Niedziela, 19 maja 2024

imieniny: Iwa, Piotra, Celestyna

RSS

Komu pomagać?

24.02.2004 00:00
 Miasto sprzedaje coraz więcej mieszkań, ale nie ma żadnego programu pomocy wspólnotom. Potrzebna jest zaś edukacja oraz skuteczna polityka wsparcia, która nie tyle zapobiegnie degradacji budynków, ale pomoże je odnawiać.
Głośny już proces o zniesławienie, jaki władze miasta wytoczyły Arturowi Jaroszowi ze Stowarzyszenia Wspólnota Mieszkaniowa, jest konsekwencją braku takiej polityki. Przypomnijmy, że Jarosz zarzucił prezydentom i urzędnikom kumoterstwo przy załatwieniu preferencyjnej pożyczki na termomodernizację budynku przy ul. Karola Miarki (tzw. blok zakładowy MZB). Być może zarzut taki nigdy by nie padł, gdyby magistrat jasno określił, w jaki sposób chce pomagać wspólnotom i w jakiej kolejności.
   
Czego wspólnoty mogą oczekiwać od miasta nie wiadomo było w poprzedniej kadencji, a i nadal nie wiadomo w obecnej. Jedynym krokiem do przodu jest zwrot wpłat na fundusz remontowy. W minionych latach gmina była członkiem wspólnot (z tytułu własności lokali oddawanych w najem), ale w przeciwieństwie do pozostałych członków nie wpłacała swojej „działki” na fundusz remontowy. Teraz musi pieniądze oddać i to z odsetkami. Dla miasta to poważny problem finansowy. Gminy nie stać na jednorazowy zwrot długu. Na zebraniach wspólnot gmina proponuje oddanie pieniędzy w 2005 r.
  
Dług to jeden z problemów, przed którymi stoją wspólnoty mieszkaniowe. W prawie wszystkich członkiem jest miasto. Zarówno prywatni właściciele jak i władze jadą więc na jednym wózku. Ostatnio prezydent zgłosił projekt pozyskania funduszy unijnych dla renowacji budynków w ścisłym centrum miasta. To kusząca możliwość pozyskania tzw. taniego pieniądza (fundusze dotowane z budżetu UE pokrywają nawet 80 proc. kosztów pracy, 20 proc. to udział własny). Takiego pieniądza jednak poszukują dziś także pozostałe wspólnoty.
   
W spadku po PRL-u właściele (najemcy po wykupieniu swoich lokali) dostali budynki, które najlepsze lata mają za sobą i ...przed sobą. Stare poniemieckie kamienice są mocno zdekapitalizowane. Wymagają sporych nakładów na remonty. W poprzednim systemie budowano z kolei tanio i źle. Te budynki doby socrealizmu trzeba poprawiać, głównie termomodernizować, bo ich ogrzewanie jest bardzo drogie. W tym kontekście dość dziwna jest akcja MZB, zmierzająca do wymiany podzielników ciepła. Co prawda są one dokładniejsze, ale wspólnotom nie chodzi raczej o wskazanie zużycia, lecz jego zmniejszenie. Akcja spotkała się zresztą ze sprzeciwem niektórych właścicieli. Zdarzały się przypadki, że najemcy odmówili wpuszczenia do swoich mieszkań monterów bytomskiej firmy Techem montującej nowe podzielniki. Komisja Rewizyjna Rady Miasta zarzuciła MZB przy wyborze Techemu złamanie ustawy o zamówieniach publicznych.
   
Sprawa dociepleń wysuwa się jednak na czoło problemów. To kosztowne inwestycje, które wspiera tanimi pożyczkami (w części umarzalnymi) Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej lub kredytami Bank Ochrony Środowiska. Ich spłata przez członków wspólnot nie stanowi kłopotu, ale problem pojawia się przy staraniu o pożyczkę. Nikt jej nie da bez zabezpieczenia, a wszystkie banki najwyżej cenią sobie te udzielane przez gminę. Dla nich budżetowy płatnik jest najpewniejszy.
   
To rodzi zasadnicze pytanie; komu miasto może żyrować pożyczkę? Na pewno mają do tego prawo mieszkańcy bloku przy ul. Karola Miarki. Na pewno jednak też członkowie pozostałych wspólnot powinni być o takiej możliwości poinformowani. Mówiąc krótko; rolą władz miasta jest - poprzez Miejski Zarząd Budynków lub magistrackich urzędników - rozpoznanie wszystkich możliwości pozyskania taniego pieniądza, przeprowadzenie edukacji wśród właścicieli mieszkań oraz pilotowanie wniosków, oczywiście według listy priorytetów.
   
Tymczasem sposób zarządzania wspólnotami może się okazać dość istotną zaporą. Wynika ona z faktu przykrych doświadczeń właścicieli z miastem, a konkretnie MZB. Zaległości we wpłatach na fundusz remontowy nie budzą zaufania. Zmiana podzielników ciepła nie jest pierwszorzędną potrzebą. Do tego dochodzi obecnie problem przekazania wspólnotom obejść wobec ich budynków, które, zgodnie z intencją magistratu, powinny same utrzymywać. Generalnie ratusz nie jawi się jako solidny partner. Taką sytuację wykorzystują firmy, którem oferują swoje usługi zarządzania budynkami.
  
Ten stan nie może trwać długo. Gmina bowiem, i to w momencie, kiedy promocyjna sprzedaż lokali ma znacząco powiększyć grono właścicieli mieszkań, musi się zdecydować, czy chce wziąć na siebie ciężar inicjatora działań w zakresie - fachowo mówiąc - rewitalizacji substancji mieszkaniowej, czy też sprawy te pozostawi wolnemu rynkowi. Pierwsze rozwiązanie wymaga reorganizacji odpowiednich służb; wyraźne oddzielenie funkcji zarządczych we wspólnotach od administrowania, jakie świadczy obecnie Miejski Zarząd Budynków. Gmina musi określić swoje możliwości finansowe, wskazać preferowane formy zabezpieczeń pożyczek, ustalić kryteria wyboru projektów, ustalenia ich hierarchii, czy wreszcie kolejności.
   
Zarysu takiej polityki na razie brak. Polityka mieszkaniowa bowiem nieodmiennie kojarzy się tym i poprzednim władzom ze sprzedażą mieszkań. Towarzyszy temu świadomość konieczności odnawiania budynków, ale wybiera się je doraźnie, w perspektywie zaledwie kilku lat.
  
Na ostatniej sesji Rady Miasta padały słowa o konieczności restrukturyzacji MZB, ale na tym stanęło. Wskazano jedynie powód: firma ta więcej pieniędzy wydaje na siebie niż na remonty. Radni wykreślili z budżetu MZB milion złotych dotacji na remonty przekazując je wspólnotom. Czy jest to pierwszy krok do nawiązania ścisłej wspólpracy z właścicielami mieszkań, czas pokaże.

G. Wawoczny

  • Numer: 9 (619)
  • Data wydania: 24.02.04