Pomarańczowa rewolucja
Pochodzą z Ukrainy. Od kilku lat mieszkają i pracują w Raciborzu. Tu ułożyli sobie życie. Jednak z zapałem śledzą wydarzenia, będące udziałem ich rodaków w ojczyźnie. Z zachodzących na oczach świata przemian na Ukrainie czują satysfakcję i radość. Lena i Siergiej Tepliccy, Andrzej Tatarczuk oraz Tadeusz i Walery Tarnawscy podzielili się z nami swoimi odczuciami, związanymi z „pomarańczową rewolucją”.
Lena i Siergiej Tepliccy
Jesteśmy zaszokowani tym, co dzieje się na Ukrainie, że doszło do tak wielkiego oszustwa oraz że ludzie wreszcie przeciwko temu głośno zaprotestowali. Kiedy w Polsce strajkowały jakieś grupy zawodowe, to żałowaliśmy, że nie dzieje się tak na Ukrainie, gdzie ludzie są gnębieni, miesiącami nie dostają wypłaty. Oboje jesteśmy lekarzami. Wypłat nie dostawaliśmy przez pół roku. Coś takiego na Ukrainie jest normą. Powszechna jest też korupcja. Płacić trzeba przy załatwianiu każdej formalności. Kiedy w 1997 r. wyjeżdżaliśmy z Ukrainy mieliśmy wrażenie, że zaczyna się tam już tworzyć demokracja. Okazało się, że działo się coraz gorzej.
Popieramy Juszczenkę. Wierzymy, że jeżeli wygra ludzie na tym zyskają. On chce wciągnąć Ukrainę do Unii Europejskiej, a to oznacza zmiany na lepsze, choć zdajemy sobie sprawę, że nie będzie to łatwe i nie nastąpi szybko. Jego przegrana oznacza coraz większą zależność Ukrainy od Rosji i stylu rządzenia rodem z ZSRR. Cieszymy się, że naród wreszcie się obudził. Jak się to zaczęło, zadzwonili do nas znajomi z Ukrainy. Zdziwili się i jednocześnie ucieszyli, że wiemy o tym z telewizji, ponieważ tam tego nie pokazywali.
Ucieszyła nas reakcja polskiego rządu i społeczeństwa. Kiedyś zdarzało się, że z powodu naszego pochodzenia mieliśmy nieprzyjemności. Ale wtedy mieszkaliśmy przy wschodniej granicy. W Raciborzu spotkaliśmy się z ogromną życzliwością ludzi, którzy pomogli nam w ciężkich chwilach. Teraz nasi znajomi razem z nami trzymają kciuki. Niektórzy ubierali się nawet na pomarańczowo. Czujemy poparcie kolegów z pracy.
Kiedy dowiedzieliśmy się, że ludzie wyszli na ulicę, pomyśleliśmy, że Ukraina będzie wolna. Jednak w dalszym ciągu obawiamy się, że może dojść do przelewu krwi. Dzieje się tak zawsze, gdy wtrąci się Rosja. Nie wiadomo, jakby się to potoczyło, gdyby nie międzynarodowy rozgłos. Andrzej Tatarczuk
To musiało się wreszcie stać i czegoś takiego oczekiwałem. Na Ukrainie panuje bardzo ciężka sytuacja materialna. Jeżeli ktoś pracuje w cukrowni, to wypłatę dostaje w cukrze. Do tego dochodzi powszechna korupcja i nadużycia władzy. Podczas kampanii prezydenckiej do pierwszej tury wyborów Juszczenko nie istniał w oficjalnych mediach a jeżeli już o nim mówiono, to przedstawiano go w niekorzystnym świetle. Jedynie pokazywany był w opozycyjnej telewizji TV5, która na Ukrainie ma ograniczony zasięg. Na bieżąco staram się śledzić wydarzenia, korzystając z opozycyjnych ukraińskich stron internetowych. Jestem pewien, że sfałszowana była już I tura wyborów. W internetowych sondażach wygrywał Juszczenko, przyjmując nawet granicę błędu statystycznego. Wiadomo, gdzie do tej pory na Ukrainie był ośrodek władzy. Prezydent Kuczma na konsultacje w sprawach wewnętrznych kraju pojechał do Moskwy. Zwycięstwo Janukowycza to całkowita zależność polityczna od Rosji. Juszczenko, to krok do przodu. To, co się teraz tam dzieje, to pospolite ruszenie narodu w całym kraju, nie tylko w Kijowie.
Cieszę się, że zyskało to międzynarodowy rozgłos. Gdyby nie to...
Wydaje mi się, że dzięki temu wariant siłowy nie wchodzi już w grę. Obawiam się jednak o wyniki powtórzonej drugiej tury wyborów. I tym razem może dojść do fałszerstwa. Tadeusz i Walery Tarnawscy
Tadeusz: Mieszkam w Iwanofrankowsku. Brałem udział w manifestacjach. Niedawno przyjechałem do Raciborza w odwiedziny do syna. Od razu było wiadomo, że podczas wyborów dojdzie do fałszerstwa. Wiele głosów oddanych na Janukowycza było wymuszonych, często groźbą utraty pracy. Studentom na uczelniach powiedziano, że jeżeli chcą dalej się uczyć, to muszą popierać Janukowycza. Wyszło to na jaw, ponieważ podczas takiego spotkania, gdzie była o tym mowa, ktoś zrobił nagranie z ukrytej kamery. Zostało to wyemitowane w opozycyjnej telewizji TV5. W oficjalnych mediach był fałsz. Pokazywali tylko Janukowycza, jaki to on dobry, a przecież jest kryminalistą. Nie mogliśmy na to patrzeć. Było wiadomo, że ludzie wyjdą na ulicę, bo już wcześniej zapowiadali, że jeżeli dojdzie do fałszerstw, to tak zrobią. Zaczęło się od młodych ludzi. Moja żona jest profesorem uczelni medycznej. Jak usłyszała co się dzieje, to wyszła na ulice ze swoimi studentami. Najpierw mówiono nawet o studenckim strajku. Później dołączyła do niego reszta społeczeństwa. Naród ukraiński ma już dość powszechnej korupcji, okłamywania i zależności od Rosji. Polskie doświadczenia są mu bardzo potrzebne, dlatego poparcie Polski jest bardzo potrzebne. Zwycięstwo Juszczenki oznacza dla nas postęp w kierunku państwa demokratycznego. Nie obawiam się siłowego rozwiązania i stłumienia tego, co się dzieje. Wydarzenia zaszły już bowiem za daleko. Wkrótce wracam na Ukrainę, żeby wziąć udział w wyborach.
Walery: Bardzo się cieszę z tego, co teraz tam się dzieje i że wreszcie do tego doszło. Rodzina z Ukrainy codziennie przekazuje mi relacje. Śledzę też polskie media. Z początku, kiedy się o tym dowiedziałem, poczułem strach i obawę o swoich bliskich. Bałem się, że zostanie to stłumione siłą, że dojdzie do jakiejś prowokacji. Gdyby nie obowiązki związane z pracą, byłbym teraz razem z bliskimi na Ukrainie. Mam nadzieję, że wszystko jednak pójdzie dobrze.
Jesteśmy zaszokowani tym, co dzieje się na Ukrainie, że doszło do tak wielkiego oszustwa oraz że ludzie wreszcie przeciwko temu głośno zaprotestowali. Kiedy w Polsce strajkowały jakieś grupy zawodowe, to żałowaliśmy, że nie dzieje się tak na Ukrainie, gdzie ludzie są gnębieni, miesiącami nie dostają wypłaty. Oboje jesteśmy lekarzami. Wypłat nie dostawaliśmy przez pół roku. Coś takiego na Ukrainie jest normą. Powszechna jest też korupcja. Płacić trzeba przy załatwianiu każdej formalności. Kiedy w 1997 r. wyjeżdżaliśmy z Ukrainy mieliśmy wrażenie, że zaczyna się tam już tworzyć demokracja. Okazało się, że działo się coraz gorzej.
Popieramy Juszczenkę. Wierzymy, że jeżeli wygra ludzie na tym zyskają. On chce wciągnąć Ukrainę do Unii Europejskiej, a to oznacza zmiany na lepsze, choć zdajemy sobie sprawę, że nie będzie to łatwe i nie nastąpi szybko. Jego przegrana oznacza coraz większą zależność Ukrainy od Rosji i stylu rządzenia rodem z ZSRR. Cieszymy się, że naród wreszcie się obudził. Jak się to zaczęło, zadzwonili do nas znajomi z Ukrainy. Zdziwili się i jednocześnie ucieszyli, że wiemy o tym z telewizji, ponieważ tam tego nie pokazywali.
Ucieszyła nas reakcja polskiego rządu i społeczeństwa. Kiedyś zdarzało się, że z powodu naszego pochodzenia mieliśmy nieprzyjemności. Ale wtedy mieszkaliśmy przy wschodniej granicy. W Raciborzu spotkaliśmy się z ogromną życzliwością ludzi, którzy pomogli nam w ciężkich chwilach. Teraz nasi znajomi razem z nami trzymają kciuki. Niektórzy ubierali się nawet na pomarańczowo. Czujemy poparcie kolegów z pracy.
Kiedy dowiedzieliśmy się, że ludzie wyszli na ulicę, pomyśleliśmy, że Ukraina będzie wolna. Jednak w dalszym ciągu obawiamy się, że może dojść do przelewu krwi. Dzieje się tak zawsze, gdy wtrąci się Rosja. Nie wiadomo, jakby się to potoczyło, gdyby nie międzynarodowy rozgłos. Andrzej Tatarczuk
To musiało się wreszcie stać i czegoś takiego oczekiwałem. Na Ukrainie panuje bardzo ciężka sytuacja materialna. Jeżeli ktoś pracuje w cukrowni, to wypłatę dostaje w cukrze. Do tego dochodzi powszechna korupcja i nadużycia władzy. Podczas kampanii prezydenckiej do pierwszej tury wyborów Juszczenko nie istniał w oficjalnych mediach a jeżeli już o nim mówiono, to przedstawiano go w niekorzystnym świetle. Jedynie pokazywany był w opozycyjnej telewizji TV5, która na Ukrainie ma ograniczony zasięg. Na bieżąco staram się śledzić wydarzenia, korzystając z opozycyjnych ukraińskich stron internetowych. Jestem pewien, że sfałszowana była już I tura wyborów. W internetowych sondażach wygrywał Juszczenko, przyjmując nawet granicę błędu statystycznego. Wiadomo, gdzie do tej pory na Ukrainie był ośrodek władzy. Prezydent Kuczma na konsultacje w sprawach wewnętrznych kraju pojechał do Moskwy. Zwycięstwo Janukowycza to całkowita zależność polityczna od Rosji. Juszczenko, to krok do przodu. To, co się teraz tam dzieje, to pospolite ruszenie narodu w całym kraju, nie tylko w Kijowie.
Cieszę się, że zyskało to międzynarodowy rozgłos. Gdyby nie to...
Wydaje mi się, że dzięki temu wariant siłowy nie wchodzi już w grę. Obawiam się jednak o wyniki powtórzonej drugiej tury wyborów. I tym razem może dojść do fałszerstwa. Tadeusz i Walery Tarnawscy
Tadeusz: Mieszkam w Iwanofrankowsku. Brałem udział w manifestacjach. Niedawno przyjechałem do Raciborza w odwiedziny do syna. Od razu było wiadomo, że podczas wyborów dojdzie do fałszerstwa. Wiele głosów oddanych na Janukowycza było wymuszonych, często groźbą utraty pracy. Studentom na uczelniach powiedziano, że jeżeli chcą dalej się uczyć, to muszą popierać Janukowycza. Wyszło to na jaw, ponieważ podczas takiego spotkania, gdzie była o tym mowa, ktoś zrobił nagranie z ukrytej kamery. Zostało to wyemitowane w opozycyjnej telewizji TV5. W oficjalnych mediach był fałsz. Pokazywali tylko Janukowycza, jaki to on dobry, a przecież jest kryminalistą. Nie mogliśmy na to patrzeć. Było wiadomo, że ludzie wyjdą na ulicę, bo już wcześniej zapowiadali, że jeżeli dojdzie do fałszerstw, to tak zrobią. Zaczęło się od młodych ludzi. Moja żona jest profesorem uczelni medycznej. Jak usłyszała co się dzieje, to wyszła na ulice ze swoimi studentami. Najpierw mówiono nawet o studenckim strajku. Później dołączyła do niego reszta społeczeństwa. Naród ukraiński ma już dość powszechnej korupcji, okłamywania i zależności od Rosji. Polskie doświadczenia są mu bardzo potrzebne, dlatego poparcie Polski jest bardzo potrzebne. Zwycięstwo Juszczenki oznacza dla nas postęp w kierunku państwa demokratycznego. Nie obawiam się siłowego rozwiązania i stłumienia tego, co się dzieje. Wydarzenia zaszły już bowiem za daleko. Wkrótce wracam na Ukrainę, żeby wziąć udział w wyborach.
Walery: Bardzo się cieszę z tego, co teraz tam się dzieje i że wreszcie do tego doszło. Rodzina z Ukrainy codziennie przekazuje mi relacje. Śledzę też polskie media. Z początku, kiedy się o tym dowiedziałem, poczułem strach i obawę o swoich bliskich. Bałem się, że zostanie to stłumione siłą, że dojdzie do jakiejś prowokacji. Gdyby nie obowiązki związane z pracą, byłbym teraz razem z bliskimi na Ukrainie. Mam nadzieję, że wszystko jednak pójdzie dobrze.
Najnowsze komentarze