Mniej żółci Panie redaktorze
Czytając w jednym z wydań „Nowin Raciborskich” artykuł autorstwa G. Wawocznego pt. „Biedni i bezradni” nasuwa się mnie refleksja, że albo Pan redaktor nie wie o czym pisze, albo też świadomie tak konstruuje, tekst aby w błąd wprowadzić czytelnika.
Nie wdając się w szczegóły stwierdzam, że z większością tez i opinii tam zamieszczonych się nie zgadzam. Jeżeli redakcja „Nowin...” będzie zainteresowana jestem gotów moją opinię szerzej uzasadnić. A teraz kilka refleksji o charakterze osobistym. Pan redaktor po raz kolejny poświęcił tak samo niemalże brzmiący fragment mojej skromnej osobie cyt: „Prezydent zaraz po objęciu funkcji zatrudnił... byłego propagandystę PZPR-u, który wygrał konkurs na to stanowisko z rzeszą młodych ludzi po studiach i znających języki”
Z kontekstu tego sformułowania może wynikać, że Prezydent zatrudnił matoła. Pragnę uspokoić czytelników.
1. Ten „propagandysta” jest również po studiach. Były to jednak takie zwykłe studia, dzienne, a uczelnia nazywa się też zwyczajnie: Uniwersytet Śląski. Propagandysta ten przypadkiem zna języki: czeski i rosyjski, niestety nie na poziomie tłumacza przysięgłego. Rozumiem, że dla niektórych są to języki mniej ważne i się nie liczą, ale proponuję aby o tym przekonali narody, które nimi się posługują, a które są naszymi sąsiadami.
2. Nigdy nie byłem propagandystą PZPR-u. W aparacie politycznym tej partii pracowałem najpierw w pionie ekonomicznym, a później organizacyjnym. Nigdy nie zajmowałem się zawodowo tym obszarem, który Pan redaktor jest uprzejmy nazywać propagandą. Domyślam się, że w intencji autora określenie mojej osoby mianem propagandysty ma mnie dyskredytować. Sądzę jednak, że w tym ujęciu bardziej ode mnie na miano to zasługuje raczej ktoś inny.
3.To, że byłem członkiem - jak to z wrodzoną sobie swadą określił Pan redaktor - byłej siły przewodniej narodu - nigdy nie ukrywałem i nie zamierzam tego czynić także w przyszłości. Należałem tylko do jednej partii politycznej „i to byłoby na tyle” jak mawia jeden ze znanych satyryków. Rozumiem, że dla niektórych wzorem są osoby zmieniające partie polityczne jak przysłowiowe rękawiczki i to po to aby być zawsze na „świeczniku.” - Ale to nie moja bajka - twarz ma się tylko jedną.
Myślę sobie, że ktoś kto jednoosobowo redaguje tak znaczące dla Raciborza medium informacyjne, ma obowiązek weryfikowania docierających do niego informacji, zwłaszcza jeżeli dotyczą one osoby nie będącej tzw. osobą publiczną, a więc mającą prawo do większej prywatności aniżeli np. dziennikarz czy polityk. Cóż przeszkodziło redaktorowi porozmawiać ze mną osobiście? Tym bardziej, że nie wspomnę który już raz kieruje promyk swego porażającego talentu na moją personę. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że słynne powiedzenie pewnego klasyka propagandy „iż kłamstwo powtarzane wiele razy staje się prawdą” nadal ma wzięcie, Aby wspomóc Pana redaktora w pracy dziennikarskiej dodam następujące moje przewiny (może w następnych numerach się przydadzą):
- od dzieciństwa nie byłem grzeczny i wbrew zakazowi rodziców w wieku 4,5 lat wlazłem na drzewo, po czym spadłem z niego łamiąc nogę,
- bawiłem się procą w celu naruszenia równowagi biologicznej,
- jako dziecko podczas wakacji spędzanych na wsi u babci łowiłem bez wymaganego zezwolenia ryby w pobliskim potoczku,
- w III klasie szkoły podstawowej działając w porozumieniu z kolegą za pomocą „lotek” zniszczyłem dwie ściany w klasie, co skutkowało - oprócz naruszenia mojej nietykalności osobistej przez ojca - koniecznością usunięcia spowodowanych szkód, i to z mego kieszonkowego,
- podczas gry w piłkę wybiłem w mojej szkole szybę, po czym szybko się oddaliłem w celu uniknięcia odpowiedzialności, zwłaszcza przed ojcem, którego niektórych metod wychowawczych nie akceptowałem,
- w Technikum Mechanicznym, którego jestem absolwentem, paliłem w ubikacji papierosy,
- zdarzało mnie się chodzić na wagary, a następnie z premedytacją wprowadzać w błąd nauczycieli co do powodów mojej nieobecności na lekcjach.
Pewnie znalazło by się tego więcej, ale i to uzasadnia opinię, że jestem osobnikiem do szpiku kości zdeprawowanym i niedouczonym, czego niewątpliwym ukoronowaniem była przynależność do PZPR. Jednocześnie pragnę poinformować, że nigdy nie zdarzyło się mnie:
- zanieczyszczać mleko sąsiadom, w znany krasnoludkom i psotnikom sposób,
- napastować bezbronne staruszki i nieletnie dziewczynki - o przepraszam w podstawówce pociągałem za warkocze Elę i Madzię bo mi się podobały,
- podczas pracy w aparacie politycznym ówczesnej przewodniej siły narodu nie piłem co rano krwi niemowląt,
- nie byłem świadomym (ani żadnym innym) współpracownikiem PRL-owskich służb specjalnych.
Panie redaktorze Wawoczny! - Mniej żółci i złośliwości, jak mniemam zupełnie przypadkowo, kierowanej tylko w jedną stronę. Więcej, nie tylko dziennikarskiej, rzetelności!
Z wyrazami uszanowania dla czytelników
Romuald Samlik
Od autora
Przekonałem się, nikt z młodego pokolenia nie miał z Panem szans!
Grzegorz Wawoczny
Z kontekstu tego sformułowania może wynikać, że Prezydent zatrudnił matoła. Pragnę uspokoić czytelników.
1. Ten „propagandysta” jest również po studiach. Były to jednak takie zwykłe studia, dzienne, a uczelnia nazywa się też zwyczajnie: Uniwersytet Śląski. Propagandysta ten przypadkiem zna języki: czeski i rosyjski, niestety nie na poziomie tłumacza przysięgłego. Rozumiem, że dla niektórych są to języki mniej ważne i się nie liczą, ale proponuję aby o tym przekonali narody, które nimi się posługują, a które są naszymi sąsiadami.
2. Nigdy nie byłem propagandystą PZPR-u. W aparacie politycznym tej partii pracowałem najpierw w pionie ekonomicznym, a później organizacyjnym. Nigdy nie zajmowałem się zawodowo tym obszarem, który Pan redaktor jest uprzejmy nazywać propagandą. Domyślam się, że w intencji autora określenie mojej osoby mianem propagandysty ma mnie dyskredytować. Sądzę jednak, że w tym ujęciu bardziej ode mnie na miano to zasługuje raczej ktoś inny.
3.To, że byłem członkiem - jak to z wrodzoną sobie swadą określił Pan redaktor - byłej siły przewodniej narodu - nigdy nie ukrywałem i nie zamierzam tego czynić także w przyszłości. Należałem tylko do jednej partii politycznej „i to byłoby na tyle” jak mawia jeden ze znanych satyryków. Rozumiem, że dla niektórych wzorem są osoby zmieniające partie polityczne jak przysłowiowe rękawiczki i to po to aby być zawsze na „świeczniku.” - Ale to nie moja bajka - twarz ma się tylko jedną.
Myślę sobie, że ktoś kto jednoosobowo redaguje tak znaczące dla Raciborza medium informacyjne, ma obowiązek weryfikowania docierających do niego informacji, zwłaszcza jeżeli dotyczą one osoby nie będącej tzw. osobą publiczną, a więc mającą prawo do większej prywatności aniżeli np. dziennikarz czy polityk. Cóż przeszkodziło redaktorowi porozmawiać ze mną osobiście? Tym bardziej, że nie wspomnę który już raz kieruje promyk swego porażającego talentu na moją personę. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że słynne powiedzenie pewnego klasyka propagandy „iż kłamstwo powtarzane wiele razy staje się prawdą” nadal ma wzięcie, Aby wspomóc Pana redaktora w pracy dziennikarskiej dodam następujące moje przewiny (może w następnych numerach się przydadzą):
- od dzieciństwa nie byłem grzeczny i wbrew zakazowi rodziców w wieku 4,5 lat wlazłem na drzewo, po czym spadłem z niego łamiąc nogę,
- bawiłem się procą w celu naruszenia równowagi biologicznej,
- jako dziecko podczas wakacji spędzanych na wsi u babci łowiłem bez wymaganego zezwolenia ryby w pobliskim potoczku,
- w III klasie szkoły podstawowej działając w porozumieniu z kolegą za pomocą „lotek” zniszczyłem dwie ściany w klasie, co skutkowało - oprócz naruszenia mojej nietykalności osobistej przez ojca - koniecznością usunięcia spowodowanych szkód, i to z mego kieszonkowego,
- podczas gry w piłkę wybiłem w mojej szkole szybę, po czym szybko się oddaliłem w celu uniknięcia odpowiedzialności, zwłaszcza przed ojcem, którego niektórych metod wychowawczych nie akceptowałem,
- w Technikum Mechanicznym, którego jestem absolwentem, paliłem w ubikacji papierosy,
- zdarzało mnie się chodzić na wagary, a następnie z premedytacją wprowadzać w błąd nauczycieli co do powodów mojej nieobecności na lekcjach.
Pewnie znalazło by się tego więcej, ale i to uzasadnia opinię, że jestem osobnikiem do szpiku kości zdeprawowanym i niedouczonym, czego niewątpliwym ukoronowaniem była przynależność do PZPR. Jednocześnie pragnę poinformować, że nigdy nie zdarzyło się mnie:
- zanieczyszczać mleko sąsiadom, w znany krasnoludkom i psotnikom sposób,
- napastować bezbronne staruszki i nieletnie dziewczynki - o przepraszam w podstawówce pociągałem za warkocze Elę i Madzię bo mi się podobały,
- podczas pracy w aparacie politycznym ówczesnej przewodniej siły narodu nie piłem co rano krwi niemowląt,
- nie byłem świadomym (ani żadnym innym) współpracownikiem PRL-owskich służb specjalnych.
Panie redaktorze Wawoczny! - Mniej żółci i złośliwości, jak mniemam zupełnie przypadkowo, kierowanej tylko w jedną stronę. Więcej, nie tylko dziennikarskiej, rzetelności!
Z wyrazami uszanowania dla czytelników
Romuald Samlik
Od autora
Przekonałem się, nikt z młodego pokolenia nie miał z Panem szans!
Grzegorz Wawoczny
Najnowsze komentarze