Wtorek, 24 grudnia 2024

imieniny: Adama, Ewy, Zenobiusza

RSS

Posprzątać po PRL

25.09.2007 00:00
Granica zawsze wzbudza jakiś respekt i ogranicza swobodę. Najpóźniej 1 stycznia szlabany znikną. Czy Polacy i Czesi staną się prawdziwymi sąsiadami?

Hubert Sladek mieszka tuż przy granicy w Chałupkach. Jest na rencie, działa aktywnie w kole emerytów i rencistów, ale nie opuszcza żadnej imprezy w pobliskim Boguminie. Często zagląda do Ostrawy. Zna czeski, ogląda czeską telewizję. – Tam dzieją się ciekawe rzeczy. Na przykład efektowne inscenizacje historyczne – mówi. Jest zdania, że jak ludzie będą mieli więcej informacji o sobie, my o Czechach a Czesi o nas, to granica rozdzielająca dawne demoludy całkowicie się zatrze. Nie będzie nawet granicy języków, bo w gminach Krzanowice, Krzyżanowice czy Pietrowice Wielkie ludzie mówią dialektem zawierającym elementy polskiego, czeskiego i niemieckiego. – Zresztą nie słyszałem, by ktoś z Czechami nie mógł się dogadać – oznajmia Sladek.

Dla wielu osób granica nie istnieje już dawno. Młodzi Ślązacy masowo jeżdżą do dyskotek ostrawskiego Stodolni. Nie gardzimy czeskimi marketami, lubimy wpaść na obiad do Krawarza, czasem do opawskiego teatru, skorzystać z czeskich tras rowerowych. Jedyny problem to kontrola graniczna – wymuszony przystanek na trasie. Najpóźniej 1 stycznia, w związku z wejściem Polski do strefy Schengen, strażnicy odejdą. Nikt już nie będzie pytał o dowód osobisty czy paszport. Ot, wsiadamy i jedziemy.

Budki do kasacji

– Będzie trochę roboty, bo trzeba zlikwidować infrastrukturę graniczną. Posprzątać po PRL-u. Stare drogi, które przed wojną łączyły wsie są teraz przeryte rowami lub zablokowane słupami. Pozostały budki kontrolne. Musimy je zdemontować i wywieźć – mówi Manfred Abrahamczyk, burmistrz Krzanowic. Dla niego Schengen to po prostu normalność. – Ludzie z naszej strony mają rodziny w Czechach. Rolnicy uprawiają swoje pola w dwóch państwach. Kontrole od dawna były już dla nich uciążliwe. Przez przejścia małego ruchu granicznego nie można było przejechać samochodem. Tylko rowerem bądź iść pieszo, w określonych godzinach. Teraz stare trakty ożyją – dodaje burmistrz.

Gmina Krzanowice jest właścicielem budynku Straży Granicznej w Pietraszynie. Śląski Oddział z Raciborza będzie go użytkował jeszcze dwa lata, bo funkcjonariusze mają teraz prowadzić działania wewnątrz kraju. Likwidować kontrabandę, zatrzymywać nielegalnych emigrantów. Potem mają ostatecznie opuścić Pietraszyn, ale gmina wystawi strażnicę na sprzedaż. Kto wie, twierdzą w magistracie, może znajdzie się chętny na jakiś zajazd.

– Chcemy jak najszybciej doprowadzić do dobrego stanu drogę z Krzanowic do Kuchelnej. Trzeba odnowić odcinek Krzanowice–Strachowice i mostek na drodze do Rohowa oraz drogę Borucin–Kuchelna – mówi Manfred Abrahamczyk. Jest przekonany, że z czasem ruch na tych drogach lokalnych będzie się nasilał, a ludzie nawiążą nowe kontakty towarzyskie.

Na ślubnym kobiercu

Podobnego zdania są w Krzyżanowicach, które współpracują z Hacią, Szilerzowicami i Pisztem. – To wieloletnie partnerstwo bardzo nas już zbliżyło, a Schengen, jak sądzę, pomoże rozwinąć współpracę gospodarczą. Przedsiębiorcy poczują pełną swobodę – mówi wójt Leonard Fulneczek. Mieszkańcy obu stron granicy są już tu prawdziwymi sąsiadami. Nie brakuje nawet polsko-czeskich małżeństw.

O socjalizmie dawno zapomniano.

W PRL-u ludzie żyli w jednym bloku wschodnim, ale za żelazną kurtyną. Rodzina mieszkająca tuż przy szlabanie w Owsiszczach musiała jechać przez Chałupki odwiedzić krewniaków w czeskim Piszczu. Teraz mogą tam iść spokojnie na spacer, ale po okazaniu przynajmniej dowodu. Wkrótce nikt o nic nie będzie już ich pytał. Dzieci z Owsiszcz zbiorą się rano i po prostu pójdą do Piszcza na basen, już teraz oblegany przez Polaków.

– Nasze połączenia z czeskimi miejscowościami są praktycznie drożne. Czesi budują drogę z Piszta do Bolesławia. Nasz odcinek w tym rejonie jest już projektowany. Powstanie w przyszłym roku. Chcemy poszerzyć drogę z Wydala do Haci przez hacki las oraz poprawić stan nawierzchni dróg z Zabełkowa i Rudyszwałdu do Haci i Szylerzowic. Prace projektowe już ruszyły – dodaje wójt Leonard Fulneczek.

Czesi się nie garną

Pół kilometra drogi brakuje, by połączyć Gródczanki w Pietrowicach Wielkich z Trzebomiem w Czechach. – Jest tam podbudowa z tłucznia, ale nie ma asfaltu. Można od biedy przejechać autem, a przydałoby się coś lepszego – mówi wójt Andrzej Wawrzynek. Gmina myśli o wylaniu asfaltu, ale w chwili, gdy Czesi podejmą decyzję o remoncie odcinka od Trzebomia do granicy. – To jednak ponad kilometr i na razie nie zapadła decyzja o inwestycji. Widzimy, że Czesi się jakoś do niej nie garną – mówi wójt Wawrzynek. Liczy, że Schengen umożliwi lepszą jak dotąd współpracę rolników.

– Zauważamy na naszym terenie coraz więcej czeskich rejestracji, ale nie analizowaliśmy dokładnie z czego to wynika. Zresztą co tu analizować. Ludzie się po prostu integrują i współpracują – kończy włodarz Pietrowic Wielkich.

 Budki, szlabany i zapory - to wszystko trzeba sprzątnąć i odnowić drogę do Kuchelnej – mówi burmistrz Krzanowic Manfred Abrahamczyk

Grzegorz Wawoczny

  • Numer: 39 (806)
  • Data wydania: 25.09.07