Czynnik w natarciu
Po inwazji kandydatów na rachmistrzów w Narodowym Spisie Powszechnym teraz przyszedł czas na chcących dorobić w sądach. W Raciborzu o jedno miejsce ławnika w rejonowej temidzie walczy siedem osób. Szczęśliwców wybierze Rada Miasta.
Ławnicy realizują, znaną w wielu krajach zachodnich, zasadę udziału przedstawicieli społeczeństwa w orzecznictwie sądów karnych. W Polsce ta instytucja towarzyszy wymiarowi sprawiedliwości od 1949 r. Wcześniej wybierani w zakładach pracy, dziś przez rady gmin społeczne ramiona Temidy są członkami gremium orzekającego w pierwszej instancji. Nie są prawnikami, a jednak ich władza w procesie nie jest wcale mniejsza od sędziego zawodowego.
Specjaliści prawa karnego nie są jednomyślni co do ich przydatności. Dla jednych ławnicy powinni pozostać, bo przeciwdziałają rutynie zawodowców, a jakość ich pracy będzie lepsza jeśli ci właśnie sędziowie obdarzą ich większym zaufaniem i uznają za rzeczywistych partnerów. Nie brakuje głosów, że sądzić powinni tylko fachowcy, do których ławnicy bez wątpienia nie należą. Przypomina się ich role polityczne, kiedy jako delegaci ludu pracującego uczestniczyli w wyrokowaniu w sprawach desydentów. Wskazuje się na ich mało aktywny udział w kształtowaniu wyroków, wreszcie na często przypadkowy wybór.
Ten ostatni argument zyskuje dziś na znaczeniu. Właśnie skończył się w magistratach nabór kandydatów na 50 tys. ławniczych etatów w całym kraju na kadencję 2004-2008. Trzeba było mieć minimum 30 lat, ale nie więcej jak 65, przez co od 1 stycznia przyszłego roku z sądów odejdzie wielu ławników-emerytów, którzy funkcję te sprawowali od dawien dawna, wybrani w czasach, w których do zasiadania przy stole sędziowskim na sali rozpraw trzeba było nakłaniać, tak jak w ostatnim zaciągu w 2000 r.
Teraz problemów z naborem nie będzie. Po tym, jak poszło w eter, że ławnik może zarobić nawet 800 zł miesięcznie (w rzeczywistości niewiele ponad 40 zł za jedno posiedzenie a tych nie jest aż tyle, by dobić do podawanej w mediach kwoty), do urzędów gmin zgłosiły się rzesze chętnych do tej społecznej pracy. Nietrudno dociec, że właśnie argument finansowy zrodził zamiłowanie do orzekania w sądach. Skoro bowiem nie ma pracy, to pracą jest też siedzenie na rozprawach a potem wyrokowanie. Podobnie stało się w Raciborzu. Sytuacja ta przypomina niedawne batalie o tekę rachmistrza w spisie powszechnym.
Miejsc w Sądzie Rejonowym Racibórz ma 42, a w okręgowym 8. Ofert wpłynęło trzysta. Na jedno miejsce przypada sześć osób, w samej rejonówce siedem. Jak radni wybiorą najlepszych, to okaże się na sesji 27 sierpnia. Wiadomo, że nie będzie to proste. Najpewniej liczyć się będzie wymagana nieskazitelność charakteru. Niestety nie bardzo wiadomo, jak ją mierzyć. Do tego należałoby ocenić przydatność pod kątem wykonywanego zawodu, predyspozycji psychologicznych, zasięgnąć opinii z zakładu pracy. Można z kandydatem porozmawiać, ocenić jego aparycję, wysłuchać motywacji, poprosić o zaświadczenie o stanie zdrowia (przy częstych chorobach ławnik może być przyczyną rozpoczynania procesów od nowa). Jak jednak tego dokonać przy trzystu kandydatach? Może już samo opublikowanie listy chętnych pozwoli uzyskać informacje o osobach niegodnych tej funkcji. Niektóre urzędy w Polsce informują, że najmniejsze szanse mają bezrobotni, bez kwalifikacji, którzy idą do sądu tylko po zarobek.
Jak powiedział nam przewodniczący Rady Miasta Tadeusz Wojnar, planowane jest powołanie specjalnej komisji, która będzie oceniać kandydatów.
Grzegorz Wawoczny
Racibórz zawsze błyszczy liczbą chętnych do społecznej pracy. Absolutny rekord padł w 2002 r., kiedy to o 23 miejsca w Radzie Miasta walczyło blisko 360 kandydatów (15,6 na jedno miejsce). Rywalizacja była tak duża, jak na najbardziej obleganych kierunkach studiów. Tu motywacją przy znacznej części kandydatów też były najprawdopodobniej pieniądze - diety za udział w posiedzeniu Rady i komisji (około 700 zł miesięcznie). Racibórz zyskał opinię niezwykle upolitycznionego miasta, a podobnej inflacji kandydatów na rajców trudno było szukać gdzie indziej w kraju. Przy naborze na ławników znów Racibórz nie dał plamy. Sześć osób na jeden fotel to też krajowa czołówka.
Kandydatów do orzekania w sprawach z zakresu prawa pracy i ubezpieczeń społecznych zgłaszają w równej liczbie terenowe organy administracji rządowej, związki zawodowe oraz organizacje pracodawców. Natomiast kandydatów na ławników zgłaszają radom gmin prezesi sądów, stowarzyszenia, organizacje i związki zawodowe, zarejestrowane na podstawie przepisów prawa oraz co najmniej 25 obywateli mających czynne prawo wyborcze, zamieszkujących stale na danym terenie. Ławnikiem może być osoba, która posiada obywatelstwo polskie i korzysta w pełni z praw cywilnych i obywatelskich, ukończyła 30 lat i nie przekracza 65 lat, jest zatrudniona lub zamieszkuje w miejscu kandydowania co najmniej od roku oraz ma nieskazitelny charakter.
Specjaliści prawa karnego nie są jednomyślni co do ich przydatności. Dla jednych ławnicy powinni pozostać, bo przeciwdziałają rutynie zawodowców, a jakość ich pracy będzie lepsza jeśli ci właśnie sędziowie obdarzą ich większym zaufaniem i uznają za rzeczywistych partnerów. Nie brakuje głosów, że sądzić powinni tylko fachowcy, do których ławnicy bez wątpienia nie należą. Przypomina się ich role polityczne, kiedy jako delegaci ludu pracującego uczestniczyli w wyrokowaniu w sprawach desydentów. Wskazuje się na ich mało aktywny udział w kształtowaniu wyroków, wreszcie na często przypadkowy wybór.
Ten ostatni argument zyskuje dziś na znaczeniu. Właśnie skończył się w magistratach nabór kandydatów na 50 tys. ławniczych etatów w całym kraju na kadencję 2004-2008. Trzeba było mieć minimum 30 lat, ale nie więcej jak 65, przez co od 1 stycznia przyszłego roku z sądów odejdzie wielu ławników-emerytów, którzy funkcję te sprawowali od dawien dawna, wybrani w czasach, w których do zasiadania przy stole sędziowskim na sali rozpraw trzeba było nakłaniać, tak jak w ostatnim zaciągu w 2000 r.
Teraz problemów z naborem nie będzie. Po tym, jak poszło w eter, że ławnik może zarobić nawet 800 zł miesięcznie (w rzeczywistości niewiele ponad 40 zł za jedno posiedzenie a tych nie jest aż tyle, by dobić do podawanej w mediach kwoty), do urzędów gmin zgłosiły się rzesze chętnych do tej społecznej pracy. Nietrudno dociec, że właśnie argument finansowy zrodził zamiłowanie do orzekania w sądach. Skoro bowiem nie ma pracy, to pracą jest też siedzenie na rozprawach a potem wyrokowanie. Podobnie stało się w Raciborzu. Sytuacja ta przypomina niedawne batalie o tekę rachmistrza w spisie powszechnym.
Miejsc w Sądzie Rejonowym Racibórz ma 42, a w okręgowym 8. Ofert wpłynęło trzysta. Na jedno miejsce przypada sześć osób, w samej rejonówce siedem. Jak radni wybiorą najlepszych, to okaże się na sesji 27 sierpnia. Wiadomo, że nie będzie to proste. Najpewniej liczyć się będzie wymagana nieskazitelność charakteru. Niestety nie bardzo wiadomo, jak ją mierzyć. Do tego należałoby ocenić przydatność pod kątem wykonywanego zawodu, predyspozycji psychologicznych, zasięgnąć opinii z zakładu pracy. Można z kandydatem porozmawiać, ocenić jego aparycję, wysłuchać motywacji, poprosić o zaświadczenie o stanie zdrowia (przy częstych chorobach ławnik może być przyczyną rozpoczynania procesów od nowa). Jak jednak tego dokonać przy trzystu kandydatach? Może już samo opublikowanie listy chętnych pozwoli uzyskać informacje o osobach niegodnych tej funkcji. Niektóre urzędy w Polsce informują, że najmniejsze szanse mają bezrobotni, bez kwalifikacji, którzy idą do sądu tylko po zarobek.
Jak powiedział nam przewodniczący Rady Miasta Tadeusz Wojnar, planowane jest powołanie specjalnej komisji, która będzie oceniać kandydatów.
Grzegorz Wawoczny
Racibórz zawsze błyszczy liczbą chętnych do społecznej pracy. Absolutny rekord padł w 2002 r., kiedy to o 23 miejsca w Radzie Miasta walczyło blisko 360 kandydatów (15,6 na jedno miejsce). Rywalizacja była tak duża, jak na najbardziej obleganych kierunkach studiów. Tu motywacją przy znacznej części kandydatów też były najprawdopodobniej pieniądze - diety za udział w posiedzeniu Rady i komisji (około 700 zł miesięcznie). Racibórz zyskał opinię niezwykle upolitycznionego miasta, a podobnej inflacji kandydatów na rajców trudno było szukać gdzie indziej w kraju. Przy naborze na ławników znów Racibórz nie dał plamy. Sześć osób na jeden fotel to też krajowa czołówka.
Kandydatów do orzekania w sprawach z zakresu prawa pracy i ubezpieczeń społecznych zgłaszają w równej liczbie terenowe organy administracji rządowej, związki zawodowe oraz organizacje pracodawców. Natomiast kandydatów na ławników zgłaszają radom gmin prezesi sądów, stowarzyszenia, organizacje i związki zawodowe, zarejestrowane na podstawie przepisów prawa oraz co najmniej 25 obywateli mających czynne prawo wyborcze, zamieszkujących stale na danym terenie. Ławnikiem może być osoba, która posiada obywatelstwo polskie i korzysta w pełni z praw cywilnych i obywatelskich, ukończyła 30 lat i nie przekracza 65 lat, jest zatrudniona lub zamieszkuje w miejscu kandydowania co najmniej od roku oraz ma nieskazitelny charakter.
Najnowsze komentarze