Wtorek, 19 listopada 2024

imieniny: Elżbiety, Seweryny, Salomei

RSS

Jak przerzucano emigrantów?

10.09.2003 00:00
Cieszyńska Prokuratura Rejonowa zakończyła swoje postępowanie w sprawie szajki, zajmującej się przemytem ludzi przez granicę.
Prokurator Rejonowy w Cieszynie skierował do tamtejszego Sądu Rejonowego akt oskarżenia przeciwko kilkunastu osobom, które działały w zorganizowanej grupie, zajmującej się przemytem nielegalnych migrantów przez granicę. Była to grupa międzynarodowa, w której skład wchodzili m.in. Słowacy, Czesi i Polacy. Trzynastu Polakom prokurator przedstawił zarzuty udziału w organizacji przerzutów nielegalnych migrantów - informuje nas kpt. Grzegorz Klejnowski, rzecznik prasowy Śląskiego Oddziału Straży Granicznej w Raciborzu.

Szajka działała od kwietnia do października 2002 r. Jej członkowie zorganizowali przerzut przez granicę kilkunastu grup nielegalnych emigrantów z Azji. Działali praktycznie na całej południowej granicy. Ale nie tylko. Również granica wschodnia i zachodnia była w ich zainteresowaniu. Na ślady ich działalności natrafiono także poza granicami naszego kraju. W związku z tak dużym obszarem działania trudno było ujawnić organizatorów tego procederu - dodaje kpt. Klejnowski.

Grupa wpadła za sprawą funkcjonariuszy Śląskiego Oddziału Straży Granicznej z Raciborza. Udało im się zdobyć trop dzięki zatrzymaniu kilku z nich na gorącym uczynku. Dzięki skoordynowanym przez Komendę Główną Straży Granicznej działaniom kilku oddziałów SG możliwe było zatrzymanie i przedstawienie zarzutów m.in. Polakom, którzy trudnili się transportowaniem, przechowywaniem i przeprowadzaniem przez granicę nielegalnych migrantów - brzmi oficjalny komunikat Straży.

Jak się okazuje, gra dla oskarżonych warta była świeczki. Każdy Azjata, który chciał się przedostać do Europy Zachodniej lub pozostać w Polsce, płacił organizatorom przemytu od 8 do 10 tys. dolarów. „Klienci” najpierw podróżowali drogą lotniczą do Rosji, potem lądem; następnie w zależności od wybranej drogi przez Ukrainę, Słowację, Czechy lub Polskę przewożeni byli przez granice do miejsca docelowego. Tym niestety był najczęściej areszt. Większość nielegalnych migrantów zatrzymywała bowiem Straż Graniczna. Podróż do raju kończyła się deportacją do rodzinnego kraju.

Co więcej podróż odbywała się w koszmarnych warunkach. Ludzi przewożono w małych samochodach dostawczych. Do jednego ładowano nieraz po 40 osób. Tak ściśnięci wożeni byli niejednokrotnie setki kilometrów. Z uwagi na wykluczenie trudności jakie mogły spowodować niestrawności w trakcie ich transportu karmieni byli przede wszystkim ryżem, za który musieli dodatkowo płacić. A opiekunowie drogo sobie cenili pomoc. Za miseczkę ryżu żądali nawet 3 dolarów. To wykwintne menu było bardzo ubogie i podawane w niewielkich ilościach. Na widok jedzenia przygotowanego dla nich przez funkcjonariuszy Straży Granicznej w ich oczach pojawiały się iskierki radości. Lekarze Straży Granicznej, którzy po zatrzymaniu migrantów opiekowali się nimi, w trakcie rozmów dowiadywali się, że niejednokrotnie w trakcie takiej wędrówki cudzoziemcy tracili na wadze nawet do 20 kg w ciągu trzech tygodni. Płacić trzeba było przewodnikom za każdą dodatkową pomoc - opisuje kpt. Klejnowski.

Nocami, skrajnie wyczerpani, trudno dostępnymi drogami byli prowadzeni do granicy. Niektórzy zasypiali ze zmęczenia. W czasie
marszu byli co chwilę liczeni, aby nikt nie został z tyłu i ewentualnie zatrzymany.
Organizatorom przemytu grozi teraz do 5 lat więzienia.

(w)
  • Numer: 37 (596)
  • Data wydania: 10.09.03