Poszli za ostro
Zaraz jak w świat poszła informacja, że magistrat chce wprowadzić tablice z niemiecką nazwą „Ratibor”, okazało się, iż można sobie na tym poparzyć palce. „Poszliśmy za ostro” – przyznaje dziś prezydent J. Osuchowski. O niemieckich nazwach nie chce już słyszeć.
Wprowadzanie nazewnictwa w języku niemieckim umożliwia przyjęta w tym roku ustawa o mniejszościach narodowych. Wedle jej zapisów, jeśli Niemcy stanowią minimum 20 proc. ogółu mieszkańców gminy (tak jest np. w Krzanowicach), wówczas wystarczy jedynie wpis niemieckich nazw do rejestru. Jeśli odsetek ten jest mniejszy, wtedy trzeba przeprowadzić konsultacje społeczne w trybie ustalonym przez radnych. Na niemieckie nazwy musiałaby wyrazić zgodę ponad połowa biorących w nich udział. Taka procedura byłaby niezbędna w Raciborzu. Wedle narodowego spisu sprzed trzech lat, w stolicy powiatu mieszka około 2,2 tys. Niemców (3,72 proc ogółu mieszkańców).
Na żadne konsultacje się jednak nie zanosi, choć do magistratu wpłynęło pismo Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców w tej sprawie. Mniejszość stoi na stanowisku, że wprowadzenie niemieckiej nazwy miejscowości i ulic byłoby pożądane, bo Racibórz to miasto wielu kultur, odwiedzane przez niemieckich turystów, dla których podwójne tablice byłyby atrakcją, a dla przedwojennej emigracji dodatkowo ułatwieniem w zwiedzaniu swojego rodzinnego gniazda. Rozmowy podjął wiceprezydent Mirosław Szypowski. W komunikacie poinformowano nawet media, że: „na 2006 r. Urząd Miasta poczyni starania o środki pozabudżetowe na wystawienie na obrzeżach naszego miasta tablic dwujęzycznych”. Rozpętała się burza.
To było niepotrzebne – mówi dziś prezydent Jan Osuchowski. Nie ukrywa, że jego podwładny poszedł trochę za daleko. To drażni zbyt wiele osób. Na niemieckie nazwy jest chyba za wcześnie - dodaje. Prezydenta zaczepiło wielu mieszkańców. Dostał też kilka listów. Większość rozmówców głowy miasta była przeciw. Dziś prezydent zapewnia, że z jego strony nie należy oczekiwać żadnej inicjatywy do radnych w sprawie przeprowadzenia konsultacji.
Radni o niemieckich nazwach nie dyskutowali. Mniejszość nie ma wśród nich swojego reprezentanta. Na ostatniej sesji nie przeforsowała swojej wersji niemieckiego napisu na pomniku Eichendorffa, który ma stanąć w Brzeziu. Rada nie zgodziła się na umieszczenie w treści niemieckiej nazwy obecnej dzielnicy Raciborza (Hohenbirken). Trudno sądzić, by w tej sytuacji zechcieli zajmować się organizacją konsultacji.
W sondzie, jaką przeprowadziliśmy wśród mieszkańców Raciborza dominowały skrajnie różne opinie. Jedni nie mieli nic przeciwko nazwie „Ratibor” na rogatkach, uważając, że w Europie bez granic nie powinno to budzić żadnych emocji. Inni wyrażali swoje oburzenie, twierdząc, że są ważniejsze sprawy niż gesty w stronę mniejszości, tym bardziej, że umieszczenie tablic to niemały koszt dla miasta (w rzeczywistości, według ustawy o mniejszościach, poniósłby je budżet państwa). Wskazywano też, że dla licznej w Niemczech Polonii tamtejsze władze nie mają zamiaru uczynić podobnych gestów. Nie słychać też o nich z miast na Ziemiach Odzyskanych, gdzie mniejszość niemiecka jest liczniej reprezentowana niż w Raciborzu.
Zdaniem historyków, z nazwą „Ratibor” sprawa jest oczywista. Tak przez wieki nazywał się Racibórz i jeśli byłaby społeczna wola, to napis tej treści może widnieć obok polskiej nazwy. Gorzej z ulicami i placami. Pl. Długosza to dawny Nowy Targ i pl. Św. Marcelego. Pl. Wolności miał za patrona zasłużonego raciborzanina Adolfa Polko, ale i nazistowskiego bojówkarza Horsta Wessela. Ulica Mickiewicza nazywała się dawniej Dworcowa, a na odcinku przy kościele farnym Kapitulna. Potem, już na całej długości, patronował jej wódz III Rzeszy Adolf Hitler.
G. Wawoczny
Na żadne konsultacje się jednak nie zanosi, choć do magistratu wpłynęło pismo Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców w tej sprawie. Mniejszość stoi na stanowisku, że wprowadzenie niemieckiej nazwy miejscowości i ulic byłoby pożądane, bo Racibórz to miasto wielu kultur, odwiedzane przez niemieckich turystów, dla których podwójne tablice byłyby atrakcją, a dla przedwojennej emigracji dodatkowo ułatwieniem w zwiedzaniu swojego rodzinnego gniazda. Rozmowy podjął wiceprezydent Mirosław Szypowski. W komunikacie poinformowano nawet media, że: „na 2006 r. Urząd Miasta poczyni starania o środki pozabudżetowe na wystawienie na obrzeżach naszego miasta tablic dwujęzycznych”. Rozpętała się burza.
To było niepotrzebne – mówi dziś prezydent Jan Osuchowski. Nie ukrywa, że jego podwładny poszedł trochę za daleko. To drażni zbyt wiele osób. Na niemieckie nazwy jest chyba za wcześnie - dodaje. Prezydenta zaczepiło wielu mieszkańców. Dostał też kilka listów. Większość rozmówców głowy miasta była przeciw. Dziś prezydent zapewnia, że z jego strony nie należy oczekiwać żadnej inicjatywy do radnych w sprawie przeprowadzenia konsultacji.
Radni o niemieckich nazwach nie dyskutowali. Mniejszość nie ma wśród nich swojego reprezentanta. Na ostatniej sesji nie przeforsowała swojej wersji niemieckiego napisu na pomniku Eichendorffa, który ma stanąć w Brzeziu. Rada nie zgodziła się na umieszczenie w treści niemieckiej nazwy obecnej dzielnicy Raciborza (Hohenbirken). Trudno sądzić, by w tej sytuacji zechcieli zajmować się organizacją konsultacji.
W sondzie, jaką przeprowadziliśmy wśród mieszkańców Raciborza dominowały skrajnie różne opinie. Jedni nie mieli nic przeciwko nazwie „Ratibor” na rogatkach, uważając, że w Europie bez granic nie powinno to budzić żadnych emocji. Inni wyrażali swoje oburzenie, twierdząc, że są ważniejsze sprawy niż gesty w stronę mniejszości, tym bardziej, że umieszczenie tablic to niemały koszt dla miasta (w rzeczywistości, według ustawy o mniejszościach, poniósłby je budżet państwa). Wskazywano też, że dla licznej w Niemczech Polonii tamtejsze władze nie mają zamiaru uczynić podobnych gestów. Nie słychać też o nich z miast na Ziemiach Odzyskanych, gdzie mniejszość niemiecka jest liczniej reprezentowana niż w Raciborzu.
Zdaniem historyków, z nazwą „Ratibor” sprawa jest oczywista. Tak przez wieki nazywał się Racibórz i jeśli byłaby społeczna wola, to napis tej treści może widnieć obok polskiej nazwy. Gorzej z ulicami i placami. Pl. Długosza to dawny Nowy Targ i pl. Św. Marcelego. Pl. Wolności miał za patrona zasłużonego raciborzanina Adolfa Polko, ale i nazistowskiego bojówkarza Horsta Wessela. Ulica Mickiewicza nazywała się dawniej Dworcowa, a na odcinku przy kościele farnym Kapitulna. Potem, już na całej długości, patronował jej wódz III Rzeszy Adolf Hitler.
G. Wawoczny
Najnowsze komentarze