Odkryj smak przygody
Historia powstania Stowarzyszenia Artystów i Podróżników Grupy Rosynant sięga roku 2000.
Piętnaście młodych osób postanowiło wziąć wówczas sprawy w swoje ręce i zrobić coś dla siebie i swoich przyjaciół oraz dla miasta, które, ich zdaniem, przeżywało wówczas kryzys ofert kulturalnych dla młodych. Przez długi czas kończyło się to rozmowami na tematy raczej nienadające się do realizacji ze skromnym zapleczem, którym dysponowali. W końcu jednak coś ich poruszyło.
– Do teraz nie jesteśmy pewni, czym było to „coś”. Wszystko wskazuje jednak na to, że do głębi poruszyło nas magiczne miejsce, gdzie trafiliśmy trzy lata tem. – Przystanek Alaska na Kaszubach, czyli studenckie pole namiotowe o formule nawiązującej do słynnego serialu. Zapadła decyzja – za rok właśnie w tym miejscu zorganizujemy obóz. Tym razem pomysł nie pozostał wyłącznie pomysłem. Początkowo obóz miał być przeznaczony dla osób, które właśnie dostały się na pierwszy rok studiów naszych uczelni, stąd też nazwa Adapciak – obóz adaptacyjny, lecz dziwnym zbiegiem okoliczności na imprezę trafiła młodzież licealna. Nie zaważyło to jednak na naszych planach. Jak się okazało – ofiarowanie pewnego kredytu zaufania sobie nawzajem procentuje; nie zawiedliśmy się, choć tworzyliśmy wyjazd dla osób dorosłych – wspomina Marek Tomański i Dawid Wacławczyk, obecnie prezes Stowarzyszenia.
Z biegiem czasu powstawały pomysły na organizację innych obozów wakacyjnych. To obóz dla dzieci „Zgraja”, obóz konny „W siodle”, oraz obóz polsko-ukraińsko-niemiecki dla dorosłych „Natura”. Ideą, która wyróżnia je spośród innych obozów jest odejście od schematu dzielącego każdy obóz „kadra kontra uczestnicy”, kadra bowiem składa się właśnie ze studentów, na ogół starszych uczestników obozu. To również chęć przekazania uczestnikom, że sztuka i cały towarzyszący jej „artyzm” nie są dla nikogo zarezerwowane i dla nikogo niedostępne; że proces twórczy wcale nie wymaga niezwykłego talentu, i że niejednokrotnie towarzysząca temu procesowi doza emocji, radości i zabawy są ważniejsze niż samo dzieło – efekt, finał pracy twórczej. Poza tym – jak zgodnie przyznają uczestnicy i organizatorzy obozu – liczy się niepowtarzalna atmosfera towarzysząca obozom. Ich uczestnicy biorą udział w warsztatach – cyrkowych, bębniarskich, teatralnych, tanecznych, tai-chi, w zakresie makrobiotyki, masażu, rzeźby, rzemiosła indiańskiego i innych. Oferta wzbogacana jest i zmieniana co roku.
Grupa Rosynant organizuje także co roku Festiwal Podróżniczy Wiatraki, na który zaprasza znanych podróżników z całej Polski, realizuje projekt dla dzieci i młodzieży „Nie siedź na ławce”, aktywizujący poprzez sztukę, turystykę, warsztaty, koncerty. W pubie „Koniec Świata” organizuje koncerty dla młodzieży, zapraszając na nieznane i lubiane zespoły. – Bardzo dobrze układa nam się współpraca z RCK – co na pewno ułatwia nam działalność – stwierdza Dawid Wacławczyk.
Rosynant powołał też do życia galerię Kopyto w Raciborskim Centrum Kultury przy ul. Chopina, gdzie artyści, bardziej i mniej znani, mają możliwość zaprezentowania swojej twórczości, a oglądający – szansę na jej poznanie.
Klimaty Przystanku Alaska
Ania Kasprzak
Po raz pierwszy zetknęłam się z Rosynantem trzy lata temu. O Stowarzyszeniu dowiedziałam się z ulotki, którą zabrałam z Rybnickiego Centrum Kultury. Mieszkałam wtedy w Rybniku. Tak bardzo jednak związałam się z grupą, że zamieszkałam w Raciborzu. Pracuję teraz w Strzesze, w pubie „Koniec świata”. W ubiegłym roku udało mi się pojechać na obóz jako instruktor (jestem absolwentką studium wokalno-baletowego). Prowadziłam zajęcia w ramach teatru ruchu. W Rosynancie pociąga mnie to, że prowadzą go ludzie z pasją. Dzieje się mnóstwo rzeczy, obozy są doskonale zorganizowane. Można na nich wiele się nauczyć, poza tym odbywają się tak blisko natury – w lesie, na polanie, nieraz w spartańskich warunkach, które zbliżają ludzi. Odpowiadają mi te klimaty.
Paweł Cieniek
Jako uczestnik byłem na jednym z pierwszych Adapciaków. Wybór obozu był jakąś taką naturalną zmianą po kilku kolejnych latach w Pleśnej nad morzem. Jako licealista oczekiwałem czegoś więcej, niż samej organizacji przejazdu i noclegu – z tym mogłem wtedy sam już sobie poradzić. I tak trafiłem naprawdę na fajną przygodę, na współuczestników, którzy chcieli robić coś ambitniejszego niż potajemne picie alkoholu, i na wychowawców, którym naprawdę się chciało coś z nami zdziałać. To spowodowało świetną interakcję, dogadywaliśmy się bezbłędnie i raczej nikt nikogo nie zawiódł. Teraz wspominam ten wybór trochę z rozrzewnieniem, ponieważ po kilku latach jestem za stary, by pojechać na Adapciak i marnuję swoją artystyczną duszę na praktyce w Rafako. Niemniej z tego, co widziałem w zeszłym roku na Adapciaku (już nie jako uczestnik, a osoba postronna), Rosynant trzyma poziom i jest czego zazdrościć młodszym kolegom i koleżankom. I w tym roku na pewno też odwiedzę Przystanek Alaska.
E. Halewska
Najnowsze komentarze