Wtorek, 19 listopada 2024

imieniny: Elżbiety, Seweryny, Salomei

RSS

Jak dobrze być rikszarzem

09.08.2005 00:00
Już dziesięć riksz krąży po raciborskich drogach. Rikszarze są już nie tylko taksówkarzami i przewodnikami po Raciborzu. Ostatnio zaczęli wozić młode pary do ślubu.
Indyjski wynalazek z początku napotkał w Raciborzu na barierę nieufności wśród raciborzan i gości. O pojawieniu się na Rynku riksz rozpisały się media, w tym nawet ogólnopolskie, traktując je raczej jako lokalny folklor, a nie środek transportu. W tym roku jednak riksze stały się już konkurencją dla taksówek. Są tańsze, a i frajda z przejażdżki większa. Coraz mniej osób – jak mówią rikszarze – obawia się „obciachu”. Można więc powiedzieć, że riksze się przyjęły i stanowią ciekawy element wiosenno-letniego krajobrazu Raciborza.
 
Dziś na postoju w Rynku stoi już dziesięć riksz, gotowych podwieźć zmęczonego przechodnia, turystę lub żądne wrażeń dziecko. Stawka nie jest wygórowana - wynosi 2,5 zł za 10 minut jazdy dla jednej osoby. Napiwki, oczywiście, są mile widziane. Chętnych do pedałowania nie brakuje, bo można dorobić na wakacje.
 
Stosunek raciborskich przechodniów do tego nienowego w sensie historycznym wynalazku, przeszedł dużą ewolucję, z początkowej nieufności w stronę coraz większej akceptacji. Patrząc na niektóre panie, trudno oprzeć się refleksji, że strach przed tym, co powie (o zgrozo!) sąsiadka jest silniejszy od zmęczenia i chęci przejechania się tym trójkołowcem. Najmniej oporów, jeśli chodzi o korzystanie z riksz mają Niemcy, będąc jak się wydaje narodem pozbawionym obawy, jakże strasznego posądzenia o burżujstwo – mówi jeden z raciborskich rikszarzy, od października student. Na rikszach zarobił pieniądze na wakacje.
 
Typowy Niemiec wsiadający do rikszy jest człowiekiem starszym, przyjechał po latach do rodziny lub po prostu kierując się sentymentem postanowił odwiedzić ziemię lat dziecinnych. Są i młodsi Niemcy, którzy mają dość ciekawe potrzeby, jeden nawet chciał, by zawieziono go do jakiegoś przybytku rodem z amsterdamskiej dzielnicy czerwonych latarni, jednak zdumiony rikszarz odmówił, co sprawiło duży zawód niedoszłemu pasażerowi.
 
Każdy rikszarz ma w zanadrzu jakąś anegdotę dotyczącą jego pracy. Ciężkim przypadkiem - dosłownie i w przenośni - są osoby, które swą wagą nie wpisują się w średnią krajową. Każdy rikszarz stara się w miarę swych możliwości podołać takiemu wyzwaniu, lecz trzeba pamiętać, że jest tylko człowiekiem. Raz więc zarobek jest łatwy, innym razem trzeba wycisnąć siódme poty, by dostać nieco ponad pół euro za 10 minut.
#nowastrona#
Ludzie chcą, by z nimi rozmawiać, coś im opowiadać – śmieje się inny rikszarz, absolwent ogólniaka z wysoką średnią na maturze i indeksem prestiżowej uczelni w kieszeni. Jako humanista łatwo nawiązuje dialog z klientem. Riksza jest przestrzenią wymiany poglądów, zwłaszcza gdy pasażer należy do bardziej wylewnych osób. Tak więc rikszarz, podobnie jak każdy dobry barman, w mniejszym lub większym stopniu staje się psychologiem. Zdarzają się osoby o różnych poglądach politycznych, jednakże, co ciekawe, nieraz mają kompleksowe recepty na poprawę sytuacji w naszym kraju – szkicuje osobowość swoich klientów. 
 
Trzeba być obeznanym z historią miasta. Riksze nie dziwią turystów. Korzystali z nich w nadmorskich kurortach i dużych polskich miastach, np. w Warszawie. Wsiadając do trójkołowego pojazdu w Raciborzu chcą wiedzieć jak najwięcej o historii i zabytkach. Każą się podwozić w najciekawsze miejsca.
 
O tym, że riksze są coraz bardziej modne, świadczy na pewno fakt, że nawet nowożeńcy chcąc, by ich ślubna ceremonia była wyjątkowa korzystają z tego środka transportu. Były bryczki, były auta, teraz jak widać nadszedł czas na riksze. A tyle mówi się o tym, że świat idzie do przodu – śmieją się rikszarze.
 
Kamil Kamiński
  • Numer: 32 (695)
  • Data wydania: 09.08.05