Wtorek, 19 listopada 2024

imieniny: Elżbiety, Seweryny, Salomei

RSS

Jeden Włoch wiosny…

11.09.2007 00:00
Z lubością odwołuję się do przedwojennych danych na temat Raciborza. Tym razem też to uczynię. Otóż miasto miało dawniej znacznie więcej restauracji, kawiarni i hoteli z lokalami gastronomicznymi niż dzisiaj. Ktoś powie:  – Tyle jest lokali, ile zapotrzebowania. A mnie się wydaje, że jest inaczej. Liczba raciborzan spada, ale… zbliża się do tej sprzed wojny. Skoro więc potencjalnych klientów jest tylu, co dawniej (a rośnie też zamożność społeczeństwa), to co się takiego dzieje, że oferta gastronomiczna jest uboższa?

Znów moja stara śpiewka. Bo w Raciborzu nie ma miejsca na rozwój tego sektora. Po starej zabudowie pozostały puste, niezabudowane placki w centrum. Przede wszystkim w śródmieściu występuje duży deficyt lokali użytkowych wszelkiego przeznaczenia, a ogromna nadpodaż trawników i parków służących za psie toalety. Wątłą ofertę, windując czynsze do niebotycznych kwot, wydrenowały apteki bądź banki. W efekcie ulica Długa, zamiast służyć za starówkę, na której tętni wieczorem życie, stała się ulicą bankową, kredytowo –pożyczkową, po zmroku zupełnie martwą.

Tegoroczne lato pokazało braki  – zapchane w weekendy ogródki piwne i kolejki przed lodziarnią Włocha Antonia (pewnie nie zdradzimy tajemnicy, że szykuje się na otwarcie w pobliżu restauracji, czym dowodzi chyba, że na tym interesie da się w Raciborzu zarobić). Na dowóz pizzy przez telefon trzeba czekać godzinę, a porządna pachnąca aromatem kawiarnia z pełną gamą ciastek, kremów i sałatek owocowych, to w Raciborzu marzenie ściętej głowy (szkoda, że w zacnym Piotrusiu nic od lat się nie zmienia, a siermiężny wystrój i ścisk stają się nieznośne).

I znów stara śpiewka. Wszędzie, tylko nie u nas, jest inaczej. W starych miastach wykorzystuje się pod zabudowę wszystkie wolne przestrzenie, a na puby i restaurację każde piwnice. Coś jest więc w Raciborzu nie tak. Przykład? Malowniczo położony pl. Dominikański „ubogaca” szalet miejski (proponowałem swego czasu prezydentowi, by się zastanowić nad jego sprzedażą, bo po gruntownej adaptacji i rozbudowie mógłby służyć jako piękna restauracja), nieczynna budka po pizzy i koszmarna pijalnia piwa. Ta ostatnia to zarazem jeden z wymownych symboli opóźnień Raciborza w stosunku do sąsiadów, choćby z czeskiej Opawy, po której aż miło się spaceruje.

Twierdzenie, iż za ten stan całkowicie odpowiedzialne są władze miasta (choć faktem jest, że przez ostatnie 17 lat o śródmieście nie dbano) zahaczałoby o populizm, ale w końcu bądźmy szczerzy: rolą prezydenta jest znalezienie takiej recepty, która, m.in. pod względem infrastruktury gastronomicznej, pchnie Racibórz do przodu. Inaczej mówienie o rozwoju turystyki w naszym mieście będzie wielkim fałszem, a na przyszłorocznych obchodach 900 –lecia nie będzie gdzie usiąść. No chyba, że od razu założymy, że najlepszą formą wypoczynku jest stanie z piwem w tłumie na placu Długosza lub za lodami u Antonia.

Grzegorz Wawoczny redaktor naczelny „Nowin Raciborskich”

  • Numer: 37 (804)
  • Data wydania: 11.09.07