Niedziela, 28 lipca 2024

imieniny: Aidy, Innocentego, Marceli

RSS

Poczułem się zlekceważony

25.03.2008 00:00
Zgłaszam tę sprawę by pani radna przemyślała swoją postawę – stwierdził czytelnik.

Jesienią ubiegłego roku, gdy we wszystkich środkach masowego przekazu chwalono trenera polskich futbolistów, Holendra Leo Benchakera, za awans drużyny do finałów Mistrzostw Europy, raciborzanin Edward Wiśniewski (69 lat) nie krył irytacji. – Tak go wywyższali, a całkiem zapomnieli o naszym najlepszym trenerze Kazimierzu Górskim – twierdzi. Wpadł wówczas na pomysł, że pamięć o nieżyjącym już szkoleniowcu można uczcić, nadając jego imię Stadionowi Śląskiemu. – Real Madryt gra na stadionie Santiago Bernabeu. Nie wiem, kim był ten człowiek, ale jego imię i nazwisko jest podawane na całym świecie, tak samo byłoby z imieniem pana Kazimierza. Zacząłem rozmawiać o tym ze znajomymi i oni potwierdzali, że to ciekawa idea. Zadzwoniłem do redakcji sportowej TV Katowice. Tam dziennikarz stwierdził, że pomysł jest nowatorski i warto go wdrożyć w życie. Doradził, by zrobić to  drogą oficjalną, przez śląskie władze samorządowe – wspomina.

Udał się do radnej Sejmiku Województwa Śląskiego – Gabrieli Lenartowicz. – Głosowałem na nią. Co prawda za namową żony, ale sam też uznałem, że wygląda na osobę godną zaufania – podkreśla. Z rozmowy z Lenartowicz był zadowolony. Pomysł spodobał się radnej i obiecała, że przedstawi go odpowiedniej komisji Sejmiku. – Przyniosłem jej odręczne  pismo w tej sprawie. Poprosiła, by je zostawić. Myślałem, że taka forma wystarczy. Nie było mowy, że forma jest niewłaściwa – mówi mężczyzna.

Mijały miesiące, a wieści z Sejmiku nie nadchodziły. – Pod koniec lutego poszedłem jeszcze raz do radnej, ale nie zastałem jej. Myślałem, że może się ze mną skontaktuje, bo namiary miała (zostawił je na piśmie, które przyniósł - red.) – mówi Wiśniewski. Postanowił sam „zasięgnąć języka” w Sejmiku. – Rozmawiałem z wiceprzewodniczącą Komisji Sportu. Nie wiedziała nic o moim pomyśle, stwierdziła, że żadne pismo do nich nie dotarło. Poradziła, bym je ponownie przekazał – oznajmia pan Edward. Zaskoczyło go to, ale pismo wysłał – przed dwoma tygodniami i teraz znów czeka na odpowiedź. – Na początku to chciałem znaleźć jakiegoś zwierzchnika radnej Lenartowicz i mu się wyżalić, ale w Sejmiku mi powiedzieli, że pani Lenartowicz już nie jest radną, więc to zbędny trud. Pomyślałem, to chociaż niech w gazecie opiszą sprawę, by innym politykom i ich wyborcom historia posłużyła za nauczkę. Poczułem się zlekceważony przez radną – ubolewa raciborzanin.

Z Gabrielą Lenartowicz rozmawialiśmy w momencie, gdy Sejmik przyjmował jej rezygnację z funkcji radnej. Jest już prezesem WFOŚ w Katowicach. – Oczywiście pamiętam rozmowę z panem Wiśniewskim. Miał przy sobie  odręcznie zapisaną kartkę z zeszytu. Poprosiłam, by ją zostawił, bo był na niej zarys jego pomysłu. Wkrótce po rozmowie spotkałam się z przewodniczącym Komisji Sportu i opowiedziałam mu o idei raciborzanina – twierdzi była już radna. Okazało się, że temat z nadaniem imienia jest mniej ważny niż walka samorządowców o włączenie Stadionu Śląskiego do finałów Euro 2012. Politycy ze Śląska zajmują się teraz modernizacją stadionu, jego zadaszeniem. Wszystkie inne sprawy schodzą na plan dalszy. – Uważam, że zachowałam się w porządku. Dyskutowałam o pomyśle także z Antonim Piechniczkiem. On powiedział, że bardzo trudno będzie zmienić tradycyjną nazwę stadionu. Propozycja nie spotkała się z zainteresowaniem, więc droga formalna była niepotrzebna – tak Lenartowicz wyjaśnia brak odpowiedzi. Deklaruje, że chętnie porozmawia z panem Edwardem, jak tylko się z nią skontaktuje. Ten mówi: – Teraz to się już mija z celem. Może ją kiedyś spotkam, to jej powiem, że głupio się poczułem, że nic mi nie odpowiedziała. 

Mariusz Weidner

  • Numer: 13 (832)
  • Data wydania: 25.03.08