Eichendorffowi byłoby przykro…
Udaną i pod każdym względem ważną imprezę miało wesprzeć wydanie książki „Europa braucht Leitbilder”, czyli w polskiej wersji „Europa potrzebuje wzorców”. Celowo piszę „miało”, gdyż niestety uświetniło tylko pozornie.
Pomijając westernowy miejscami scenariusz zakładający „dobrych kowbojów” (ofiarnych mężów walczących o odbudowanie pomnika) i „złych Indian” (w domyśle sabotażystów tego przedsięwzięcia), publikacja jest niestety niechlubnym zbiorem wszelkich możliwych rodzajów niepoprawności językowej i przykładem niestaranności wydawniczej. W każdym razie na pewno jej polska wersja.
Wydaje się, że przywoływana niemal na każdej stronie osoba wielkiego poety, czyli kogoś kto za tworzywo swej pracy obrał język i tak pięknie go używał, powinna skłonić wydawcę do przynajmniej podstawowej dbałości o poprawność językową publikacji. Tymczasem książka roi się od błędów interpunkcyjnych, nieprawidłowych nazw polskich instytucji, błędnych skrótów, błędów w nazwiskach i ich odmianach, nieprawdziwych danych bibliograficznych, błędów literowych i potworków językowych będących często bezmyślnymi kalkami z języka niemieckiego. No i zwykłych bzdur i absurdalnych określeń typu: „prostopadłościan ośmiokątny”, „przeklinał przy tym przekonująco”, „radni ostatniego okresu legislacyjnego”, TMZR jako „ugrupowanie komunalne”, „występ, który obramował zespół kameralny" czy „niemiecka grupa narodowościowa (która) nie miała dotąd dobrego doświadczenia z milicją”, ale za to „zawarła ona kooperację”. I tak dalej…
W przedmowie autorzy podkreślają, że szczególnie zależy im na dotarciu książki do „górnośląskiej młodzieży polskiego i niemieckiego pochodzenia”. Myślę, że pomysł ten można poprzeć, ale na razie tylko pod warunkiem, że będzie służyła do ćwiczeń z gramatyki i stylistyki języka polskiego.
Arkadiusz Gruchot
Wydaje się, że przywoływana niemal na każdej stronie osoba wielkiego poety, czyli kogoś kto za tworzywo swej pracy obrał język i tak pięknie go używał, powinna skłonić wydawcę do przynajmniej podstawowej dbałości o poprawność językową publikacji. Tymczasem książka roi się od błędów interpunkcyjnych, nieprawidłowych nazw polskich instytucji, błędnych skrótów, błędów w nazwiskach i ich odmianach, nieprawdziwych danych bibliograficznych, błędów literowych i potworków językowych będących często bezmyślnymi kalkami z języka niemieckiego. No i zwykłych bzdur i absurdalnych określeń typu: „prostopadłościan ośmiokątny”, „przeklinał przy tym przekonująco”, „radni ostatniego okresu legislacyjnego”, TMZR jako „ugrupowanie komunalne”, „występ, który obramował zespół kameralny" czy „niemiecka grupa narodowościowa (która) nie miała dotąd dobrego doświadczenia z milicją”, ale za to „zawarła ona kooperację”. I tak dalej…
W przedmowie autorzy podkreślają, że szczególnie zależy im na dotarciu książki do „górnośląskiej młodzieży polskiego i niemieckiego pochodzenia”. Myślę, że pomysł ten można poprzeć, ale na razie tylko pod warunkiem, że będzie służyła do ćwiczeń z gramatyki i stylistyki języka polskiego.
Arkadiusz Gruchot
Najnowsze komentarze