Tańczący z niedźwiedziami
Dwa niedźwiedzie, mały i duży, przeszły ulicami Samborowic. Towarzyszyli im: para nowożeńców, woźnica, baby, strażacy, rzeźnik, myśliwy, kominiarz, całe stado rozbrykanych małp oraz mieszkańcy wioski przy wesołych dźwiękach orkiestry dętej i syreny ogniowej.
Działo się to w ostatnią sobotę karnawału. W taki oto sposób, czyli „wodzeniem niedźwiedzia”, samborowiczanie obchodzą „ostatki”.
Tradycyjnie zabawa rozpoczyna się w zagrodzie gospodarza, gdzie dwaj młodzieńcy przebierani są za niedźwiedzie. Obecnie ich strój robiony jest ze specjalnie kręconego siana. Kiedyś do tego celu służyła słoma. Wtedy przebranie to ważyło nawet 40 kg.
Następnie barwny korowód maszeruje ulicami wioski, pukając do drzwi wszystkich domostw i zaczepiając każdego, kogo tylko napotka na swej drodze. Najwięcej zamieszania czynią małpy, które smarują ludzi sadzą. Jeżeli trzeba, to puszczają się w pogoń za delikwentem, który próbuje przed nimi uciec. Najważniejszą rolę w tym ulicznym przedstawieniu gra postać dużego niedźwiedzia. Wiedziony jest na postronku przez woźnicę. Tradycja nakazuje, by z niedźwiedziem zatańczyć. Oczywiście, nie za darmo. Baby podsuwają puszkę na datki lub koszyki, do których wszyscy mieszkańcy wrzucają łakocie. Kiedyś za baby przebierali się mężczyźni. Dostawali od gospodarzy jajka, które następnie wymieniali na coś mocniejszego.
W korowodzie wyróżnia się para młodożeńców. Panna młoda, w tradycyjnej, białej sukni ślubnej eksponuje pokaźny brzuch. Tuż obok nich idzie baba z dziecinnym wózkiem, który stopniowo wypełnia się darami mieszkańców. Myśliwy maszeruje wraz z rzeźnikiem ostrzącym groźnie noże. Kominiarz, na szczęście, wita się z każdym napotkanym na drodze. W tę rolę wcielił się Adrian Niewiera, sołtys Samborowic.
W zabawę włączają się wszyscy mieszkańcy wioski, którzy już z daleka wypatrują karnawałowego orszaku. Muzykantom, maszerującym na czele pochodu towarzyszy zgiełk śmiejących się dzieciaków i krzyków dorosłych, pozornie broniących się przed atakiem małp. Na koniec przebierańcy powracają do gospodarstwa, z którego wyruszyli. Tam rzeźnik symbolicznie zabija dużego niedźwiedzia, oznajmiając w ten sposób koniec karnawałowych uciech..
Skąd wziął się ten zwyczaj, do końca nie wiadomo. Najprawdopodobniej jest echem ulicznych pokazów trup cyrkowych, które przyjeżdżały do wioski razem z żywymi zwierzętami, budząc powszechną radość i sensację. Z czasem sparodiowali to młodzieńcy z okolicznych gospodarstw, którzy chcieli hucznie zakończyć karnawał. Słomie z niedźwiedzia zaczęto przypisywać magiczną moc. Gospodynie wkładały ją pod siedzące na jajkach gęsi, by zapewnić pisklętom zdrowie, oraz między kapustę dla odstraszenia zajęcy.
Organizatorami samborowickiego „wodzenia niedźwiedzia”, obok sołtysa, byli także Hubert Skupień oraz tamtejsza Ochotnicza Straż Pożarna.
(Adk)
Tradycyjnie zabawa rozpoczyna się w zagrodzie gospodarza, gdzie dwaj młodzieńcy przebierani są za niedźwiedzie. Obecnie ich strój robiony jest ze specjalnie kręconego siana. Kiedyś do tego celu służyła słoma. Wtedy przebranie to ważyło nawet 40 kg.
Następnie barwny korowód maszeruje ulicami wioski, pukając do drzwi wszystkich domostw i zaczepiając każdego, kogo tylko napotka na swej drodze. Najwięcej zamieszania czynią małpy, które smarują ludzi sadzą. Jeżeli trzeba, to puszczają się w pogoń za delikwentem, który próbuje przed nimi uciec. Najważniejszą rolę w tym ulicznym przedstawieniu gra postać dużego niedźwiedzia. Wiedziony jest na postronku przez woźnicę. Tradycja nakazuje, by z niedźwiedziem zatańczyć. Oczywiście, nie za darmo. Baby podsuwają puszkę na datki lub koszyki, do których wszyscy mieszkańcy wrzucają łakocie. Kiedyś za baby przebierali się mężczyźni. Dostawali od gospodarzy jajka, które następnie wymieniali na coś mocniejszego.
W korowodzie wyróżnia się para młodożeńców. Panna młoda, w tradycyjnej, białej sukni ślubnej eksponuje pokaźny brzuch. Tuż obok nich idzie baba z dziecinnym wózkiem, który stopniowo wypełnia się darami mieszkańców. Myśliwy maszeruje wraz z rzeźnikiem ostrzącym groźnie noże. Kominiarz, na szczęście, wita się z każdym napotkanym na drodze. W tę rolę wcielił się Adrian Niewiera, sołtys Samborowic.
W zabawę włączają się wszyscy mieszkańcy wioski, którzy już z daleka wypatrują karnawałowego orszaku. Muzykantom, maszerującym na czele pochodu towarzyszy zgiełk śmiejących się dzieciaków i krzyków dorosłych, pozornie broniących się przed atakiem małp. Na koniec przebierańcy powracają do gospodarstwa, z którego wyruszyli. Tam rzeźnik symbolicznie zabija dużego niedźwiedzia, oznajmiając w ten sposób koniec karnawałowych uciech..
Skąd wziął się ten zwyczaj, do końca nie wiadomo. Najprawdopodobniej jest echem ulicznych pokazów trup cyrkowych, które przyjeżdżały do wioski razem z żywymi zwierzętami, budząc powszechną radość i sensację. Z czasem sparodiowali to młodzieńcy z okolicznych gospodarstw, którzy chcieli hucznie zakończyć karnawał. Słomie z niedźwiedzia zaczęto przypisywać magiczną moc. Gospodynie wkładały ją pod siedzące na jajkach gęsi, by zapewnić pisklętom zdrowie, oraz między kapustę dla odstraszenia zajęcy.
Organizatorami samborowickiego „wodzenia niedźwiedzia”, obok sołtysa, byli także Hubert Skupień oraz tamtejsza Ochotnicza Straż Pożarna.
(Adk)
Najnowsze komentarze