Jubilat się rozwija
Działaczy z Markowic najbardziej ucieszyło, że wszyscy zaproszeni przybyli w komplecie
– Dom wypełniony gośćmi raduje gospodarza – mówił na okolicznościowej akademii prezes LSK 07 Markowice Franciszek Mandrysz. Podkreślał, że dzieje klubu są jednocześnie historią tutejszej społeczności. – Kiedy chcieliśmy zagospodarować czas młodzieży nudzącej się na przystanku zaczynaliśmy od zera. Zbieraliśmy kamienie z boiska, przygotowywali na własną rękę boisko. W ciągu roku zbudowaliśmy drużynę i zgłosiliśmy ją do klasy „C” – wyliczał prezes. Żartował, że oczekiwał niedowiarków z kaktusami na dłoni, gdy udało się wybudować nowe, przyszkolne boisko za 450 tysięcy złotych. – W trzech sekcjach, prowadzonych przez trenerów z uprawnieniami ćwiczy 80 osób – podkreśla Mandrysz.
– Gdyby tak jeszcze udało się na jubileusz zrobić awans do klasy „B” to byłoby wspaniale. Stać nas było na wyższą pozycję. Cieszę się, że tak wielu gości z Niemiec odpowiedziało na nasze zaproszenia – stwierdził sekretarz LKS Zygmunt Bakaj. Klub przygotował okolicznościowe pamiątki – koszulki, płytę z piosenką-nowym markowickim hymnem klubowym i książkę o historii LKS napisaną przez Reinera Stawinogę z pomocą Doroty Bakaj. Sprzedawano je po 25 i 15 zł.
Wśród przyjezdnych pojawił się Zygmunt Schwan, przezywany w młodości „Szlabanem”. – To z racji wzrostu. Mierzę 193 cm. Grałem na środku obrony i byłem nie do przejścia – wspomina były piłkarz. Gdy w 1981 roku wyemigrował do Niemiec, mógł kontynuować tam karierę sportową w IV lidze, w DC Sport Kassel. – Na przeszkodzie stanął PZPN, który nie chciał wydać zgody na moją grę w niemieckiej drużynie. Z wyczynowego futbolu wtedy zrezygnowałem – wspomina Schwan. Doskonale pamięta swój ostatni mecz w Polsce. – Wygraliśmy z Syrynią 1:0 ale i tak spadliśmy do klasy „B” – mówi. Zygmunt Schwan poznał w Niemczech m.in. słynnego polskiego piłkarza z lat 80-tych – Romana Wójcickiego, podobnie jak Schwan, rosłego stopera.
Działacze Śląskiego Zrzeszenia LZS odznaczyli zasłużonych działaczy LKS-u: Karola Stawinogę, Henryka Cieślika, Pawła Krzykałę, Zygmunta Kotulę, Franciszka Mandrysza i Zygmunta Bakaja (złotą odznaką); Gerarda Gregera, Czesława Herbę, Daniela Bańczyka, Bernarda Franicę, Mariana Hrószcza, Macieja Pitrego, Daniela Siedloka (srebrną odznaką) oraz Dorotę Franicę, Dorotę Bakaj, Daniela Szewczyka, Zbigniewa Hajduczka, Adriana Buchtę, Leona Czogałę i Norberta Urbanka.
Hubert Kostka
Tu się urodziłem, a w klubie nauczyłem grać w piłkę. Jak miałem 12 lat grałem już w juniorach, a rok później w pierwszej drużynie. Nie zawsze byłem bramkarzem, w miarę potrzeby wystawiano mnie nawet w ataku. Walczyliśmy o wejście do klasy „A” – wtedy trzeciej klasy rozgrywkowej w kraju.
Emil Wieczorek
Mój ojciej tu grał, później ja i brat. Jak powstawał na nowo, w 1947 roku klub to mieliśmy jeszcze stroje sprzed wojny – żółto-niebieskie koszulki. Sami kosiliśmy trawę na łące pod Łężczokiem, gdzie było boisko. Na mecze wyjazdowe jeździliśmy furmanką, a później wozem strażackim, który prowadził zięć Arki Bożka.
Reiner Stawinoga
Poza mną nikt wcześniej nie zajmował się na poważnie historią klubu. Notatki robiłem od bardzo dawna i teraz się przydały. Dużo dowiedziałem się od panów: Boszczonia i Warzoka oraz Wieczorka, a także Franicy i Halamy. Wiele cennych zdjęć i dokumentów zniszczyli wyzwoliciele tych ziem zaraz po wojnie.
ma.w
Najnowsze komentarze