Wtorek, 19 listopada 2024

imieniny: Elżbiety, Seweryny, Salomei

RSS

Pomoc jak kula u nogi

16.01.2007 00:00
Mieszkaniec Rudnika skarży się na pracownice opieki społecznej. Twierdzi, że zamiast pomagać potrzebującym, jeszcze bardziej utrudniają im życie. 

Władysław Matląg nie może się pogodzić z tym, w jaki sposób pracownice Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej potraktowali jego konkubinę Beatę Cwajnę. – Mszczą się na niej, bo zalazłem im za skórę – twierdzi mężczyzna.

Żyją ze sobą od kilkunastu lat i mają trójkę dzieci. Kobieta od urodzenia jest chora na padaczkę i ma orzeczony umiarkowany stopień niepełnosprawności. Latem ubiegłego roku po jednym z ataków trafiła do szpitala w Rybniku. W tym czasie starała się o przyznanie renty. W Rybniku miała też stawić się na badania przed komisją lekarską. – Była w szpitalu i termin został przesunięty na dzień, w którym miała wyjść. Ale pracownice opieki pojechały po nią do szpitala bez mojej wiedzy i przywiozły ją do domu. Przepadła wizyta, nieobecność została uznana jako nieusprawiedliwiona – twierdzi pan Władysław.   – Powiedziały, że zawiozą mnie na te badania. Wsiadłam do samochodu i chyba miałam atak, bo ocknęłam się dopiero w Raciborzu. Spytałam, dlaczego nie zawiozły mnie na komisję? Odpowiedziały, że przyjechały tylko po to, żeby mnie zabrać do domu – mówi pani Beata. – Mogła mieć już rentę, a przez nie straciła czas. Wiedzą, jak jest nam ciężko i zamiast pomóc to jeszcze utrudniają nam życie – żali się mężczyzna. Jest budowlańcem i pracuje na własny rachunek. Jednak pieniędzy na życie nie wystarcza. Z pomocy gminy rodzina korzysta od 15 lat.

Pan Władysław przypuszcza, że pracownice GOPS zrobiły to z niechęci do niego. Kilka lat temu na działalność tej instytucji poskarżył się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Katowicach. Stało się to po tym, jak zauważył pomyłkę w decyzji o przyznanie zasiłku celowego na opłacenie przedszkola dla córki. W dwóch dokumentach była mowa o dwóch różnych placówkach, w Rudniku i Grzegorzowicach. – Jedno dziecko nie może chodzić do dwóch różnych przedszkoli.  Chyba, że chodziło o to, by wypłacić dwa zasiłki – przypuszcza pan Władysław. Na wniosek SKO odbyła się kontrola, która nie wykryła żadnych nieprawidłowości.

Z informacji, przekazanych przez GOPS sprawa wygląda zupełnie inaczej. Pani Beata została odebrana ze szpitala przez pracownice ośrodka na prośbę ordynatorki oddziału, ponieważ nie było kontaktu z rodziną. Po tym, jak kobieta trafiła na oddział, to właśnie pracownice GOPS przywiozły jej ubrania i podstawowe artykuły osobiste. Nie miał jej kto zawieźć do domu, a stan zdrowia nie pozwalał, by uczyniła to bez niczyjej opieki. Za odwóz karetką trzeba by zapłacić. Karina Lassak, ówczesna dyrektorka GOPS, wspólnie z jednym z pracowników, przywiozła ją do domu. Twierdzi, że nic nie wiedziała o terminie badań. Kobieta faktycznie źle się czuła i przez całą drogę nie było z nią kontaktu. Wspólnie z obecną dyrektor placówki, Aleksandrą Affą zapewniają, że GOPS współpracuje ze służbami społecznymi i oświatowymi, dokładając wszelkich starań by pomóc rodzinie, szczególnie dzieciom. Rodzina systematycznie otrzymuje różnego rodzaju świadczenia, od sfinansowania wyjazdów wakacyjnych, przyborów szkolnych, lekarstw dla dzieci po zasiłki pieniężne. Pan Władysław nie powinien mieć powodów do niezadowolenia.

W sprawie przedszkola twierdzą, że nie ma mowy, by środki na jedno dziecko przekazywane były do dwóch placówek. Powołują przy tym się na wyniki kontroli gminnej Komisji Rewizyjnej, która uznała, że nastąpiła pomyłka pisarska.

Władysław Matląg zaprzecza, by rodzina dostawała pomoc, o jakiej mówią pracownice GOPS. Dziwi się tłumaczeniom dyrektorek. – Gdy nie zastałem Beaty w szpitalu usłyszałem, że odebrały ją pracownice GOPS, bo powiedziały, że nikt inny po nią nie przyjedzie. A skoro nie było z nią kontaktu, to jakim prawem szpital pozwolił jej odjechać z obcymi ludźmi? – denerwuje się pan Władysław. Potwierdza, że kobieta trafiła na oddział bez rzeczy osobistych, bo została tam odwieziona karetką po ataku, gdy on był w pracy.

– W GOPS-sie myślą, że jak człowiek biedny, to można mu wszystko wmówić. Chcę, żeby na państwowych stanowiskach zasiadali wreszcie kompetentni ludzie – mówi W. Matląg. Zapowiada, że będzie dochodził sprawiedliwości.

A. Dik

  • Numer: 3 (769)
  • Data wydania: 16.01.07