Wtorek, 19 listopada 2024

imieniny: Elżbiety, Seweryny, Salomei

RSS

Gazownia ostrzega

09.08.2005 00:00
Pracownicy firmy z Oleśnicy powołując się na współpracę z gazownią podstępnie podsuwają lokatorom umowy kredytowe. Oszukani przychodzą na policję.
Na komendę zgłosiło się już kilka osób, które czują się oszukane praktykami instalatorskiej firmy z Oleśnicy. 28 lipca przyszedł mężczyzna, który miesiąc wcześniej dał się namówić na wymianę piecyka gazowego. Urządzenie zostało zakupione na kredyt. Pracownicy firmy twierdzili, że wymiana piecyka jest obowiązkowa. Do naszej redakcji zgłosił się czytelnik twierdząc, że byli u niego dwaj mężczyźni, powołujący się na współpracę z gazownią. Gdy dopytywał się o szczegóły, ci zaczęli być w stosunku do niego niemili i opryskliwi.
 
Mieliśmy telefoniczne zgłoszenia od mieszkańców z pytaniami, czy rzeczywiście kazaliśmy wymieniać piecyki - mówi Klaudiusz Mucha. O sprawie powiadomił swoich zwierzchników w Zabrzu. „Nikt nie może w imieniu Górnośląskiej Spółki Gazownictwa wymuszać wymiany urządzeń gazowych” - ostrzeżenia tej treści pojawiły się na wydrukowanych przez GSG ulotkach, rozwieszanych w rozdzielni gazu i na klatkach schodowych w blokach. Gazownia kategorycznie zaprzecza współpracy z jakąkolwiek firmą instalatorską. Zastrzega również, że wszelkie wpłaty można dokonać jedynie w wyznaczonych do tego punktach, mieszczących się w siedzibie oddziałów spółki.
 
Podejrzany kredyt
 
Dotarliśmy do osoby, która w ostatniej chwili ustrzegła się niekorzystnej transakcji. Starszy mężczyzna [imię i nazwisko do wiadomości redakcji] za piecyk chciał zapłacić gotówką. Pomimo tego instalatorzy z oleśnickiej firmy „Gaztechnik” podsunęli mu do podpisania umowę kredytową. Powiedzieli, że to tylko formalność i jak zapłacę gotówką to nie będę musiał tego spłacać - mówi mężczyzna. Jednak ich zapewnienia nie zmieniły faktu, że z formalnego punktu widzenia nasz czytelnik, podpisując tę umowę, zaciągnął kredyt. Instalatorzy chcieli także, by pisemnie udzielił ich firmie pełnomocnictwa. Dzięki niemu mieliby przejąć na siebie jego zobowiązania wobec banku w kwestii spłaty kredytu. Na to mężczyzna się jednak nie zgodził.
 
Choć nasz czytelnik już wcześniej myślał o wymianie piecyka, sposób, w jaki chcieli dokonać tego pracownicy „Gaztechnika” wzbudził jego podejrzenie.  Nie pozwolił od razu zamontować urządzenia, powiedział, żeby przyszli za kilka dni, kiedy rozpocznie remont łazienki. Jednak umowę podpisał. Wcześniej chciał ją jeszcze przeczytać.  Ale zagadali mnie. Najpierw było ich dwóch, później zawołali jeszcze jednego mężczyznę - wspomina emeryt. Tekst umowy to dwie stronice, pisane drobnym maczkiem. Jego przeczytanie sprawiłoby trudności osobom z sokolim wzrokiem, a co dopiero starszym osobom.
 
Następnego dnia skontaktował się z gazownią, po czym natychmiast z firmą pośredniczącą w udzielaniu kredytu. Teraz liczy na to, że skutecznie udało mu się rozwiązać niefortunnie zawartą umowę kredytową. Ma do tego pełne prawo, ponieważ uczynił to w ustawowym, dziesięciodniowym terminie. Sprawdził też, że model oferowanego piecyka warty jest kilkaset złotych mniej od sumy, za którą chciano mu go sprzedać.  
 
Włos się jeży
 
W oleśnickim Urzędzie Gminy potwierdzili, że firma istnieje. Słyszałam już o niej i to raczej źle. Wcześniej też ktoś dzwonił. Wystawiłam nawet zaświadczenie dla rzecznika praw konsumenckich w Tychach - mówi urzędniczka.
 
Aż włos mi się jeży! - reaguje w pierwszej chwili Danuta Kępka, Miejski  Rzecznik Praw Konsumentów w Tychach na nazwę firmy „Gaztechnik” z Olesna. Z relacji konsumentów wynika, że ci ludzie twierdzili, że przysyła ich gazownia albo administracja budynku.  Mówili, że piecyki gazowe wymieniają na ich polecenie. Ludzie podpisywali dokumenty, przekonani, że to potwierdzenia odbioru urządzenia. Okazywało się, że były to umowy kredytowe. Co więcej, treść jednego z punktów mówiła o tym, że w przypadku odstąpienia od umowy w ciągu 10 dni konsument będzie musiał zapłacić 500 zł za rezygnację. Jest to niezgodne z prawem, ponieważ 10-dniowy termin, bez żadnych konsekwencji  zagwarantowany jest ustawowo - mówi rzeczniczka. W tej sprawie zwróciła się do Urzędu Ochrony Konsumenta i Konkurencji, gdzie zarzuca „Gaztechnikowi” stosowanie praktyk niezgodnych z prawem.
#nowastrona#
10 dni na ratunek
 
W przypadkach, którymi się zajmowała ofiarami padały osoby starsze i schorowane, m.in. niewidomy, chora na schizofrenię, podopieczny hospicjum czy też ponad 80-letni staruszkowie. Gdy zajęłam się tą sprawą i nagłośniłam ją w prasie, zadzwonił do mnie właściciel tej firmy z pretensjami. Krzyczał na mnie i używając wulgarnych słów kazał mi się nie wtrącać - twierdzi rzeczniczka. Ostrzega, że podobnych firm działa na rynku bardzo wiele. Jak ustaliła Danuta Kępka, przedsiębiorcy z Oleśnicy prowadzą przynajmniej jeszcze dwie, zajmujące się wymianą piecyków, choć każda z nich nosi inną nazwę. Wartość proponowanych przez nich urządzeń jest zawyżona.   
 
Rzeczniczka z Tychów jest przekonana, że pracownicy firmy instalatorskiej nieprzypadkowo trafiali do starszych osób. Ostrzega, że jeżeli ktoś już podpisał taką umowę, to skutecznie i bez żadnych finansowych konsekwencji może z niej zrezygnować w ciągu 10 dni od jej zawarcia. Podkreśla, że jeżeli nastąpi to drogą korespondencyjną, to w takich przypadkach liczy się data stempla pocztowego a nie wpłynięcia pisma do firmy.   
 
Policja przesłuchała
 
Telefonicznie kontaktujemy się z właścicielem firmy. Udaje nam się potwierdzić, że to właśnie jego pracownicy sprzedają w Raciborzu piecyki. Mężczyzna jednak podniesionym głosem kategorycznie twierdzi, że nie będzie z nami na ten temat rozmawiać. Pierwsze słyszę! - odpowiada na pytanie, czy wie o tym, że jego pracownicy powołują się na współpracę z gazownią. Potwierdza, że „część piecyków sprzedawanych jest na kredyt a część za gotówkę”.
 
Raciborska policja przesłuchała już w tej sprawie instalatorów z Oleśnicy. Na razie trwają ustalenia, czy doszło do przestępstwa. Problem w tym, że ludzie, którzy dali się namówić na kupno piecyków, podpisali umowę. Urządzenia zostały im w mieszkaniach zainstalowane. Pewnym punktem oparcia jest to, że jeżeli faktycznie pracownicy firmy powoływali się na współpracę z gazownią i konieczność wymiany piecyków, wprowadzali ludzi w błąd. To z kolei może zostać zakwalifikowane jako oszustwo, jednak pod warunkiem, że wyczerpane zostaną wszelkie znamiona popełnienia takiego przestępstwa. Wtedy osobom, które się go dopuściły może grozić kara nawet do 8 lat pozbawienia wolności.
 
(A. Dik)
  • Numer: 32 (695)
  • Data wydania: 09.08.05