Dłutem w takt rocka
Nie jest zawodowcem, ale tworzy już od dwudziestu lat. Duże i małe, kolorowe i surowe, finezyjne i proste - głównie płaskorzeźby. Andrzej Pochopień z Kuźni Raciborskiej pracuje nad nimi, słuchając muzyki rockowych zespołów. Choćby Pink Floyda i Metalliki.
Przy muzyce się dłubie...
Od lat drąży dłutem w surowych bryłach i deskach drewna. Nie używa innych materiałów. Bo drewno - najlepiej topoli, lipy i wierzby - nie tylko najłatwiej się urabia, to jeszcze nie ma kłopotu z jego zdobyciem. Ścięte pnie drzew, pocięte na deski w tartaku, zawsze się znajdą. Kiedy wyschną, wysezonowane, zaczną przybierać pożądaną przez rzeźbiarza formę. Największa praca, jaką dotąd wykonał, miała prawie dwa metry długości i półtora szerokości. Przedstawiała uroczy pałacyk pod Nysą. Zdarzyło mu się też wykonać wysokiego na 220 centymetrów świątka. Najmniejsze były zaś ptaszki - jak żywe, delikatne, kolorowe.
Kuźniański rzeźbiarz ma wprawne oko i pewną rękę. Do dłubania w drewnie przydają się jak ulał. Ale nie tylko to musi mieć każdy szanujący się artysta - nie wystarczy mieć predyspozycje fizyczne. Potrzebny jest też pomysł. Bez tego żaden kawałek drewna nie obróci się w realne dzieło. Czasami korzystam z prac mistrzów malarskich - Kossaka, Malczewskiego i innych. Świetnych tematów dostarcza też kultura ludowa - fascynująca jest na przykład prostota twórców „Czarnej Afryki”. Niektóre prace, znalezione w książkach są dla mnie inspiracją - dodaje. Inne prace przybierają formy wedle jego własnej wyobraźni lub opierają się na istniejących w okolicy zabytkowych obiektach.
Pochopień najbardziej lubi prace nad płaskorzeźbami - w nich się specjalizuje. Nie rezygnuje z innych form, choć rzadko teraz się nimi zajmuje. Wykonanie figurek wymaga odmiennej techniki, wpierw trzeba wytoczyć ich kształty - a maszyna hałasuje i sąsiadom może drażnić uszy. By wykonać płaskorzeźby, potrzeba jedynie dłuta i paru drobnych narzędzi do obróbki. Można nad nimi pracować wiele godzin. A nastrój stwarza... ciężki rock. Pink Floyd, Ozzy Osbourne, Metallica, Placebo, Tiamat, Xymox, Pendragon, Anathema. To moje ulubione zespoły - wylicza i uśmiecha się przekornie. Kiedy z głośnika magnetofonu słyszy charakterystyczne tony elektrycznych gitar, jest gotów pracować na pełnych obrotach. Udało mu się niedawno wytrzasnąć skądś taką prawdziwą gitarę - jeszcze tylko strun nowych potrzeba, by zagrać na niej.
Banalne początki
Kiedy przed laty obecny mistrz metaloznawstwa i obróbki cieplnej w Rafamecie studiował na gliwickiej Politechnice Śląskiej, zaczynał od korzenioplastyki. Wyszukiwał w górach odpowiednie formy korzeni wyrwanych z ziemi drzew. Rzeźbić zaczął przypadkiem, gdy z Rabki przywiózł pospolitą figurkę ludowego świątka. Pomyślałem, że może sam dałbym radę coś takiego wystrugać - wspomina. Bo po temu tradycje w rodzinie były - dziadek strugał świątki, które babcia woziła na Śląsk i sprzedawała.
Na studiach brał udział w konkursach - raz był trzeci, raz wygrał. Miał kilka wystaw, nawet w gliwickim Urzędzie Miasta. Po studiach trafił do Nysy i tam przez 8 lat nie tykał dłuta. Dopiero przenosząc się do Kuźni wznowił działalność. Mieszkałem jakiś czas sam w hotelu, nim żona z dziećmi dojechała. Nudno było. Więc wróciłem do rzeźbiarstwa - wspomina. Wykonał wtedy czteroramienny żyrandol, do dziś wiszący w mieszkaniu. Większość późniejszych dzieł poszła w świat - sam ma w domu ich niewiele, po innych pamiątką są fotografie.
Rzeźbiarstwo jak hobby
Gdy chwyta za narzędzia w mieszkaniu albo w piwniczce, struga, wierci, modeluje - póki nie ujawnią się w drewnie pożądane kształty. Niekiedy pracuje nad jednym obiektem przez wiele dni. Czasami ma poczucie, że coś zgrzyta - i trzeba poprawiać. Niekiedy mam wrażenie, że robota nie idzie. Są takie dni, że człowiekowi, choćby wyłaził ze skóry, nic nie wychodzi - mówi. Kiedy indziej, ledwie zacznie pracę, czuje się jak w transie - wszystko jest na swoim miejscu, poukładane.. Pomaga sobie rysunkami - to potrzebne, gdy ma pomysł i nie chce stracić jego zarysów. Wtedy łapie za ołówek i szkicuje. Potem chwyta za dłuto i dłubie nim, póki nie wydobędzie pożądanego kształtu - stopniowo przechodząc do drobniejszych szczegółów. Kiedy pracowałem nad nyskim pałacykiem, musiałem korzystać z teleobiektywu, by opracować najmniejsze detale fasady budynku. To była mrówcza, wielogodzinna praca - wyjaśnia. Przy niektórych pracach sporo zachodu zabiera z kolei ryflowane tło - głębia otoczenia przedstawianego na pierwszym planie obiektu.
Czasami eksperymentuje, by uzyskać lepsze efekty końcowe. Kiedy praca nad jakimś portretem, sceną rodzajową lub postacią jest ukończona, sięga po farby. Nie wszystkie dzieła wymagają polichromii, to zależy od ich charakteru. Niekiedy z ciekawości próbuje niekonwencjonalnych metod przy wykańczaniu prac. Raz powlekł powierzchnię płaskorzeźby... pastą do butów. Potarł papierem i pokrył bezbarwną farbą. Wyszły ciekawe cienie i jaśniejsze wypukłości.
Nie czuję się artystą. Traktuję rzeźbiarstwo bardziej jak hobby. Pomaga wykorzystać praktycznie wolny czas. Jest trudniejsze niż malarstwo. Muszę inaczej podejść do szczegółów - malarz zaś ten sam efekt może uzyskać kilkoma pociągnięciami pędzla - kwituje. Nie dba szczególnie o rozgłos - wystawiał prace dotąd jedynie w Koźlu. Ale jego płaskorzeźby zdobią ściany wielu miejsc, także za granicą. Jedna z nich - rybak z siecią - trafiła nawet przed laty na statek „Politechnika Śląska”.
(sem)
Od lat drąży dłutem w surowych bryłach i deskach drewna. Nie używa innych materiałów. Bo drewno - najlepiej topoli, lipy i wierzby - nie tylko najłatwiej się urabia, to jeszcze nie ma kłopotu z jego zdobyciem. Ścięte pnie drzew, pocięte na deski w tartaku, zawsze się znajdą. Kiedy wyschną, wysezonowane, zaczną przybierać pożądaną przez rzeźbiarza formę. Największa praca, jaką dotąd wykonał, miała prawie dwa metry długości i półtora szerokości. Przedstawiała uroczy pałacyk pod Nysą. Zdarzyło mu się też wykonać wysokiego na 220 centymetrów świątka. Najmniejsze były zaś ptaszki - jak żywe, delikatne, kolorowe.
Kuźniański rzeźbiarz ma wprawne oko i pewną rękę. Do dłubania w drewnie przydają się jak ulał. Ale nie tylko to musi mieć każdy szanujący się artysta - nie wystarczy mieć predyspozycje fizyczne. Potrzebny jest też pomysł. Bez tego żaden kawałek drewna nie obróci się w realne dzieło. Czasami korzystam z prac mistrzów malarskich - Kossaka, Malczewskiego i innych. Świetnych tematów dostarcza też kultura ludowa - fascynująca jest na przykład prostota twórców „Czarnej Afryki”. Niektóre prace, znalezione w książkach są dla mnie inspiracją - dodaje. Inne prace przybierają formy wedle jego własnej wyobraźni lub opierają się na istniejących w okolicy zabytkowych obiektach.
Pochopień najbardziej lubi prace nad płaskorzeźbami - w nich się specjalizuje. Nie rezygnuje z innych form, choć rzadko teraz się nimi zajmuje. Wykonanie figurek wymaga odmiennej techniki, wpierw trzeba wytoczyć ich kształty - a maszyna hałasuje i sąsiadom może drażnić uszy. By wykonać płaskorzeźby, potrzeba jedynie dłuta i paru drobnych narzędzi do obróbki. Można nad nimi pracować wiele godzin. A nastrój stwarza... ciężki rock. Pink Floyd, Ozzy Osbourne, Metallica, Placebo, Tiamat, Xymox, Pendragon, Anathema. To moje ulubione zespoły - wylicza i uśmiecha się przekornie. Kiedy z głośnika magnetofonu słyszy charakterystyczne tony elektrycznych gitar, jest gotów pracować na pełnych obrotach. Udało mu się niedawno wytrzasnąć skądś taką prawdziwą gitarę - jeszcze tylko strun nowych potrzeba, by zagrać na niej.
Banalne początki
Kiedy przed laty obecny mistrz metaloznawstwa i obróbki cieplnej w Rafamecie studiował na gliwickiej Politechnice Śląskiej, zaczynał od korzenioplastyki. Wyszukiwał w górach odpowiednie formy korzeni wyrwanych z ziemi drzew. Rzeźbić zaczął przypadkiem, gdy z Rabki przywiózł pospolitą figurkę ludowego świątka. Pomyślałem, że może sam dałbym radę coś takiego wystrugać - wspomina. Bo po temu tradycje w rodzinie były - dziadek strugał świątki, które babcia woziła na Śląsk i sprzedawała.
Na studiach brał udział w konkursach - raz był trzeci, raz wygrał. Miał kilka wystaw, nawet w gliwickim Urzędzie Miasta. Po studiach trafił do Nysy i tam przez 8 lat nie tykał dłuta. Dopiero przenosząc się do Kuźni wznowił działalność. Mieszkałem jakiś czas sam w hotelu, nim żona z dziećmi dojechała. Nudno było. Więc wróciłem do rzeźbiarstwa - wspomina. Wykonał wtedy czteroramienny żyrandol, do dziś wiszący w mieszkaniu. Większość późniejszych dzieł poszła w świat - sam ma w domu ich niewiele, po innych pamiątką są fotografie.
Rzeźbiarstwo jak hobby
Gdy chwyta za narzędzia w mieszkaniu albo w piwniczce, struga, wierci, modeluje - póki nie ujawnią się w drewnie pożądane kształty. Niekiedy pracuje nad jednym obiektem przez wiele dni. Czasami ma poczucie, że coś zgrzyta - i trzeba poprawiać. Niekiedy mam wrażenie, że robota nie idzie. Są takie dni, że człowiekowi, choćby wyłaził ze skóry, nic nie wychodzi - mówi. Kiedy indziej, ledwie zacznie pracę, czuje się jak w transie - wszystko jest na swoim miejscu, poukładane.. Pomaga sobie rysunkami - to potrzebne, gdy ma pomysł i nie chce stracić jego zarysów. Wtedy łapie za ołówek i szkicuje. Potem chwyta za dłuto i dłubie nim, póki nie wydobędzie pożądanego kształtu - stopniowo przechodząc do drobniejszych szczegółów. Kiedy pracowałem nad nyskim pałacykiem, musiałem korzystać z teleobiektywu, by opracować najmniejsze detale fasady budynku. To była mrówcza, wielogodzinna praca - wyjaśnia. Przy niektórych pracach sporo zachodu zabiera z kolei ryflowane tło - głębia otoczenia przedstawianego na pierwszym planie obiektu.
Czasami eksperymentuje, by uzyskać lepsze efekty końcowe. Kiedy praca nad jakimś portretem, sceną rodzajową lub postacią jest ukończona, sięga po farby. Nie wszystkie dzieła wymagają polichromii, to zależy od ich charakteru. Niekiedy z ciekawości próbuje niekonwencjonalnych metod przy wykańczaniu prac. Raz powlekł powierzchnię płaskorzeźby... pastą do butów. Potarł papierem i pokrył bezbarwną farbą. Wyszły ciekawe cienie i jaśniejsze wypukłości.
Nie czuję się artystą. Traktuję rzeźbiarstwo bardziej jak hobby. Pomaga wykorzystać praktycznie wolny czas. Jest trudniejsze niż malarstwo. Muszę inaczej podejść do szczegółów - malarz zaś ten sam efekt może uzyskać kilkoma pociągnięciami pędzla - kwituje. Nie dba szczególnie o rozgłos - wystawiał prace dotąd jedynie w Koźlu. Ale jego płaskorzeźby zdobią ściany wielu miejsc, także za granicą. Jedna z nich - rybak z siecią - trafiła nawet przed laty na statek „Politechnika Śląska”.
(sem)
Najnowsze komentarze