tyłach zakładów PKP stoją puste hale. Tomasz jedną z nich wypatrzył już kilka lat temu podczas spaceru. Wtedy nawet do głowy mu nie przyszło, że kiedyś będzie mu służyć za dom.

W ciągu zaledwie miesiąca stracił dom i trafił do zakładu karnego. Ma żal do ojca, że ten zrujnował mu życie.

Skręcamy w jedną z bocznych uliczek na tyłach zakładów PKP. Od lat nikt tędy nie chodzi, bo nie ma takiej potrzeby.
Hale stoją puste. Tomasz jedną z nich wypatrzył już kilka lat temu podczas spaceru.
Wtedy nawet do głowy mu nie przyszło, że kiedyś będzie mu służyć za dom.

Ma 35 lat i poważne schorzenie neurologiczne. Inwalida II grupy. Przez lata utrzymywał się z renty, czasem gdzieś dorabiał. Nauczony od małego radzić sobie sam. Ojciec za granicą, matka wyszła powtórnie za mąż. Jemu został dom. Co prawda nie jego tylko ojca, ale z niską rentą i tak nie dałby rady wynająć mieszkania. Pasmo nieszczęść zaczęło się na początku ubiegłego roku z przyjazdem jego ojca z Niemiec. Nigdy nie mieli najlepszych stosunków. W tym czasie Tomasz Gardiasz trafił po raz kolejny do szpitala. – Przeleżałem tam kilka tygodni. Gdy wróciłem, nie poznałem domu, w którym wcześniej mieszkałem – wspomina mężczyzna. Pomieszczenia, które zajmował, były całkowicie zdewastowane. Nie ocalały nawet podłogi i ściany, które ojciec poniszczył na różne sposoby. – Poza zdemolowaniem domu, wyrzucił większość moich rzeczy osobistych. Nie oszczędził również pamiątek po matce. Za to mam do niego największy żal – mówi ze  łzami w oczach mężczyzna.

Więzienie
Po wyjściu ze szpitala, po jego ojcu nie było już śladu. Przez kilka kolejnych tygodni remontował zdewastowany dom. Wtedy myślał, że już nic gorszego nie może mu się przydarzyć. Wkrótce przekonał się, że był w błędzie. – Pewnego dnia przyszła po mnie policja. Zabrali mnie na komisariat. Kilka tygodni później trafiłem do zakładu karnego. To ojciec zawiadomił policjantów, że zdewastowałem należący do niego dom – wspomina. Jako że nie miał pieniędzy na pokrycie strat, trafił za kratki. Nie sposób dowiedzieć się od niego, za co konkretnie został skazany. Ma problemy z mówieniem, gdy się denerwuje, mówi jeszcze szybciej i niezrozumiale. W zakładzie karnym przesiedział rok. Kiedy wyszedł w marcu na wolność, nie miał nic. Nie stawił się na wezwanie komisji lekarskiej, przez co stracił rentę.

Dom
Z dnia na dzień musiał sobie znaleźć dom. Zima była dość łagodna, więc pierwszy miesiąc przetrzymał na klatkach schodowych. Później przypomniał sobie o ruderze przy torach. Wprowadził się na poddasze, gdzie mieszka do dziś. Aby dostać się do „pokoju”, trzeba wspiąć się na misternie ułożone schody z szafek, lodówek i krzeseł. Całość się chwieje, ale dzięki temu nikt nie odważy się na to wspiąć. W nocy jest bezpiecznie. Tak naprawdę dotąd odwiedzała mnie tu tylko policja i straż miejska. Oni wiedzą, w jakiej jestem sytuacji i zawsze sprawdzają, czy nic mi nie jest. Dbają o mnie – przyznaje. W pomieszczeniu, w którym sypia panuje bałagan. Na stoliku stoi telefon. Oczywiście nie podłączony, ale jak przyznaje, kojarzy mu się z domem. – Mieć znów telefon, telewizor i lodówkę to już prawdziwe szczęście. Kiedyś się odbiję – zapewnia lokator poddasza. W kącie pomieszczenia stoi dziecięca wanienka. To prowizoryczna łazienka. Woda oczywiście jest zimna, ale Tomek musi być czysty, gdy idzie do urzędu. Zawsze wtedy wkłada białą koszulę, którą chowa starannie w reklamówce, by się nie pogniotła i nie wybrudziła.

Obieżyświat
Dzień Tomka wygląda zawsze tak samo. – Rano trzeba objechać kontenery za złomem, by szybko sprzedać pierwszą partię metali i mieć na śniadanie. – Mam na tyle dobrze, że nie muszę z rana zapijać delirki jak moi znajomi. Nie piję, bo nie mogę ze względu na chorobę. Czasem więc choroba to prawdziwe szczęście – żartuje Tomek.   Jakiś czas temu wypatrzył w punkcie skupu złomu stary rower. Zapytał właściciela, czy mu go nie sprzeda. Udało się. Od tego czasu było łatwiej, a i dochody się powiększyły. – Dziennie potrafię zrobić nawet pięćdziesiąt kilometrów. Do roweru przymocowałem małą przyczepkę, więc na jeden raz biorę więcej żelastwa – chwali się. Kilka tygodni temu zajechał na tym rowerze do Pragi. Miasto zauroczyło go. Chce tam kiedyś wrócić, gdy się uda, gdy wreszcie będzie miał dom i pieniądze. Może nawet pojedzie do matki, do Wisły. Wszystko zależy od tego, jak się ułoży życie.

Ojciec
Przez te wszystkie miesiące pobytu w zakładzie karnym tylko raz się załamał. Jak sam mówi, segregowanie więźniów to fikcja, od początku siedział zarówno z drobnymi oszustami, jak i z mordercami. – Cały czas trzyma mnie przy życiu postanowienie, że chcę jeszcze pokazać ojcu. On mi zmarnował życie, a ja mu pokażę, że się nie poddałem, że mi się udało. Gdy ponad tydzień temu trafił do naszej redakcji, nie bardzo wiedział,  co ma ze sobą począć. Jak twierdzi, odmówiono mu przyznania miejsca w noclegowni, bo nie jest stąd. Szybko się okazało, że był w błędzie. Powoli przekonuje się do urzędników. – Teraz po kolei: noclegownia, meldunek, renta, praca, mieszkanie… A potem odwiedzę ojca – mówi przez zaciśnięte zęby.

Zenon Stube kierownik Domu Dla Bezdomnych w Raciborzu
Znamy przypadek pana Tomasza Gardiasza. Nie przyszedł na umówioną wizytę, choć wszystko było załatwione. Chcemy mu pomóc i na pewno dostanie miejsce w noclegowni. Musi jednak dokonać pewnych formalności, których nie możemy zrobić za niego. Nie da się kogoś uszczęśliwić na siłę. Jeśli mamy miejsca, pomagamy również ludziom z innego terenu. To nie stanowi problemu.

Adrian Czarnota

  • Numer: 24 (843)
  • Data wydania: 10.06.08