Standard wschodnioeuropejski
Sączyli przy barze piwko jedno po drugim i jak to w takich sytuacjach bywa, pojawiła się potrzeba. Widok WC był szokujący. Mark przez cały rejs, ze względu na warunki pogodowe przypominający szkołę przetrwania, zachowywał się jak prawdziwy dżentelmen. Gdy jednak wyszedł ze sztynorckiego przybytku, wyraźnie coś w nim pękło. W ciągu kilku sekund wyrzucił z siebie bryzę najcięższych wyspiarskich przekleństw. Gawiedź żeglarska osłupiała z wrażenia. Cóż, tak to bywa z Brytyjczykami.
Są jednak sytuacje, w których natura nie pozostawia nam większego wyboru; człowiek chcąc, nie chcąc - po prostu musi. Pozostają nam naprędce wypatrzone krzaczki, murki, zacienione zieleńce, w których możemy naturze zwrócić to co jej się słusznie należy. Gorzej, gdy w pobliżu los nic podobnego nam nie ześle, jesteśmy bez pieniędzy, a straż miejska czai się za rogiem.
Okazuje się, że im dalej na wschód, tym trudności bywają większe. Jeszcze przed moimi pierwszymi podróżami na Ukrainę, do Mołdowy, Rumunii czy Rosji, znajomy opowiadał mi kiedyś o swojej wizycie we Lwowie. Odwiedzając publiczną toaletę, popłakałem się wtedy ze smrodu; wspominał. Dziś wiem, że to możliwe. W Kijowie, czy Moskwie poprawiono wiele dla komfortu turystów z zagranicy, choć wciąż dominuje model turecki - higieniczny, ale mniej wygodny.
Powróćmy jednak na rodzime podwórko. Największe zastrzeżenia goście z Zachodu mają wciąż do naszych toalet. Że niby płatne i o niskim standardzie. W Raciborzu władze miasta wydają rocznie blisko 50.000 zł na utrzymanie dwóch szaletów miejskich. Pozostałe są w ruinie. Z czynnych możemy skorzystać jedynie do południa, choć przecież łatwo udowodnić, że ludzie załatwiają się także po piętnastej. W restauracjach standardowo: wyłącznie dla klientów, w urzędach - tylko dla pracowników, w sklepach - jedynie dla personelu. A ty człowieku radź sobie sam. W Illinois, gdzie uczyłem się i mieszkałem przez kilka miesięcy, na miejskie toalety nie natrafiłem. Nie dlatego, że Amerykanie nie mają potrzeb naturalnych. W każdym sklepie czy instytucji łatwo znajdziemy napis Restroom i nikogo nie trzeba prosić o klucz.
Prezydent w niedalekiej przyszłości chciałby widzieć Racibórz miejscem, do którego chętnie przyjeżdża się na weekendy ze względu na szeroką ofertę kulturalną i rekreacyjną - usłyszeliśmy w exposé. Może warto zatem pomyśleć już dziś, jak przybliżyć się do standardów europejskich.
Podróżując po Europie, co rusz przy sklepach, hotelach i restauracjach spotykamy hostów zapraszających przechodniów, by zechcieli wejść do środka. U nas o nieograniczonym dostępie do toalety możemy wciąż jedynie pomarzyć. Więc nie dziwmy się koledzy żeglarze, że w Polsce nie tylko Brytyjczycy mają czasem ochotę głośniej sobie pokrzyczeć.
Robert Myśliwy jest radnym miejskim, nauczycielem wiedzy o społeczeństwie w I LO im. Jana Kasprowicza
Najnowsze komentarze