Wtorek, 19 listopada 2024

imieniny: Elżbiety, Seweryny, Salomei

RSS

Pod pełnymi żaglami

16.08.2005 00:00
Holenderski dwupokładowiec raciborskiego modelarza znalazł się w tegorocznej europejskiej czołówce modeli statków. Wzbudził też zachwyt na mistrzostwach Polski.
Każde uczestnictwo w konkursach modelarskich przynosi Wolf-gangowi Beraczowi wymierne efekty. Tak było i w tym roku. Brązowymi medalami zaowocował udział w Mistrzostwach Śląska w Rudzie Śląskiej, Mistrzostwach Polski w Lublinie i Mistrzostwach Europy w Konstancji w Rumunii. Na swym koncie ma w sumie dwa złote, sześć srebrnych i dziesięć brązowych krążków.
 
Prezentowany na tegorocznych wystawach holenderski dwupokładowiec (Hollandischer Zweidecker) z lat 1660-1670, wykonany został w skali 1:55 z drewna brzozowego. Statek miał 64 m długości całkowitej, 12 m wynosiła szerokość kadłuba, wysokość 55 m, zaś zanurzał się na głębokość 4,77 m.
 
Dawniej, zanim wybudowano statek, sporządzano jego model. W ten sposób testowano, czy będzie spełniał swoje funkcje. Nie znano przecież technik komputerowych. Datowany na lata 1660-1670 r. oryginalny model statku stoi do dziś w muzeum w Amsterdamie. Właśnie na jego podstawie Beracz zrobił swój model. Potrzebował na to około dwa lata.
 
Stojący od lat w muzeum w Holandii model ma długość 2,67 m, łącznie z bukszprytem. W tarczy ozdobnej ma herb orański z subskrypcją orderu podwiązki. Niestety, akta muzealne nie określają daty umieszczenia modelu w muzeum. Wiadomo tylko, że w 1665 r. podarowano go księciu orańskiemu, gdy odwiedził flotę w Texel. Ten fakt implikuje pytanie, czy statek miał herb orański, czy też herb umieszczono na modelu w związku z odwiedzinami księcia. Na działach znajduje się wyobrażenie branderburskiego orła z kapeluszem elektorskim. Zapewne nie włożono dział po wybudowaniu modelu. Nastąpiło to prawdopodobnie w początku stadium budowy okrętu, zanim położono podkład nad nimi.
#nowastrona#
Budowanie modeli statków jest największą pasją życiową Wolfganga Beracza. Obecnie pracuje nad angielskim statkiem królewskim Carolyne z 1749 r. Jego modele są imponujące i pewnie zdobywałyby jeszcze wyższe miejsca, gdyby nie to, że Beracz uparcie trzyma się swoich przekonań - nie maluje białą farbą ulegającej zanurzeniu części okrętu, co określają zasady konkursu. Nie wykorzystuje też gotowych elementów, dostępnych w sprzedaży. Wszystko robi własnoręcznie. Moim zdaniem o wiele łatwiej zrobić część ulegającą zanurzeniu byle jak, później zamalować, żeby nie było widać szczegółów. Ja wolę to zrobić z jak największą precyzją. To mi sprawia satysfakcję i bardziej mi przypada do gustu. Nie znoszę fuszerki. Zauważyłem, że takie modele jakie robię, podobają się zwiedzającym o wiele bardziej. Nagrodzone złotymi medalami pomijają, zaś przystają przy moich. A na tym mi najbardziej zależy, nie na pozycji, jaką przyznają sędziowie - twierdzi.
 
Żal tylko, że nie znalazł się w Raciborzu żaden sponsor, który wspierałby zdolnego modelarza, finansując jego częstszy udział w wystawach. Tymczasem dla emeryta są to koszty wcale niemałe, jak by się wydawało. Sporo kosztuje samo przewiezienie kruchego modelu na wystawę w odpowiednich warunkach, by nie uległ zniszczeniu. Koleje pieniądze pochłania wpisowe na konkurs (za granicą 15 euro). Przecież w końcu Beracz promuje Racibórz. Jego udział w tegorocznych mistrzostwach sponsorował zaś klub „Gwarek” z Rudy Śląskiej. Tylko dzięki temu dwupokładowiec holenderski został wystawiony.
 
Marzy mi się miejsce, gdzie mógłbym zorganizować stałą wystawę moich modeli. To byłaby dla mnie największa satysfakcja, gdyby ktoś je mógł oglądać. Teraz stoją one w moim niedużym mieszkaniu. Bywa, że przychodzą do mnie wycieczki, aby je zobaczyć. Raz nawet zjawiło się ponad pięćdziesięcioro dzieci. Jakoś się pomieściliśmy - śmieje się Wolfgang Beracz.
 
Ewa Halewska
  • Numer: 33 (696)
  • Data wydania: 16.08.05