Wtorek, 19 listopada 2024

imieniny: Elżbiety, Seweryny, Salomei

RSS

Bo miłość jest najważniejsza

21.05.2007 00:00
Grażyna Drobek-Bukowska stała się matką dla kilkunastu dzieci, odtrąconych przez biologicznych rodziców. W jej  domu znalazły prawdziwą miłość i rodzinne ciepło.

Drobkowie od 23 lat pełnią funkcję  rodziny zastępczej. Pani Grażyna do dziś pamięta powód, dla którego otworzyła swój dom i serce  dla zupełnie obcych dzieci. - Nasza córka Żanetka ciężko zachorowała. Widocznie podsłuchała lekarzy w klinice, że umrze. Wiedziała, że będziemy z tego powodu cierpieć. Dlatego cały czas prosiła mnie, żebym po jej śmierci urodziła sobie dziecko albo wzięła  jakieś z domu dziecka - wspomina pani Grażyna. Po śmierci Żanetki została jeszcze jedna córka, która przypominała rodzicom o obietnicy. Drobkowie przyjęli więc do swojej rodziny dwie dziewczynki.

Mamusiu, weź mnie

Po roku na świat przyszedł Adrian. - Pomyślałam sobie, że przy trzech dziewczynach będzie takim babskim królem i postanowiłam wziąć jeszcze chłopca. Pojechałam z mężem do domu dziecka w Rzuchowie. Chłopczyk, którego mieliśmy zabrać, miał brata, więc nie chcieliśmy ich rozdzielać i postanowiliśmy wziąć obu. W tym momencie podszedł do mnie mały Piotruś, złapał za nogę i spytał: „A mnie mamusiu kiedy weźmiesz do domu?". Nie mieliśmy serca go zostawić, a że miał jeszcze starszą o rok siostrę, wzięliśmy także i ją. Po roku, podczas załatwiania formalności, okazało się, że mają jeszcze młodszego braciszka. Dziecko było poważnie chore i nie bardzo chciano nam je dać. Słyszeliśmy, że po co, przecież on zaraz umrze. Tym bardziej chcieliśmy go zabrać. Pomyśleliśmy, że jak ma umrzeć, to niech umiera w domu, wśród bliskich, kochany przez nas. Dziś ma 20 lat - opowiada pani Grażyna.

Miłość najważniejsza

Dzieci, którymi zajęli się Drobkowie, zostały podwójnie skrzywdzone przez los. Odtrącone przez biologicznych rodziców, do tego niepełnosprawne, bez szans na normalne dzieciństwo. - Zwykle ludzie chcieliby, żeby były ładne, mądre i zdrowe. A ja wybierałam dzieci chore i z problemami - wspomina pani Grażyna, która z zawodu jest pielęgniarką. Podkreśla, że najważniejsza jest miłość. To ona daje siły do ciężkiej pracy z chorymi dziećmi, które jak nikt inny  potrzebują wsparcia. - Noszą w sobie ogromne poczucie winy. Myślą, że są gorsze, na nic dobrego nie zasługują. Przez to też trudniej się je wychowuje, częściej mają kłopoty, szybciej się załamują - pani Grażyna przyznaje, że wychowanie takiej gromady dzieci to spore wyzwanie, któremu nie każdy jest w stanie sprostać. Dla niej odskocznią od codziennych problemów są wiersze, które pisze w każdej wolnej chwili. Mąż jeździ na ryby.

Dziś dzieci, którym nikt nie dawał szans na przeżycie, są dorosłymi ludźmi. Krystyna ma 28 lat. Do Drobków trafiła razem z siostrą. Cierpiała na dziecięce porażenie mózgowe, nie chodziła, trzeba było ją wozić w wózku. Teraz od roku jest mężatką. Skończyła szkołę. Śpiewa w zespole muzycznym „Bez echa", działającym przy Dziennym Domu Pomocy Społecznej „Iskierka". Jest samodzielna i jak potrafi tak pomaga rodzicom w wychowywaniu młodszego rodzeństwa.  - Mam jedną mamę, tę, która mnie wychowała i kocha - zapewnia Krysia. Każdą wolną chwilę spędza u Drobków. Jej siostra miała mniej szczęścia. Już jako dorosła kobieta zginęła tragiczną śmiercią.

Rodzeństwo trzyma się razem

- Czasami ktoś  mnie zapyta o to, które dziecko spośród całej gromady jest „nasze". Wtedy czuję złość, bo wszystkie dzieci są moje. Wszystkie są kochane i nigdy nie robiliśmy między nimi różnicy. Są rodzeństwem, które zawsze trzymało się razem i do dziś mogą na siebie liczyć - zapewnia pani Krystyna.  W dalszym ciągu spotykają się podczas rodzinnych uroczystości. Jedną z najważniejszych jest rocznica ślubu rodziców.  - W ubiegłym roku było 36 osób - wspomina pani Grażyna. 

Aleksandra Dik

  • Numer: 21 (788)
  • Data wydania: 21.05.07