Najzdrowsze bo swoje
Na raciborskim targu można jeszcze znaleźć warzywa i owoce, które wyhodowane zostały przez mieszkańców naszego regionu.
Nie brakuje działkowiczów, osób posiadających własne ogrody i ziemię, którzy albo z zamiłowania albo z konieczności sprzedają swoje produkty. – Sprzedaję różne owoce, m.in. aronię, jabłka i śliwki. Poza tym mam kwiaty. Zajmujemy się tym już od 3-4 lat razem z mężem i synem, mamy swój własny ogród w Markowicach – mówi jedna z kobiet sprzedających na raciborskim targu.
Są wśród sprzedających osoby, dla których zajęcie to jest swojego rodzaju tradycją rodzinną. Dla niektórych sprzedających uprawa owoców, warzyw i handel nimi to sposób na spędzanie czasu. Inni robią to z konieczności, bo z emerytury nie sposób wyżyć, a jeszcze inni pomagają w ten sposób rodzicom i przy okazji chcą sobie dorobić przez wakacje. Tak jest w przypadku Malwiny Słotwińskiej: – Uprawa to hobby taty, mamy różne owoce w zależności od sezonu, teraz sprzedajemy m.in. aronię, wiśnie i gruszki, tata się tym zajmuje, ja mu tylko pomagam.
Handlowcy na zbiory w tym roku raczej nie narzekają, podkreślają, że owoców jest bardzo dużo.
Właścicielka działki w Markowicach
Nie stosujemy żadnych optrysków, nigdy nie stosowaliśmy, a owoce są dobre i smakują tak jak powinny smakować. Ludzie raczej chętnie kupują, czasami tylko ciężko idzie. Mam tanio, a niech sobie ludzie pojedzą. Mamy tyle owoców, że i dla nas starczy i jeszcze sprzedać można.
Zbigniew Pelc
Jak zachęcam swoich klientów do kupna? Mówię, że to, co sprzedaję jest ekologiczne, z działki. Zachwalam mówiąc, że jest to hodowane bez sztucznych nawozów. Mieszkam w bloku, w Kietrzu i 500 m od domu mam działkę. Od 6 lat jestem na emeryturze i odkąd na nią przeszedłem tym zajmuję. Lubię to robić, większość czasu spędzam w ogródku. To jest takie moje hobby. Rodzice mieli gospodarstwo i mi zamiłowanie do uprawy zostało – opowiada Zbigniew Pelc, u którego poza malinami, winogronami, czosnkiem, cebulą, fasolką, jabłkami, cukinią i śliwkami można kupić piękne kwiaty, również przez niego wyhodowane.
Henryk Bulenda
Zajmuję się tym już kupę lat, wcześniej matka sprzedawała, a teraz ja to robię. Następcę mam, córkę, ale nie chce zajmować się handlem – opowiada Henryk Bulenda, który przy domu w Brzeźnicy uprawia zarówno owoce, takie jak: śliwki, jabłka, czereśnie czy wiśnie, jak i warzywa: ziemniaki i pomidory. Mimo że ceny oferowanych produktów nie są wysokie, nie zawsze łatwo jest je sprzedać. Kiepsko idzie, bo plony są duże, a kupujących już nie ma tylu, co kiedyś, bo coraz mniej jest ludzi, którzy robiliby przetwory. Ludziom już się nie chce, wolą kupić gotowe.
E.H.
JaGA
Najnowsze komentarze