Urodzeni na motorach
W sobotnie popołudnie, 10 maja, plac przed kościołem farnym zapełnił się motocyklami. Miłośnicy tych maszyn zjechali tu wielką gromadą, by wziąć udział w zjeździe motocyklistów i VI już mszy św. w swojej intencji.
Pod kościół licznie ściągnęli raciborzanie. Z ogromnym zaciekawieniem i sympatią w oczach przyglądali się odzianym w czarne skóry jeźdźcom na ich wspaniałych maszynach. A było co obejrzeć - harleye davidsony, BMW, suzuki, yamahy, hondy, MZ-ty, kawasaki, junaki. Mszę za żyjących i zmarłych motocyklistów odprawił tradycyjnie już ks. proboszcz Ginter Kurowski. Ich duchowy opiekun ks. Sławiomir Nowak nie mógł, niestety, w tym roku przyjechać, ale odczytano jego przesłanie. Po mszy św. odbyło się tradycyjne poświęcenie motorów oraz parada ulicami miasta do restauracji Meksykańska, gdzie uczestnicy zlotu postanowili udać się na biesiadę. Ich przejazd wzbudził ogólne zainteresowanie, toteż pod restaurację podeszło wielu gapiów, podziwiających zarówno motocyklistów, jak i ich dwukołowce napędzane silnikami. Według oceny Andrzeja Złoczowskiego, organizatora imprezy, był to średniej wielkości zlot, który zgromadził około stu uczestników. Przybyli uczestnicy są mieszkańcami Rydułtów, Wodzisławia Śl., Kuźni Raciborskiej, Krzyżanowic, Krzanowic, Cieszyna, Siemianowic Śl., Rybnika i Piekar Śl. Nie zabrakło również pięknych pań, które towarzyszyły powożącym te niezwykłe maszyny. Uśmiechy na twarzach wzbudził mały chłopczyk, który kręcił się wśród zgromadzonych na swoim maleńkim plastikowym motocyklu. Największe zloty organizowane są w Warszawie, Nysie i Mrągowie.
Moja maszyna przyśniła mi się w 1991 r. Po dwóch latach zabrałem się do roboty i tak w 1997 r. już miałem poskładany motor ze snu. Ma on części z zaporożca i ze starego samochodu z 1969 r. Zanim dopuścili go do ruchu drogowego, przeszedłem małą drogę krzyżową. To jest pierwszy motocykl, który złożyłem. Cztery kolejne zmontowałem dla kolegów - zwierza się Bernard Błaszczok z Krzanowic, uczestnik zlotu, właściciel wspaniałego motocykla na trzech kołach. „Wyciąga” on 140 km na godzinę i... podobno wszystkie pieniądze. Pali 7 do 10 l na 100 km.
Inny miłośnik starych motocykli, Olek Grzesik o pseudonimie Dziki, mieszkaniec Piertowic Wlk., przyznał, że swojej maszynie poświęca cały wolny czas. Dłubanie przy nim to jego największa pasja. Uwielbia jeździć po Polsce, a jego wyprawy trwają czasem od dwóch tygodni do 1,5 miesiąca.
Życzymy motocyklistom szerokiej i bezpiecznej drogi i jeszcze wielu udanych zlotów.
Ewa Halewska
Moja maszyna przyśniła mi się w 1991 r. Po dwóch latach zabrałem się do roboty i tak w 1997 r. już miałem poskładany motor ze snu. Ma on części z zaporożca i ze starego samochodu z 1969 r. Zanim dopuścili go do ruchu drogowego, przeszedłem małą drogę krzyżową. To jest pierwszy motocykl, który złożyłem. Cztery kolejne zmontowałem dla kolegów - zwierza się Bernard Błaszczok z Krzanowic, uczestnik zlotu, właściciel wspaniałego motocykla na trzech kołach. „Wyciąga” on 140 km na godzinę i... podobno wszystkie pieniądze. Pali 7 do 10 l na 100 km.
Inny miłośnik starych motocykli, Olek Grzesik o pseudonimie Dziki, mieszkaniec Piertowic Wlk., przyznał, że swojej maszynie poświęca cały wolny czas. Dłubanie przy nim to jego największa pasja. Uwielbia jeździć po Polsce, a jego wyprawy trwają czasem od dwóch tygodni do 1,5 miesiąca.
Życzymy motocyklistom szerokiej i bezpiecznej drogi i jeszcze wielu udanych zlotów.
Ewa Halewska
Najnowsze komentarze