Wtorek, 19 listopada 2024

imieniny: Elżbiety, Seweryny, Salomei

RSS

Ulewy zaskoczyły

28.08.2007 00:00
Na wyremontowaną ul. Cegielnianą wlewają się po ulewach tony błota z okolicznych pól. Podobny problem mają mieszkańcy ul. Sylwestra w Rudniku. Rodzina z Krzanowic boi się, że staw przy „Perle” może zalać ich dom. Raport Nowin Raciborskich z terenów, gdzie ostatnie obfite deszcze poczyniły najwięcej szkód.

Nieprzejezdna droga, zalane posesje, dużo sprzątania i spore straty. Mieszkańcy za ten stan rzeczy obwiniają Powiatowy Zarząd Dróg.

Rudnik jest położony na terenie, który często jest zalewany i co roku występują tu podobne problemy, jednak zdaniem mieszkańców, sytuacja już dawno nie wyglądała tak źle. Po nawałnicy, jaka przeszła tu 20 sierpnia, na drodze zostało nawet do 40 cm błota. Woda wdarła się na posesje mieszkańców, zalewając ich dobytek. – Można było tego uniknąć, tylko trzeba było wcześniej o tym pomyśleć. Przecież to się nie zdarzyło pierwszy raz – denerwuje się jeden z mieszkańców ul. Sylwestra. Winą za ten stan rzeczy obarcza Powiatowy Zarząd Dróg. – Wystarczyłoby zadbać o kanalizację. Tymczasem kratki ściekowe nie były czyszczone od wielu lat. Ostatni raz chyba przez strażaków ochotników po powodzi w 1997 r. Od tego czasu nikt się tym nie interesował. Nie sztuka podwyższyć asfalt, skoro ta woda w ogóle nie ma gdzie odpływać – dodaje.

Rudniczan bulwersuje postawa PZD. – Droga była nieprzejezdna od godz. 19.00, 20 sierpnia. Przyjechali następnego dnia o pierwszej w nocy, postawili barierki i pojechali. Rano pojawiło się dwóch mężczyzn z łopatami. Co oni mogą zrobić? – pytają bezradnie. – Mieszkańcy mają sporo roboty z porządkowaniem swoich posesji, a jeszcze im pomagają. Powinni tutaj przysłać więcej ludzi – twierdzi jeden z mężczyzn porządkujący podwórko. – Interesuje nas nie tylko, żeby posprzątali drogę, ale przede wszystkim wyczyścili kanalizację, żeby ta woda nareszcie miała gdzie spływać – tłumaczy Piotr Rybka. – Kto nam pomoże wyczyścić płoty, które pewnie niedługo zardzewieją i będą wymagały wymiany, kto zapłaci za pozalewane garaże, samochody? Zarząd dróg potrafi tylko postawić znak z ograniczeniem prędkości, a o odpowiednie odpływy nie potrafi zadbać – denerwuje się jeden z mieszkańców. – Inne miejscowości też były pozalewane, ale z tego co wiem, tam po kilku godzinach droga była już przejezdna. Dało się to zrobić, a u nas? – pyta Piotr Rybka.

Jerzy Szydłowski, dyrektor Powiatowego Zarządu Dróg, jest oburzony tymi zarzutami. – Przecież to jest paranoja. To z gospodarstw i dróg gminnych spłynęło tyle błota na drogę powiatową, czyniąc szkody dla Powiatowego Zarządu Dróg. Wykazałem maksimum dobrej woli wysyłając tam moich ludzi i sprzęt. Porozumiałem się nawet z wójtem, że doprowadzimy tę drogę w ciągu dwóch dni do porządku, a jak będzie się tam unosił kurz, to jeszcze udostępnimy zamiatarkę. Ziemia, która spływa z gospodarstw zapycha kratki odpływowe, które przy takiej nawałnicy nie są w stanie wszystkiego przyjąć. A studzienki nie służą do odprowadzania błota z budynków, tylko są po to, żeby odwadniać korpus drogowy między jednym krawężnikiem a drugim. Tymczasem ludzie błotnistą maź ze swoich posesji wywożą na ulicę i jeszcze dzwonią do mnie z pretensjami, żeby im posprzątać podwórka. Na szczęście wiele ludzi, mieszkańców ul. Sylwestra w Rudniku i Strzybnika, nas wspiera. Sami wychodzili z łopatami na ulicę i nam pomagali i tym serdecznie dziękuję.

Alojzy Pieruszka, wójt Rudnika, uważa, że sprawa jest złożona. – To jest droga powiatowa, ale została zalana przez wodę spływającą z pól, dlatego odpowiedzialność się rozkłada – tłumaczy. – Porozumieliśmy się z PZD, który zadysponował tyle ludzi, ile mógł. Przy oczyszczaniu drogi pracowały też straże pożarne. To jest teren pagórkowaty i takie sytuacje się powtarzają. Kiedyś ludzie radzili sobie z tym, budując stawy i zbiorniki retencyjne. Teraz trzeba będzie do tego wrócić i odbudować je – twierdzi wójt.

(e.Ż)
#nowastrona#
Cegielnianą zalewa błotnista fala

67–letni Gotfryd Wolny sam chwycił po ulewie za łopatę i wykopał prowizoryczny kanał bo nie może się doczekać aż urzędnicy mu pomogą.

Po wtorkowej burzy i obfitych opadach deszczu na, wyremontowanej za duże pieniądze, ulicy pozostały zwały błota. Przedsiębiorstwo Komunalne usuwało je parę godzin. Na jezdni i tak zostanie warstwa, którą tygodniami będą rozjeżdżać samochody, wzburzając tumany kurzu. – Mamy go później w całym obejściu, na szybach i wewnątrz budynków. Pyli się bez przerwy – zauważa Joachim Piszczyk.
– Problem błota z okolicznych pól, które spływa na naszą ulicę pojawia się przy każdej ulewie. Zgłosiliśmy do magistratu propozycje, jak zaradzić tej sprawie. Prosiliśmy, by wykopać rowy lub zrobić nasyp, który zatrzymałby wodę i błoto – tłumaczy mieszkający przy ulicy Cegielnianej Krystian Niewrzoł. Przy wjeździe na jedno z pól jest kratka ściekowa. – Trochę pomogła, ale gdybym z sąsiadami jej nie oczyszczał podczas wtorkowego deszczu, błota byłoby więcej – mówi Joachim Iskra.

– Po większych opadach nie umiemy wyjechać samochodem z garażu – narzeka Gertruda Wolny. Z mężem Gotfrydem muszą się natrudzić by wysprzątać zabłocone podwórko. – Ta praca to dla nas ogromny wysiłek – ubolewa mężczyzna. Dziwi go, że samorząd woli raz po raz płacić za sprzątanie ulicy niż wybudować rów.

Czy magistrat uchroni mieszkańców przed kolejnym zabłoceniem drogi? – Jeszcze zanim remontowaliśmy tę ulicę zleciliśmy projektantowi by zaproponował rozwiązanie problemu błota spływającego z okolicznych pól. Efektem była droga dojazdowa z kratką ściekową. Po obfitych opadach wciąż dochodzi jednak do zabłocenia drogi i pracujemy nad nową koncepcją. Chcemy by, to nowe rozwiązanie było korzystne zarówno dla mieszkańców jak i rolników, którzy tam mają swoje pola. To złożona sprawa i wymaga czasu, by ją załatwić. Prezydent Mirosław Lenk zna problem bowiem wizytował ten teren, gdzie zapoznał się z trudnościami, z jakimi borykają się mieszkańcy – mówi inspektor ds. informacyjno–prasowych magistratu Anita Tyszkiewicz-Zimałka.

Radny Piotr Klima organizuje w tej sprawie spotkanie urzędników z mieszkańcami, 4 września o godz. 16.00 w „Strzesze”.
 
ma.w
#nowastrona#

To ochrona czy ozdoba?

Państwo Kubalowie obawiają się, że plany sąsiada o miłym dla oka stawku, będącym zbiornikiem przeciwpowodziowym zagrażają ich dobytkowi. Jan Basista, właściciel stawu twierdzi, że usprawnił zbiornik, a napuszczenie do niego wody nie zagraża bezpieczeństwu. Tego samego zdania jest Manfred Abrahamczyk, burmistrz Krzanowic.

Podczas burzy 20 sierpnia Marcin Kubala wraz z żoną Moniką i córkami z niepokojem oczekiwali zakończenia ulewnych deszczy. – Nasze dzieci, wystraszone i spakowane, długo do nocy czuwały na wypadek gdybyśmy musieli się wyprowadzać. Z obawy przed wodą nie spaliśmy całą noc – mówią Kubalowie. Mieszkają w sąsiedztwie zbiornika przeciwpowodziowego.

W ich pamięci utkwił obraz po wielkiej fali sprzed 10 lat i sytuacja, która miała miejsce dwa lata później, gdy wybudowany wał został przerwany i woda zalała ich dom po raz drugi. Wtedy to gmina Krzanowice zbudowała suchy polder mający zatrzymać nadmiar wody. Składa się on z trzech wałów i stawu. Przez lata zbiornik uległ zanieczyszczeniu, porósł drzewami i chaszczami. – Śluzy często się zapychały, a mąż był jedyną osobą, która je czyściła. W czasie każdej burzy był na wale i obserwował czy woda nam nie zagraża – mówi pani Monika.

Po tym jak 20 sierpnia Marcin Kubala był na wale i otworzył jeden ze śluzów by woda miała ujście, następnego dnia otrzymał policyjne upomnienie i zakaz wstępowania na teren prywatny, jakim jest obszar zbiornika. Od roku teren należy do Jana Basisty. Państwo Kubala twierdzą, że ich zadowolenie z jakim obserwowali prace na polderze, traktory wyrywające drzewa, niedługo potem przerodziło się w strach, bo właściciel zaczął napuszczać do stawu wodę. Sąsiedzi polderu zachodzą w głowę, po co wybudowano suchy zbiornik, skoro po latach przekształca się go w staw.

Zaniepokojeni interweniowali w sprawie u burmistrza Krzanowic, który, ich zdaniem, nie udzielił konkretnej odpowiedzi. Po raz pierwszy alarmowali, gdy po wale jeździły samochody ciężarowe. Po raz drugi, gdy 21 sierpnia właściciel uszczelniał śluzy i dopuszczał do stawu wodę. Mówią, że na pytanie co dzieje się na stawach pan burmistrz Abrahamczyk odpowiedział jedynie, że wszystko jest okej, a od ludzi pracujących na wałach usłyszeli, że się tam bawią. – Albo to jest polder albo staw, niech mi to ktoś wyjaśni. Chcemy usłyszeć zapewnienie, że nic nam nie grozi i że nasz dobytek i dzieci są bezpieczne – mówią Kubalowie. Chcą potwierdzenia, że w razie podtopień odpowiednie służby przyjadą ich ratować, bo, jak twierdzą, do tej pory skazani byli jedynie na siebie. – Nie znamy się na przepisach, ale nikt nie chce nas poinformować, a my nie chcemy żeby było za późno. Ile razy człowiek ma zaczynać od nowa? Jeśli jakiś ekspert powie nam, że wszystko jest w porządku jesteśmy gotowi przeprosić – mówi małżeństwo.  

– Rok temu nabyłem od gminy ugór – tak Jan Basista nazywa zbiornik przeciwpowodziowy. Pokazuje zdjęcia stawu, sprzed kilku miesięcy, porośniętego drzewami i chaszczami, widokiem, jak mówi, przypominającego bagno. – Na oczyszczenie terenu wyłożyłem pieniędze, a moim zamiarem jest powiększenie obszaru „Perły” i stworzenie tutaj obiektu rekreacyjnego – tłumaczy właściciel posesji i restauracji. Ma plany by zagospodarować znajdujące się niedaleko boisko do siatkówki i kort tenisowy, a na stawie zbudować kładkę, fontannę. Mówi, że zanim w 2006 r. nabył teren, pytał burmistrza czy będzie mógł go wykorzystać jako obiekt rekreacyjny. Sprawa była monitorowana i sprawdzana przez urzędników. Pisemnie zobowiązał się do przestrzegania przepisów dotyczących ochrony przeciwpowodziowej. – Chcemy zalać staw ok. 1 m wody, by chwasty nie wyrastały ponownie, by znów nie powstało tutaj śmietnisko – mówi Jan Basista. Po tym jak 20 sierpnia sąsiad zaczął spuszczać ze stawu wodę, wezwał policję.

Manfred Abrahamczyk burmistrz Krzanowic
W dniu ulewnej burzy nad sytuacją panowali dyżurujący pracownicy urzędu i straż pożarna. Zbiornik jest tak zbudowany, że nawet na wypadek potężnej powodzi mieszkańcy Krzanowic są bezpieczni. Wieczorem, 20 sierpnia, nie było żadnego zagrożenia, za to mógł takowe spowodować pan Kubala otwierając drugą zastawkę. Obecny właściciel wykupił teren z absolutnym zapewnieniem, że zbiornik zawsze spełniać będzie funkcję ochrony przeciwpowodziowej. Wyczyścił i pogłębił powierzchnię stawu, przez co jeszcze bardziej spełnia on swoje zadanie. Konstrukcja jest tak pewna, że musiałaby przyjść woda pięćsetlecia by nam zagrozić. Wały są wysoko ponad stawem i nawet napełniony zbiornik nadal spełnia warunki chroniąc Krzanowice. Obliczali i projektowali go fachowcy, jest potrójne zabezpieczenie. Gmina przez wiele lat starała się sprzedać teren. Cieszymy się, że nabywca na nim inwestuje, poprawia estetykę, a że chce w nim utrzymywać wodę to jego sprawa. Teren będzie spełniał funkcję rekreacyjną, a gmina będzie miała opłacony podatek. Stawik istniał tam od zawsze i poprzedni właściciel hodował w nim ryby. W nocy z 20/21 sierpnia istniało jedynie zagrożenie podtopienia miasta Krzanowic, gdyby pan Kubala otworzył drugą zastawę na stawie.

Basia Staniczek

  • Numer: 35 (802)
  • Data wydania: 28.08.07