Wtorek, 19 listopada 2024

imieniny: Elżbiety, Seweryny, Salomei

RSS

W krainie reniferów

06.03.2007 00:00
O życiu i studiach w krainie św. Mikołaja, reniferów  i sauny opowiada Marcelina Nowak, mieszkanka Krowiarek.

22-letnia studentka międzynarodowego i europejskiego prawa Uniwersytetu w Giessen znalazła się w krainie, w której od października do maja leży śnieg, a średnia temperatura zimą wynosi   –20°C. 

W październiku 2006 roku Marcelina zgłosiła się do programu Erasmus i postanowiła skorzystać z rocznej przygody w Rovaniemi, najdalej wysuniętym na północ miasteczku Finlandii. – Dotąd nie byłam w żadnym ze skandynawskich państw a bardzo chciałam poznać kulturę, obyczaje, no i przeżyć prawdziwą zimę w którymś z tych krajów – tłumaczy swój wybór studentka, która spędzi jeszcze trzy miesiące w białej krainie. Gdy temperatura dochodzi do –30°C  trzeba się stale ruszać – mówi. – Najbardziej marzną palce rąk i stóp, ale staram się gimnastykować i to pomaga – dodaje. Marceliny nie zraża żaden mróz bo mroźne koło podbiegunowe to jedyne miejsce, gdzie można zobaczyć zjawisko zorzy polarnej. – Tańczącemu, zielonemu fenomenowi  można przyglądać się godzinami – mówi z zachwytem Marcelina.

Cały świat mieszka na biegunie

Kibicowanie Małyszowi podczas Pucharu Świata w Kuusamo, wizyta w lodowym zamku w Kemi, gdzie pobierali się Michał Wiśniewski i Mandaryna, safari śnieżnymi skuterami i odwiedziny na farmie psów husky to jedne z wielu atrakcji, które Marcelina przeżyła ze znajomymi  z Brazylii, Australii, Kanady, Korei, oraz całej Europy. Sami Finowie są, jej zdaniem, nieśmiali, aby ich poznać, trzeba im wyjść naprzeciw i zrobić pierwszy krok. Gdy już nabiorą zaufania są bardzo przyjaźni  serdeczni.

Dogadać się można wszędzie

Na kole podbiegunowym nie istnieją żadne bariery językowe. Zajęcia na uczelni odbywają się w języku angielskim, który wszyscy Finowie doskonale znają.
– Każdy: lekarze, pielęgniarki, sprzedawca, kelner, konduktor czy bibliotekarka mówi biegle po angielsku. Finowie są jednak bardzo dumni ze swej kultury i szczerze doceniają, gdy ktoś próbuje używać ich języka – opowiada  Marcelina. Sama uczęszczała na podstawowe lekcje fińskiego, który, choć jest językiem melodyjnym okazał się bardzo trudnym do opanowania. O jego małej popularności świadczą bezowocne poszukiwania bohaterki w raciborskich księgarniach polsko–fińskiego słownika. “Kiitos”– dziękuję, słowo brzmiące bardzo miło i przyjemnie, stosuje nawet, gdy jest w rodzinnym domu w Krowiarkach.

Fiński wynalazek

Marcelinie po powrocie do Polski najbardziej będzie brakowało sauny, jej zdaniem, najlepszej rzeczy pod słońcem. Wraz ze znajomymi korzysta z niej co najmniej trzy razy w tygodniu. – Bez sauny trudno byłoby przeżyć tutaj zimę. Drewniane, czerwone domki są w Laponii rzeczą, którą posiada każda rodzina – mówi studentka, która już dziś może poszczycić się zahartowanym organizmem, bo po wizycie w saunie następuje kąpiel w śniegu lub lodowatym jeziorze.

Z wizytą u św. Mikołaja

Laponia znacznie różni się od reszty Finlandii. – Jadąc pociągiem z Helsinek do Rovaniemi, byłam trochę rozczarowana. Nie było tam, jak w stolicy, żadnych zabytków – wspomina Marcelina. Brak  architektury zrewanżował jej widok dziewiczej przyrody, która przyciąga do miejscowości tłumy turystów. Największą atrakcją miasteczka jest wioska św. Mikołaja. – Nawet ja , w wieku 22 lat, ogromnie przeżywałam spotkanie z nim. Muszę przyznać, że trochę się go bałam, ale okazał się bardzo miłym staruszkiem – uśmiecha się studentka, która mieszka
8 km od chatki Świętego i w każdej chwili może wsiąść na rower, który jest typowym środkiem lokomocji tamtejszych studentów, i pojechać w odwiedziny.

Renifer i łosoś na talerzu

Te „słodkie stworzenia”, jak mówi o reniferach Marcelina,  można spotkać na drodze, parkingu, w lesie. Są zwierzętami ufnymi, dają się głaskać a ich mięso, choć podobnie do dziczyzny, ma zdecydowany i nie do pomylenia z niczym smak, który neutralizuje się żurawiną. Faworytem Marceliny na fińskim stole jest zupa łososiowa z ziemniakami.

Zanim Marcelina zawita w rodzinne strony czeka ją jeszcze praktyka w Ambasadzie Polski w Berlinie a następnie kontynuacja studiów w Niemczech. – Najważniejsze to skończyć studia, a później jakaś praca w organizacji międzynarodowej lub w Brukseli – to jej marzenia, które warto mieć, bo dodają motywacji do nauki i są motorem do działania.

Basia Staniczek

  • Numer: 10 (776)
  • Data wydania: 06.03.07