Nadzwyczajne walne
Obliczono, iż w Niemczech w ciągu sześciuset lat (od 709 do 1317 roku) głód panował aż 276 razy. Polska była krajem mniej zamożnym i częstotliwość głodu mogła być jeszcze większa. Zważywszy zaś, iż klęski głodowe trwały nieraz po kilka lat, można przyjąć, że towarzyszyły niemal każdemu pokoleniu. Raz miały charakter ogólnokrajowy, a raz regionalny, ale zawsze były równie dotkliwe dla tych, którzy z ich powodu cierpieli.
W czasie głodu żywiono się przede wszystkim chwastami i trawą, spożywano liście z drzew oraz wypiekano chleb z plew i drzewa strawionego przez robaki. Długosz pisał nawet, że „głód do takiej ludzi przywodził ostateczności, że strach powiedzieć, rodzice dzieci, a dzieci rodziców z głodu zabijały i jadły. Niektórzy ciała wisielców z szubienicy odrywali i zjadali”.
W 1719 roku z powodu głodu wybuchła w Raciborzu epidemia tyfusu zwanego głodowym. Brak jednak dokładnej liczby ofiar tej choroby. Po katastrofalnej powodzi z roku 1736 scenariusz się powtórzył. Nastał taki głód, że ludzie ponoć tarli i jedli korę z drzewa brzozowego, a „piekarze piekły chleb ze żołandziu”. W księstwie opolsko-raciborskim zmarło ponad 2,2 tysiące osób, a i tak uważa się dziś, że dane te są znacznie zaniżone. Masowo wymierały zwierzęta. Trudno powiedzieć, czy prawdziwe są wzmianki o przypadkach ludożerstwa. W 1740 roku przyroda spłatała kolejnego figla. Ponownie po powodzi nastał głód, po nim niewiadoma zaraza, a latem nadciągnęła plaga żarłocznych szarańczy.
Czosnek dezynfekuje
Po słabych zbiorach głód nastał też w 1758 roku. Rok później wśród dzieci szalała czerwonka. „Na początku roku 1763 nawiedziło mieszczan niezwykłe i dotychczas nieznane choróbsko, którego ofiarą padło wiele osób. Dopiero po odejściu wojska z zawarciem pokoju (po trzeciej prusko-austriackiej wojnie o Śląsk) ustała zaraza. Niestety wojna wyrządziła miastu i mieszczaństwu niepowetowane szkody a najwięcej ucierpiał już handel. Kupcy polscy i austryaccy, którzy dawniej jeździli przez Śląsk Górny, omijali go zupełnie, udawając się innemi drogami do zagranicznych miast handlowych” - to fragment z Historyi Raciborza Franciszka Goduli.
Jedną z najczarniejszych kart w historii miasta zapisała sobie cholera z 1831 roku, na którą w całej rejencji opolskiej zachorowało 1816, a zmarło 1086 osób. Była to jednocześnie jedna z największych epidemii tej choroby w dziejach Śląska. Spowodował ją nieurodzaj zbóż i ziemniaków. Władze rejencji ją przewidywały, bo nakazały sadzić wiosną tylko „oczka” ziemniaków zamiast całych bulw. Zaraza dotarła na Śląsk bezpośrednio z Królestwa Polskiego. Chcąc jej częściowo zapobiec, zalecano, by mieszkańcy ubierali się ciepło i spożywali lekkostrawne potrawy suto doprawione czosnkiem i kminkiem - warzywami uważanymi za środki dezynfekujące. Zabroniono spożywania alkoholu, który osłabiał organizm i czynił go podatniejszym na zachorowania.
Historia lubi się powtarzać. Nawroty cholery zanotowano, niestety, w latach 1834 i 1836-1837. Tę drugą epidemię poprzedził nieurodzaj i związana z nim klęska głodu z roku 1835. Ponoć w dziesięciu górnośląskich powiatach zebrano z pól tylko tyle zboża, ile wysiano. Głodującą ludność zaatakowały także tyfus głodowy i ospa.
Chłopskie pijaństwo
Oblicza głodu górnośląskiego chłopstwa znajdujemy w sprawozdaniu nadprezydenta hrabiego von Wedella, napisanym do ministerstwa spraw wewnętrznych w Berlinie. Tłumaczy on przyczyny epidemii tyfusu z lat 1845-48, który odnotowano również w powiecie raciborskim. „Gdy spożyją swoje kartofle, kapustę i buraki, wtedy muszą im wystarczyć korzonki, perz i inne chwasty wszelkiego rodzaju. Potem przychodzi brak jedzenia i nawet w najpomyślniejszych latach walka z głodem, złe pożywienie wywołuje choroby wszelkiego rodzaju, tyfus zabiera corocznie ofiary. Nazywa się przeważnie tyfusem głodowym, ponieważ najłatwiej ulegają mu ciała wycieńczone głodem, chociaż częściej cięższy przebieg choroby występuje raczej u osób dobrze odżywionych”.
W 1848 r. choroba objęła prawie cały Górny Śląsk. Do zwalczania tyfusu rząd pruski wysłał tu dwudziestu sześciu lekarzy. Ci uznali, że tak dużej liczbie ofiar winne są fatalne warunki bytowe ludności. Przyczynę ubóstwa upatrywano w nadmiernych obciążeniach podatkowych. Tak bynajmniej stwierdził profesor Virchow z Uniwersytetu w Berlinie, który 20 lutego 1848 roku został wysłany przez rząd pruski na Górny Śląsk wraz z radcą ministerialnym Bauerem. Virchow i Bauer odwiedzili kolejno: Racibórz, Rybnik, Wodzisław, Żory i Pszczynę. Po powrocie do Berlina Virchow opracował obszerny raport, z którego jednoznacznie wynika, że głodowi i epidemii winne były wysokie podatki. Wskazał też na słabo wyposażoną i nieliczną służbę medyczną, złe warunki mieszkaniowe, fatalny stan higieny i nieświadomość ludzi, co do skutków jej nieprzestrzegania oraz na niskokaloryczne wyżywienie, na które składało się najczęściej mleko, warzywa i ziemniaki. Virchow odnotował też panujące wśród biedoty pijaństwo.
Głód z połowy XIX wieku wyzwalał wśród mieszkańców powiatu raciborskiego najgorsze instynkty. Ówczesny rajca miejski Bernard Lachmann tak oto opisał wdarcie się zgłodniałych wieśniaków do Raciborza: „Powstała tu formalna rewolucja. Wojsko, mieszczanie oraz członkowie gildii strzeleckiej musieli obsadzić wszystkie rogatki, ponieważ wieśniacy zamierzali gwałtem przedostać się do miasta. Sytuacja była tym groźniejsza, iż odcięto nawet dopływ wody pitnej do Raciborza. Ludzie chcieli zamordować lekarzy, ponieważ posądzili ich o to, że to oni zatruli wodę i spowodowali epidemię. Trzeba było zbudować na końcu mostu nad Odrą bardzo silne wrota, które zamknęliśmy na szczególnie ciężką kłódkę, byle tylko ci ludzie nie dostali się do miasta. Ale choć brama miała wrota naprawdę bardzo mocne, chłopi rozsadzili je i próbowali po zerwanej nawierzchni mostu przejść przez rzekę. Wyglądało na to, że rebelianci chcą podpalić miasto i wybić do nogi wszystkich ludzi. Na lewym brzegu Odry bez przerwy patrolowało wojsko, które ze względu na szczególnie poważną sytuację zaopatrzono w ostre naboje. Na szczęście nie doszło jednak do strzelaniny. Była przecież straszliwa powódź. Od strony czeskiej Odra przynosiła ze sobą liczne trupy, a nawet budki wartownicze pływały w kierunku Koźla”.
(waw)
Najnowsze komentarze