Wtorek, 19 listopada 2024

imieniny: Elżbiety, Seweryny, Salomei

RSS

Memento

07.08.2007 00:00
Na rozkwit Raciborza w XIX w. złożyły się dwa czynniki: kolej i roztropność włodarzy. Władze stanęły na głowie, by doprowadzić do miasta linię, a na dodatek podjęły niezwykle odważną wówczas decyzję o postawieniu dworca tuż przy śródmieściu, co wiązało się z wyburzeniem murów miejskich (alternatywna koncepcja wskazywała na Dębicz). To był strzał w dziesiątkę. Racibórz zdobył połączenie ze światem. Kolejnym wyzwaniem było ściągnięcie inwestorów. Magistrat skupił małe mieszczańskie parcele, połączył w wielkie działki i oddał za przysłowiową złotówkę przemysłowcom. Byle tylko ludzie mieli pracę a ratusz podatki, za które budowano na potęgę.

Piszę o tym, bo dokonania z XIX w. już dawno mnie przekonały, że najpierw jest biznes a potem rozdawnictwo tak uwielbiane przez polityków, na górze i na dole. To memento chciałbym przypomnieć naszym zacnym włodarzom, bo prowincjonalność Raciborza wynika dziś z partactwa, jakiego dotychczas się dopuszczano. Im władzy bardziej wydawało się, że podejmuje mądre decyzje, tym głupsze były tego efekty. Weźmy Andrzeja Markowiaka, który, przy wsparciu Tadeusza Wojnara, uparcie twierdził, że Raciborzowi nie są potrzebne hipermarkety, bo ważny jest lokalny handel. Wielkie sieci całowały u nas klamkę, na czym skorzystał Rybnik, gdzie prezydent nie cedził takich mrzonek, tylko sprzedawał grunty. Pognała tam potem znaczna część raciborzan na zakupy, nie chcąc oczywiście wspierać naszych lokalnych handlowców, których lokale rychło zaczęły połykać banki i biura pośrednictwa pracy.

Pisałem już wielokrotnie, że z początkiem lat 90. należało intensywnie modernizować kamienice, zabudować pl. Długosza i zadbać o zabytki, a nie bez opamiętania ładować kasę w dzielnicę po to tylko, by zapewnić zaufanym rajcom głosy. Dziś mielibyśmy może starówkę z prawdziwego zdarzenia i rozbudowane centra handlowo-usługowe, a mamy łysy pl. Długosza po wycięciu nieszczęsnych topól.

Polska jest w fazie boomu i każdy zadaje sobie chyba pytanie, co zrobić, by dało się to jak najmocniej odczuć w Raciborzu? W mieście jest więcej ofert pracy niż pracowników, brakuje mieszkań, terenów pod domy, działek pod obiekty handlowe i przemysłowe. Stajemy w podobnej przełomowej chwili, jak w połowie XIX w.  i połowie lat 90. XX w.

Nie zazdroszczę prezydentowi, bo to on i jego ekipa muszą znaleźć receptę na sukces. Może jednak Mirosław Lenk czerpać hojnie z dobrych wzorców. Przyjąć za zasadę, że w mieście tym lepiej, im lepiej mają się firmy i handel. Okazja do manifestacji liberalizmu jest wyśmienita. W magistracie właśnie rozpoczynają się prace nad nowym planem przestrzennym, który określa, co i gdzie można budować. Stary, uchwalony kilka lat temu, okazał się do bani, bo w nielogiczny sposób, m.in. odnośnie handlu, jednym ograniczał swobodę, a drugim napędzał kasę. Panowie decydenci uchwalcie dobry plan, zostawcie potem wszystko magicznej różdżce wolnego rynku i pomyślcie jak z głową wydać pieniądze, by w Raciborzu chciało się żyć nam oraz tym, który – w co wierzę – przyjadą tu za pracą.

Grzegorz Wawoczny - redaktor naczelny „Nowin Raciborskich”

  • Numer: 32 (799)
  • Data wydania: 07.08.07