Niedziela, 28 lipca 2024

imieniny: Aidy, Innocentego, Marceli

RSS

Gdzie tamta muzyka?

10.04.2007 00:00
O życiu muzyka, świetności pietrowickiej orkiestry dętej i zespołów muzycznych opowiada wieloletni trębacz Paweł Pawlasek.

Na myśl o tanecznych  umiejętnościach młodego pokolenia pan Paweł uśmiecha się i macha ze zrezygnowaniem ręką.  Bo i jak tańczyć do czegoś, co niepodobne jest do żadnej melodii?

Z trąbką na rowerze

Pawłowi Pawlaskowi muzyka towarzyszyła odkąd skończył piętnaście lat. W orkiestrze dętej przestał grać dopiero w roku 2005. – Przez dwa lata jeździłem na rowerze do Raciborza, gdzie pobierałem lekcje na trąbce – wspomina lata 1938–39  Pawlasek.  Urodził się w rodzinie o muzycznych tradycjach. Jego ojciec Johann grał na werblach, a dziadek Jakub na klarnecie. Talent szlifował w szkole muzycznej w Oleśnicy koło Wrocławia. Karierę przerwała mu wojna i lata rosyjskiej niewoli. Wtedy też bez śladu zaginął jego pierwszy instrument, który zakupił w Raciborzu. Gdy w 1949 r. powrócił do domu, kolega – „spatrzył mu” – jak mówi mężczyzna, nowiusieńki tenor z Czech. Na nim grał przez całe życie. Pierwszy raz z Frydrychami, pietrowicką orkiestrą, wystąpił w czasie świat Bożego Narodzenia.  Gra na instrumencie dętym nie jest dla każdego. – To trzeba dmuchać, trzeba mieć parę w płucach – mówi o niemałym wysiłku Pawlasek. Z orkiestrą grywał na pogrzebach, kościelnych uroczystościach i procesjach.

Życie na weselu

Prócz orkiestry Paweł Pawlasek grywał na saksofonie w zespole Mexiko, który później nosił nazwę Bracia. – Często z dwoma instrumentami na plecach i zbiorem nut wracało się z zabawy o trzeciej nad ranem – wspomina. W Pietrowicach zespołu można było posłuchać „U Wankiego” i w domu kultury ale przede wszystkim na weselach. Zespół włączony był w jego całość. Najpierw muzykanci szli do gospodarstwa pana młodego, skąd, przygrywając marsza, wraz z całym orszakiem wyruszali do młodej pani. Tam z pieśnią „Serdeczna Matko” uczestniczyli w ceremoniale wyprowadzenia przyszłej żony z domu i towarzyszyli gościom w drodze do kościoła. Po mszy weselnicy wraz z zespołem udawali się na obiad a następnie na salę. Po kolacji u młodego pana bawiono się do drugiej, trzeciej nad ranem. I tak dwa, trzy razy w tygodniu, w niedzielę, poniedziałek i wtorek, dni w których odbywały się wesela. Ktokolwiek pamięta zespoły sprzed lat, z pewnością przyzna, że muzycy nie mieli tak łatwej pracy jak grupy dzisiejsze. Nie było przecież keyboardów, syntezatorów i innych elektronicznych instrumentów, z których składają się jednoosobowe zespoły XXI w.  Przychodząc do domu Pawlaskowi nie było dane się wyspać, bo do łóżka wskakiwała czwórka dzieci z pytaniami, czy coś przyniósł, wskakiwała czwórka dzieci. Od rana czekała go robota w gospodarstwie, a potem szycie, gdyż – jak wielu pietrowickich mężczyzn – był krawcem.

Pietrowicką orkiestrę dętą można było usłyszeć podczas wielkanocnej procesji. Obecnie liczy siedmiu muzyków.

Jak to było z Frydrychami

W listopadzie 1986 roku w miesięczniku „Der Ratiborer” ukazała się historia pietrowickiej orkiestry dętej.

Pierwsza orkiestra w Pietrowicach Wielkich została założona na początku lat 20. zeszłego stulecia przez Antona Philippczika. Grali w niej Jakob Pohl, Franz Posmik, Alfred Bullok, Josef Pohl – ojciec i Josef Pohl – syn, Franz Reschka, Adolf Zaruba i Johann Pawlassek.Po śmierci Philippczika  kapelmistrzem został Jakob Pohl. Wkrótce jednak kapela uległa rozwiązaniu, część muzykantów porzuciło instrumenty, a pięciu z nich przeszło do Frydrychów. Drugą orkiestrę dętą założyli, krótko po I wojnie światowej, wraz z kuzynami i przyjaciółmi bracia Karl, Jakob i Josef Dürschlag. Przez mieszkańców Pietrowic Wielkich nazywana była Frydrychy.  Ukończyli oni szkołę muzyczną w Rudach, prowadzoną przez Adolfa Wachtarza. Inicjatorem i mecenasem szkoły był książę raciborski.

Basia Staniczek

  • Numer: 15 (781)
  • Data wydania: 10.04.07