Realizuję marzenia
O tym, że do szycia ma talent przekonała się już w szkole podstawowej. Gdy na jednej z dyskotek wystąpiła we własnoręcznie uszytej bluzce zrobiła furorę wśród koleżanek. Wtedy w głowie Izy zrodził się pomysł, by kontynuować naukę w zawodzie krawcowej. Po zdobyciu tytułu czeladnika, potem mistrza, zatrudniła się w prywatnym zakładzie w Gorzycach. To tam nauczyła się fachu. – W większych zakładach szyje się przez cały czas jeden element stroju, w Gorzycach szyłam dla klientek strój od początku do końca – mówi.
Kolejną pracę znalazła w Samborowicach. Jednak gdy zakład zlikwidowano została bezrobotną. Wtedy powróciły marzenia o własnej miniszwalni. Zakładając w maju 2007 działalność, postanowiła spróbować własnych sił. – Do zaryzykowania namawiała mnie cała rodzina. Obawiałam się załatwiania formalności i tego, czy będzie klientela – mówi Iza. Z fiskusem rozlicza się kartą podatkową. Jest to jej zdaniem najprostszy sposób płacenia podatków, nie wymagający prowadzenia księgowości. Mąż przerobił dla niej jedno z gospodarczych pomieszczeń rodzinnego domu, z rozwiązanego zakładu w Samborowicach odkupiła używane maszyny, dokupiła specjalny manekin, na którym można pasować każdy rozmiar ubrania. Gdy po miesiącu od założenia działalności wywiesiła szyld, interes rozkręcił się na dobre. Zaciekawione panie wchodzą prosto z ulicy, by sprawdzić ofertę. Pomimo że półki sklepowe uginają się od towaru, przychodzą do niej głównie klientki o nietypowych kształtach. Wiele z nich chce by coś skrócić, przerobić czy „odmłodzić” starsze kreacje. Jednak gdy kobiety zamawiają uszycie sukienki wyjściowej, modnego żakietu lub kostiumu, Izabela rozwija skrzydła.
W głowie Izabeli rodzi się wiele pomysłów. Planowała połączyć szycie ze sprzedażą internetową, ale póki co nie ma na to czasu. Życzyłaby sobie, aby jej „usługi krawieckie” się rozwijały i na tyle dobrze prosperowały, by w przyszłości mogła zatrudnić dwie osoby do pomocy.
Basia Staniczek
Najnowsze komentarze