Sobota, 27 lipca 2024

imieniny: Natalii, Aureliusza, Jerzego

RSS

Burmistrz w spódnicy

30.01.2007 00:00
O czym marzy kobieta na fotelu burmistrza niemałej gminy i jakie są trzy najważniejsze filary jej programu – rozmawiamy z Ritą Serafin.

– O czym marzy kobieta na fotelu burmistrza niemałej gminy?
– O tym, żeby niezależnie od płci skutecznie rozwiązywać lokalne problemy, skutecznie spełniać oczekiwania mieszkańców, a na obowiązki umieć cały czas patrzeć, jak na służbę.

– Jaki ma być wymarzony koniec kadencji?
– Zrealizowany program, jaki zaproponowałam wyborcom. Uważam, że jest sensowny. Może stworzyć mieszkańcom gminy warunki do spokojnego i bezpiecznego życia.

– Jakie są trzy najważniejsze filary tego programu? 
– Po pierwsze zaopatrzenie w wodę. Musimy oddać do użytku nowe ujęcia, by jej nie zabrakło. Po drugie, stoi przed nami problem kanalizacji. Na pewno nie przyłączymy się do oczyszczalni w Raciborzu. Zbudujemy swoją w Kuźni Raciborskiej, a koncepcja przewiduje wybudowanie kolejnych w Rudzie Kozielskiej i Turzu. To tańsze i lepsze rozwiązanie. Po trzecie, należy podjąć trudne decyzje, co do ostatecznego kształtu sieci oświatowej, mając na względzie warunki demograficzne a nade wszystko dobro dzieci. Musimy im zapewnić dobry i równy dla wszystkich poziom kształcenia. Od siebie dodam filar czwarty – właściwe zabezpieczenie usług medycznych i opieki nad ludźmi starszymi i samotnymi.

 – Wiele decyzji leży jednak w rękach radnych, a ci nieraz wiodą długie spory. Duże znaczenie mają interesy sołectw. Czy burmistrz w spódnicy łagodzi obyczaje w tym gremium?
– Na pewno spódnica pomaga, bo chłodzi temperamenty. Nie ma brutalizacji w polityce. Radni nie formułują swoich myśli zbyt dosadnie.

– A czy burmistrz Rita Serafin ma w tej Radzie zaplecze niezbędne do rządzenia?
– Na 15 radnych aż 10 jest nowych. Widać sporo świeżości. Tu nie ma wielkiej polityki. Kryterium wyboru nie jest interes ugrupowania, ale dobro gminy. To specyfika małych społeczności. Liczy się argumentacja. Mam nadzieję, że moje racje będą wysłuchiwane.

– Ile Kuźnia Raciborska musiałaby wygrać w toto-lotka, by władze mogły powiedzieć: No, teraz zrobimy wszystko, czego dusza zapragnie?
– Nasz budżet po stronie dochodów to około 20 mln zł. Lista życzeń opiewała na 30 mln zł. Z tej kwoty „ścinaliśmy” kolejne zadania. Gdybyśmy mieli tę różnicę i mogli zainwestować w drogi, obiekty gminne, infrastrukturę, wówczas byłoby to bardzo widoczne.

– Kuźnia Raciborska to specyficzna gmina. Jedna nazwa, ale zgoła różne środowiska. Czy jest to dostrzegalne w pracy samorządu?
– Rzeczywiście, podskórnie daje się zauważyć takie niebezpieczne dzielenie. Rudy mają swoje wspaniałe dziedzictwo kulturowe, swoją bazę, swoją wizję rozwoju. Była to kiedyś samodzielna gmina. Osiedle w Kuźni Raciborskiej to prawdziwa społeczna mozaika ludzi z różnych stron Polski. Tu mieszają się tradycje, mentalności. Gminie potrzebna jest głęboka integracja. W gruncie rzeczy mamy wszyscy te same potrzeby i wspólnie możemy rozwiązać podstawowe problemy.

– Czy burmistrz kobiecie łatwiej będzie o takie zjednoczenie dla wspólnych celów?
– Nie widzę tu roli płci. To musi być przekonanie całego społeczeństwa.

– Dziękuję za rozmowę.

Rita Serafin
lat 50, rodowita mieszkanka Kuźni Raciborskiej, absolwentka Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Wrocławskiego, w latach 1980-1983 pracowała w kędzierzyńskich Azotach, potem w Rafamecie, na przełomie 1992/1993 krótko w Urzędzie Miejskim w Kuźni Raciborskiej, w latach 2002-2006 wiceburmistrz, w minionych wyborach pokonała w II turze Witolda Cęcka. Mąż Jerzy pracuje w Azotach. Mają dwie córki, jedna jest prawniczką i mężatką, druga studiuje chemię.

  • Numer: 5 (771)
  • Data wydania: 30.01.07