Wtorek, 24 grudnia 2024

imieniny: Adama, Ewy, Zenobiusza

RSS

Z wizytą w klasztorze Shaolin

18.09.2007 00:00
Niewielu naszych rodaków miało okazję być we wnętrzach klasztoru Shaolin. Pewien mieszkaniec Radlina nie tylko, że był, to jeszcze wywołał wśród tamtejszych mnichów–wojowników prawdziwą furorę.

Coraz popularniejsza staje się moda na uczestnictwo w różnego rodzaju zajęciach. Wyjątkową ofertę posiada Stowarzyszenie Dalekowschodnich Sztuk Walki Tao z Radlina. Jego prezes Mirosław Barszowski to jeden z niewielu, a być może nawet jedyny Europejczyk, który potrafi wykonywać ćwiczenia do tej pory zarezerwowane dla najlepszych chińskich wojowników Kung Fu Wushu.

Wushu to d alekowschodnie systemy walki, wywodzące się z klasztoru chińskich mnichów Shaolin.  – Można powiedzieć, że jestem samoukiem, bo pierwsze treningi robiłem sobie sam gdzieś tam w piwnicach i garażach – opowiada Barszowski, który przygodę ze sztukami walki rozpoczął przed 20 laty. – Gdy już nieco podrosłem, wszystkie zarobione pieniądze wydawałem na zagraniczne wojaże i seminaria poświęcone wushu. Dopiero za granicą zobaczyłem, jak wygląda prawdziwy trening dalekowschodnich sztuk walki – dodaje.

Podpatrzone u najlepszych europejskich mistrzów wushu metody treningowe postanowił przenieść na polski grunt. Okazało się to strzałem w dziesiątkę. – Istniejące do tej pory w Polsce szkoły dalekowschodnich sztuk walki dalekie były w swym nauczaniu od prawdziwego kung fu wushu. Dlatego postanowiłem rozpropagować ten sport w Polsce i założyłem Stowarzyszenie Dalekowschodnich Sztuk Walki Tao – wyjaśnia Barszowki. Od tego momentu stał się znaczącą postacią Polskiego Związku Wushu. Powierzono mu utworzenie reprezentacji Śląska w wushu. Został także trenerem okręgowym Polskiego Związku Wushu na Polskę południową. Coraz lepsze wyniki w szkoleniu spowodowały, że mógł wreszcie zrealizować swoje największe marzenie. – Praktycznie od dziecka marzyłem, żeby pojechać do klasztoru Shaolin, chociaż jako turysta. Jakież było moje zaskoczenie i radość kiedy szefowie Polskiego Związki Wushu powierzyli mi obowiązki II trenera polskiej reprezentacji i jej kierownika, na odbywających się w listopadzie 2006 roku w klasztorze Shaolin Mistrzostwach Świata Wushu – opowiada Barszowski.

W kolebce wushu poznał wielu chińskich trenerów uchodzących za najlepszych w świecie. Wykorzystał okazję, by zaprezentować przed nimi swoje nieprzeciętne umiejętności. Wykonał ćwiczenie, które do tej pory realizowali tylko najlepsi chińscy wojownicy. – Zginania włóczni na krtani nie wykonał do tego czasu żaden Europejczyk. Ja byłem pierwszym. Mnisi z Shaolin nie posiadali się ze zdumienia, że ktoś poza nimi potrafi to zrobić – mówi skromnie nasz rozmówca.

Najlepsi wojownicy wushu potrafią wykonywać także inne mrożące krew w żyłach ćwiczenia. Jednym z nich jest zginanie stalowego pręta, którego końce oparte są o krtanie wojowników. Takie ćwiczenia są możliwe tylko i wyłącznie dzięki długotrwałemu treningowi Chigong. Umożliwia on kumulowanie energii ciała w dowolnym jego punkcie. W praktyce skumulowaną energię można wykorzystać także przy zadawaniu ciosów. Czy oznacza to, że wojownik, który posiadł tę sztukę może być niebezpieczny dla otoczenia? – Absolutnie nie. Dostępna jest ona tylko dla najlepszych wojowników wushu, którzy są ludźmi bardzo pozytywnie nastawionymi do otaczającego ich świata – odpowiada Barszowski. – Chińskie przysłowie mówi, że dobry wojownik nigdy nie bywa wojowniczy – kończy.

Artur Marcisz

  • Numer: 38 (805)
  • Data wydania: 18.09.07