Wtorek, 19 listopada 2024

imieniny: Elżbiety, Seweryny, Salomei

RSS

Za późno pytać: dlaczego?

25.09.2007 00:00
Mieszkańcy Niedobczyc są wstrząśnięci tragedią, która wydarzyła się we wtorek na osiedlu Andersa.

Dochodziło południe, gdy do drzwi Anny Marszolik zapukali we wtorek robotnicy z administracji. Poprosili o klucze na strych.

– Coś tam chcieli chyba naprawiać. Większość lokatorów była nieobecna, więc przyszli do mnie. Wzięłam klucze i poszłam z nimi. Akurat suszyło mi się tam moje pranie, więc pomyślałam, że je pozbieram, żeby im nie zawadzało – relacjonuje kobieta.

Znaleźli ją na strychu

Robotnicy weszli na strych pierwsi. Pani Anna zaczęła ściągać prześcieradła z drutów, gdy usłyszała krzyk jednego z fachowców. – Najpierw przeklął i powiedział do kolegi, że coś leży w kącie. Potem nagle wybiegł z krzykiem, omal mnie nie przewracając. Po chwili wszyscy wybiegliśmy przerażeni. Nikt z nas nigdy wcześniej nie widział zwłok – wspomina pani Anna.

Powiesiła się na smyczy

W kącie, w pozycji półleżącej, znaleźli zwłoki Jolanty O. Powiesiła się na smyczy dla psa. – Na strychu paliło się światło, przez chwilę pomyślałam więc, że może ona też coś robiła przy praniu i straciła przytomność. Gdy podeszliśmy bliżej, wszystko było jasne.  Przed śmiercią zachowała na tyle przytomności umysłu, że nie zostawiła kluczy w drzwiach, aby nie było problemu ze znalezieniem jej. Powiesiła się na tym gwoździu – wskazuje palcem Anna Marszolik.

Nikt się nie domyślał

Kobieta osierociła czwórkę dzieci w wieku 19, 17, 12 i 8 lat. Nikt nie wie, dlaczego to zrobiła. W poniedziałkowy wieczór dzieci chodziły po sąsiadach i pytały o mamę. Nie wracała do domu.   – Ona była po rozwodzie z mężem, ale dobrze ze sobą żyli. Widzieliśmy, jak on przychodzi do niej na obiady w niedzielę. Nie kłócili się. Nawet nie było widać po ich zachowaniu, że są po rozwodzie. W niedzielę była jeszcze na festynie, a tu taka tragedia – załamuje ręce jedna z sąsiadek.

Rodzina jest załamana

Dzieci trafiły pod opiekę wujka w Wodzisławiu Śląskim.  – Jeszcze w niedzielę Jola siedziała ze mną tu  w kuchni i wspominała, jak dobrze się bawiła tydzień wcześniej na weselu kuzyna. Była radosna i wesoła, nikt się nie domyślał, że czarne myśli jej chodzą po głowie. Co teraz będzie z tymi dziećmi, jak sobie poradzą? – zastanawia się pani Anna. – Ja sama już nigdy nie wejdę na ten strych. Po prostu się boję – dodaje z łzami w oczach.

Adrian Czarnota

  • Numer: 39 (806)
  • Data wydania: 25.09.07