Przerwać łańcuch przemocy
Kobiety doświadczające przemocy w rodzinie często przez wiele lat żyją z poczuciem winy i odpowiedzialności za to, co je spotyka. W tym przekonaniu niejednokrotnie utwierdzają się przy próbach uzyskania pomocy. Bez odpowiedniego wsparcia i ukierunkowania takich działań, zwykle kończy się to dla nich kolejnym atakiem agresji i poczuciem bezkarności sprawcy.
Zacząć wszystko od nowa
Jedną z takich kobiet jest Ola. Obecnie mieszka i pracuje w Centrum Matki z Dzieckiem „Maja”. Trafiła tu spoza Raciborza. Jej koszmar zaczął się, gdy mąż stracił pracę. W domu pojawił się alkohol. Ze strachu przed pobiciem uciekała z domu razem z dziećmi. Pomocy zaczęła szukać po tym, jak uderzył ją po raz pierwszy. Psycholog poradził mi, żebym dała mu szansę na poprawę. Pracownik opieki społecznej powiedział, że może się pogodzimy. Jak wezwałam policję to usłyszałam: „Pani, jest sobota, weźcie sobie flaszkę i napijcie się po drinku”- wspomina kobieta. Po kolejnym pobiciu sama zgłosiła się na policję. Tam powiedzieli mi, że mam przyjść innym razem, jak będę miała zrobioną obdukcję, świadków i zgłoszoną policyjną interwencję - opowiada.
Takie reakcje zniechęcają do dalszego działania. Jak za pierwszym razem kobieta nie otrzyma pomocy, to więcej się po nią nie zgłosi i już nikt się nie dowie, co dzieje się z nią i jej rodziną - twierdzi. Zwykle nie ma się dokąd wyprowadzić, więc zmuszona jest mieszkać pod jednym dachem ze swoim oprawcą. Jeżeli już zdecyduje się powiadomić policję, to w obawie przed kolejnym pobiciem często wycofuje oskarżenia. Jej strach spotęgowany jest lękiem o bezpieczeństwo dzieci. Ulega poczuciu winy. Mąż wmawiał mi, że narobiłam mu świństwa i teraz on musi z tego powodu cierpieć. Bardzo łatwo jest się wtedy poddać - wspomina. Jednak się nie ugięła. Mąż został skazany. Otrzymał wyrok w zawieszeniu. Przestał bić, ale dokuczał jej dalej. Od innych kobiet słyszałam, że ich mężowie grozili, że jak skończą się im wyroki, to się na nich zemszczą - mówi Ola. Nie chciała na to czekać.
Jej zdaniem kobiety powinny od razu być kierowane do ośrodków takich, jak „Maja”. Dopiero tutaj znajdą pomoc i spokój, nie nachodzone i zastraszane przez mężów. Nie ma się co łudzić, że będzie lepiej. Trzeba się opamiętać i wyrwać z tej przemocy. Lepiej wszystko zostawić i ujść z życiem - twierdzi kobieta. W „Mai” mieszka razem ze swoimi dziećmi. Odzyskała tu spokój, poczucie własnej godności i nadzieję na lepsze życie.
Bo się wycofują
Podczas policyjnej interwencji kobieta zwykle jest w szoku, rozhisteryzowana, nie jest w stanie logicznie opowiedzieć o zdarzeniu. Sprawca natomiast często potrafi się opanować. Nazywa żonę „wariatką”, wskazuje na jej emocjonalne niezrównoważenie, nierzadko sam próbuje odgrywać rolę ofiary. Gdy awanturujący się mężczyzna jest pod wpływem alkoholu i w obecności policjantów zachowuje się agresywnie, na prośbę pokrzywdzonej może zostać przez nich odwieziony do aresztu, gdzie pozostanie do wytrzeźwienia.
Zdarza się, że kobiety wycofują się z działań przeciwko sprawcy, czasem nawet już podczas interwencji. To sprawia, że taki człowiek czuje się bezkarny, staje się wobec niej bardziej agresywny. Nie powinno tak być, że rodzina ucieka z domu a on w tym czasem spokojnie śpi. Dążymy do tego, by było odwrotnie. Sprawca powinien spędzić noc na twardych deskach aresztu - zapewnia nadkom. Stanisław Melnarowicz, zastępca naczelnika sekcji prewencji raciborskiej policji. Koszty takiego aresztu, ok. 200 zł, pokrywa zatrzymany. Jednak w praktyce płaci za to rodzina sprawcy uszczupleniem często i tak skromnego budżetu domowego. Po tej nocy mężczyzna wraca do domu.
Ma prawo się bać
Nie wystarczy jedna interwencja policji, by takiej osobie pomóc. Kobieta ma zaburzony obraz własnej osoby, czuje się winna tego, co ją spotyka - twierdzi Józefa Kielak, pedagog i terapeutka, pracująca w Punkcie Konsultacyjno-Interwencyjnym „Rodzina bez przemocy”, działającym w Raciborzu przy ul. Ocickiej. Takie osoby wymagają pomocy pod każdym względem. Zanim zdecydują się na jakiekolwiek działanie, potrzebują często wielomiesięcznej terapii.
Często pojawia się u nich tzw. zespół zaburzeń stresu pourazowego, rozpoznawalny u żołnierzy, doznających urazów emocjonalnych w czasie wojny, ofiar katastrof i zakładników porwanych przez terrorystów. Kobieta ma prawo się bać, wycofać. Podjęcie przez nią jakichkolwiek działań wiąże się ze zmianą sposobu postrzegania tego, czego doświadcza. Nie można jej w tym popędzać - tłumaczy Józefa Kielak.
Uległość wobec sprawcy przemocy jest efektem presji psychicznej i fizycznej agresji, której kobieta jest nieustannie poddawana. Od samego bicia się nie zaczyna. Najpierw pojawia się np. izolowanie jej od rodziny, znajomych, kontrolowanie tego, co robi, jak się ubiera, ciągłe pretensje - wyjaśnia pedagog i terapeutka Sylwia Szarowska, również działająca w punkcie przy ul. Ocickiej.
Miodowy miesiąc
Przemoc domowa składa się z trzech powtarzających się cykli. Najpierw pojawia się faza narastającego napięcia. Sprawca prowokuje awantury, jest stale poirytowany, złości go każdy drobiazg. Następuje faza gwałtownej przemocy - ataki furii, napady szału, bicie. Po wyładowaniu agresji sprawca przeprasza, obiecuje, że się to już nie powtórzy, przynosi kobiecie kwiaty, prezenty, zapewnia ją o swej miłości, staje się troskliwym mężem i ojcem - to faza „miodowego miesiąca”. Do kolejnego wybuchu złości. Z czasem „miodowy miesiąc” trwa coraz krócej. Narasta agresja.
Pokonać stereotypy
W dalszym ciągu przemoc domowa jest tematem wstydliwym. Kojarzona jest głownie z alkoholizmem, biedą, pijackimi libacjami i głośnymi awanturami. Dlatego też często umiejętnie ukrywana jest w tzw. porządnych rodzinach. Jednak zwykle to sąsiedzi nie chcą wiedzieć o dramacie, który rozgrywa się za ścianą. Powodem tego są silnie zakorzenione w świadomości społecznej stereotypy, że np. to, co się dzieje w czterech ścianach jest prywatną sprawą rodziny. Często sprawca jest na zewnątrz powszechnie lubianym i szanowanym człowiekiem. Informacje o tym, że znęca się nad najbliższymi traktowane bywają przez otoczenie z niedowierzaniem lub tłumaczone tym, że kobieta najwidoczniej „sobie na to zasłużyła”.
Kobiety w Polsce padają też ofiarą braku odpowiednich przepisów prawnych, opowiadających się zdecydowanie po stronie pokrzywdzonych. To przecież kobieta musi uciekać z domu, tułać się po rodzinie i znajomych zanim trafi do odpowiedniego ośrodka. Pozostaje bez środków do życia. Zdarza się, że w walce o swoje prawa musi zmierzyć się ze skomplikowanymi procedurami prawnymi i bezdusznością wymiaru sprawiedliwości.
Walka kobiet o swoje prawa jest często trudna, długa i wyczerpująca, lecz możliwa do wygrania. Mogą w niej uzyskać wsparcie od coraz liczniejszych instytucji i organizacji pomocowych. Stawką w niej jest zdrowie i życie maltretowanej kobiety oraz jej dzieci.
Aleksandra Dik
Punkt Konsultacyjno-Interwencyjny „Rodzina bez przemocy” przy Dziennym Domu Pobytu OPS „Iskierka”, Racibórz ul, Ocicka 13, czynny w poniedziałek i środę w godz. 17.00-20.00, tel. 415 51 43.
Najnowsze komentarze