Za późno pytać: dlaczego?
Dochodziło południe, gdy do drzwi Anny Marszolik zapukali we wtorek robotnicy z administracji. Poprosili o klucze na strych.
– Coś tam chcieli chyba naprawiać. Większość lokatorów była nieobecna, więc przyszli do mnie. Wzięłam klucze i poszłam z nimi. Akurat suszyło mi się tam moje pranie, więc pomyślałam, że je pozbieram, żeby im nie zawadzało – relacjonuje kobieta.
Znaleźli ją na strychu
Robotnicy weszli na strych pierwsi. Pani Anna zaczęła ściągać prześcieradła z drutów, gdy usłyszała krzyk jednego z fachowców. – Najpierw przeklął i powiedział do kolegi, że coś leży w kącie. Potem nagle wybiegł z krzykiem, omal mnie nie przewracając. Po chwili wszyscy wybiegliśmy przerażeni. Nikt z nas nigdy wcześniej nie widział zwłok – wspomina pani Anna.
Powiesiła się na smyczy
W kącie, w pozycji półleżącej, znaleźli zwłoki Jolanty O. Powiesiła się na smyczy dla psa. – Na strychu paliło się światło, przez chwilę pomyślałam więc, że może ona też coś robiła przy praniu i straciła przytomność. Gdy podeszliśmy bliżej, wszystko było jasne. Przed śmiercią zachowała na tyle przytomności umysłu, że nie zostawiła kluczy w drzwiach, aby nie było problemu ze znalezieniem jej. Powiesiła się na tym gwoździu – wskazuje palcem Anna Marszolik.
Nikt się nie domyślał
Kobieta osierociła czwórkę dzieci w wieku 19, 17, 12 i 8 lat. Nikt nie wie, dlaczego to zrobiła. W poniedziałkowy wieczór dzieci chodziły po sąsiadach i pytały o mamę. Nie wracała do domu. – Ona była po rozwodzie z mężem, ale dobrze ze sobą żyli. Widzieliśmy, jak on przychodzi do niej na obiady w niedzielę. Nie kłócili się. Nawet nie było widać po ich zachowaniu, że są po rozwodzie. W niedzielę była jeszcze na festynie, a tu taka tragedia – załamuje ręce jedna z sąsiadek.
Rodzina jest załamana
Dzieci trafiły pod opiekę wujka w Wodzisławiu Śląskim. – Jeszcze w niedzielę Jola siedziała ze mną tu w kuchni i wspominała, jak dobrze się bawiła tydzień wcześniej na weselu kuzyna. Była radosna i wesoła, nikt się nie domyślał, że czarne myśli jej chodzą po głowie. Co teraz będzie z tymi dziećmi, jak sobie poradzą? – zastanawia się pani Anna. – Ja sama już nigdy nie wejdę na ten strych. Po prostu się boję – dodaje z łzami w oczach.
Adrian Czarnota
Najnowsze komentarze