Zanim wszystko się zawali
Władze Raciborza narzekają na społeczny opór wobec podejmowanych przez nie inicjatyw. Buntujący się przeciwko nim mieszkańcy mają natomiast pretensje, że ich opinie nie są w magistracie brane pod uwagę. Podstawową formą dialogu z władzą stają się protesty. Koło wzajemnej niechęci się zamyka.
Okazją do podjęcia dyskusji na temat nurtujących mieszkańców problemów są spotkania w sprawie „kierunków rozwoju dzielnic Raciborza”, z udziałem prezydentów i naczelników poszczególnych wydziałów. Największe zainteresowanie wzbudziły wśród mieszkańców małych dzielnic, oddalonych od centrum miasta. W Studziennej i Sudole sale spotkań wypełnione były po brzegi. Nie była to wcale demonstracja poparcia dla władz, lecz potrzeba rozwiązania konkretnych problemów.
Zupełnie inaczej dzieje się podczas spotkań w sprawie dzielnicy Śródmieście. Przewidziano ich kilka ze względu na największą liczbę mieszkańców. Jednak do tej pory przychodziła jedynie niewielka grupa zainteresowanych, choć informacje o nich pojawiały się w lokalnych mediach. O terminach spotkań można było usłyszeć nawet w kościołach po mszach św. Pomimo tego zdarzało się, że to prezydenci z urzędnikami stanowili większość na sali.
Ostatnio takie spotkanie odbyło się 28 kwietnia w Szkole Podstawowej nr 4. Tym razem w auli placówki zebrało się sporo ludzi. Każdy mógł wyrazić swoje zdanie. Jednak po krótkim czasie większość z nich wyszła. Pozostało raptem kilkunastu zainteresowanych. Były to głównie starsze osoby.
Tylko o szkole
Jeżeli dojdzie do przeniesienia Szkoły Podstawowej nr 4 do „trzynastki”, to swoje dzieci zapiszę do szkół poza Raciborzem - zapowiedziała jedna z kobiet, obecnych na spotkaniu.
Jak łatwo było przewidzieć, dyskusję zdominował temat likwidacji placówki. Sporo emocji wzbudził fragment planu, dotyczący przyszłego remontu budynku SP 4, którego celem będą „prace adaptacyjne dostosowujące obiekt do nowych funkcji”. Zebrani, w większości nauczyciele i rodzice, domagali się od prezydenta wyjaśnienia, jakie to będą funkcje. Jeszcze nie wiadomo, co będzie z tą szkołą. Póki co, nie dzielmy skóry na niedźwiedziu - usłyszeli od prezydenta Jana Osuchowskiego. W końcu głos zabrała kobieta, która zapowiedziała, że zapisze swoje dzieci do szkół poza Raciborzem. Mieszkam w Żerdzinach, gdzie nie ma szkoły, więc zapisałam swoje dzieci do szkół raciborskich. Podobnie zrobili też sąsiedzi. Jak dojdzie do połączenia „czwórki” z „trzynastką”, to trzeba będzie się liczyć ze zmianowością w szkole i dużym tłokiem. Wtedy przeniosę dzieci do szkół w Pawłowie czy Pietrowicach Wielkich, gdzie w klasach jest po 15 uczniów. W tej reformie nie wzięliście pod uwagę dzieci dojeżdżających z innych miejscowości. Stracicie je i pieniądze, które idą za każdym uczniem - argumentowało kobieta.
Rozmawiamy tylko o jednym a to spotkanie jest przecież dla wszystkich mieszkańców, którzy chcieliby poznać plany, dotyczące swojej dzielnicy, nie tylko szkoły - stwierdził jeden z mężczyzn. Prezydenci przyznali mu rację. Niezadowoleni z tego nauczyciele i rodzice opuścili salę. Została na niej tylko garstka zainteresowanych.
Może weźmiecie przykład
Dyskusja nad kolejnym tematem była równie emocjonująca. Dotyczyła remontów budynków, zarządzanych przez gminę. Za mieszkanie o wielkości 41m2 płacę 400 zł czynszu. Jest to porównywalne z opłatami w mieszkaniach spółdzielczych. Jednak tam warunki są o niebo lepsze. Klatki są remontowane, zadbane place zabaw - zauważyła jedna z osób. Inna żaliła się na podniesienie opłat za mieszkanie, argumentowanych przez administrację tym, że kamienica, w której mieszka, usytuowana jest w „reprezentacyjnej części miasta”. Klatka schodowa nie była remontowana od 30 lat, wszystko się sypie. Kamienica wygląda jak slumsy. Gdzie tu ta reprezentacyjność i za co te podwyżki? - pytała urzędników. Chcieliśmy już sami zrobić remont. Zwróciliśmy się do administracji jedynie o zwrot kosztów za farbę, ale pozostało to bez odzewu - wołali zebrani. Od wiceprezydenta Mirosława Szypowskiego usłyszeli, że w tym roku na remont mieszkań, należących do gminy nie ma pieniędzy. Jak to jest możliwe, że spółdzielnie potrafią wygospodarować środki na remonty a gminie to się nie udaje? Niech urząd weźmie stamtąd przykład. Za chwilę nie będzie już czego remontować, bo wszystko się zawali - apelowali zebrani.
Rynek to nie bar
Kolejnym poruszanym tematem była kwestia zagospodarowania Rynku. Obecnie to miejsce należałoby raczej nazwać „ogródek piwny - Rynek”. Centrum miasta powinno być ogólnodostępne a nie zajęte przez restauratorów - argumentował jeden z mieszkańców. Starsze osoby apelowały do władz miasta, by nie brukowano ulic i deptaków kostką, bo ciężko się im po niej chodzi.
Młodzi ludzie uciekają z Raciborza, bo nie widzą tu dla siebie perspektyw. Jak tak dalej pójdzie, to problem szkół rozwiąże się sam. Nie róbmy z Raciborza nieudolnej prowincji. Trzeba znaleźć tu tereny inwestycyjne, ponieważ za niedługo to miasto umrze - stwierdził ktoś inny. W odpowiedzi wiceprezydent Andrzej Bartela pokrótce przedstawił m.in. wizję planów rewitalizacji ul. Nowej, korzyści płynące z budowy spalarni oraz innych działań, służących rozwojowi miasta. Musimy tego chcieć wszyscy. Trzeba patrzeć przez pryzmat całego miasta a nie tylko swojej ulicy - podkreślił. Na tegoroczne święta Bożego Narodzenia będziemy już robić zakupy w Kauflandzie - pocieszył zebranych prezydent Osuchowski.
Tradycyjnie spotkanie zakończyło się obietnicą, że wszelkie uwagi, zapisane przez mieszkańców w rozdanej każdemu ankiecie, zostaną w magistracie przemyślane i uwzględnione.
Na ile jest to faktyczna chęć poznania opinii społeczeństwa, okaże się, gdy choć część z tych pomysłów zostanie zrealizowana. Jednak sami mieszkańcy mogliby wykazać większe zainteresowanie propozycjami włodarzy. Wtedy przynajmniej obie strony będą wiedziały, o czym mają rozmawiać. Bo na razie sytuacja w mieście przypomina zabawę w rosyjską ruletkę. Z tą różnicą, że dobrze, gdy jakiś pomysł na rozwój Raciborza wypali.
(A.Dik)
Najnowsze komentarze