Piątek, 27 grudnia 2024

imieniny: Jana, Żanety, Fabioli

RSS

Skarb na Lipkach

16.04.2003 00:00
Jest taka góra w Brzeziu, na której rośnie siedem lip. Ludzie powiadają, że tam zakopany jest przez zbójników drogocenny skarb, który zdobyć można tylko w Wielki Piątek, ponieważ wtedy to „pieniądze goreją”, czyli palą się. Skarb ten od dawna kusił wielu pragnących wzbogacić się w szybki sposób. Pokusie tej uległ również młody mężczyzna, który wraz ze swym małym synkiem dokładnie w Wielki Piątek udał się na Lipki. Nagle okazało się, że w trakcie poszukiwań skarbu, zaginął gdzieś chłopczyk. Długo ojciec szukał swego syna, w końcu jednak zrezygnował i wrócił do domu. Przez następne dni również trwały poszukiwania, jednak i one na nic się zdały. Chłopiec przepadł bez śladu.
Za rok, ten sam mężczyzna, znowu wyruszył na Lipki. Wielkie zdziwienie ogarnęło go, gdy nagle, w tym samym miejscu, gdzie widział swe dziecko po raz ostatni, spod ziemi wyłonił się jego własny syn. Szczęśliwy wrócił natychmiast do domu. Nigdy więcej nie poszedł na wzgórze po nieuczciwe pieniądze, gdyż zrozumiał, że to, co mu się przydarzyło, miało być dla niego i innych nauką i ostrzeżeniem.

Od Marzanki do kroszonki

Bardzo bogata jest na Raciborszczyźnie tradycja związana z rozpoczynającą się wiosną, obchodami świąt wielkanocnych i poprzedzającego je Wielkiego Postu.

Obchody związane w Wielkanocą rozpoczynają się już w Czorną Niedzielę, poprzedzającą Niedzielę Palmową. W Samborowicach i Sudole do dziś zachował się zwyczaj chodzenia dzieci z Marzanną i Marzeniokiem. To powitanie wiosny, która tutaj nie zaczyna się, jak powszechnie przyjęto, 21 marca, tylko na dwa tygodnie przed Wielkanocą. Marzanna uosabiana jest ze śmiercią i chorobą. Niektórzy badacze wywodzą nazwę od łacińskiego słowa mortus, czyli śmierć. Z tym pogańskim zwyczajem, odczytywanym jako czczenie pogańskich bałwanów, przez wiele wieków walczył Kościół, o czym świadczą zachowane teksty kazań. Kiedyś, typowo śląski, bardzo charakterystyczny również dla Wielkopolski i znany na Morawach, był zwyczaj noszenia goika - symbolu odradzającego się życia, przyrody. W niektórych miejscowościach istnieje do dziś. Peregrynowano go po całej wsi, zaglądając do każdego domostwa i śpiewając: „O Marzena żur warzyła, o Marzena żur warzyła, kolinka se oparzyła. Nie trza było żuru warzyć, nie trza było żuru warzyć, kolinka se nie oparzyć” (fragm. przyśpiewki z Samborowic). Na goik mówi się również lotko. Dzieci noszące goik dostają jajka, słodycze, drobne pieniądze. Czasem nawet biorą ze sobą wózek dziecięcy, bo nie są w stanie wszystkiego unieść. Potem dzielą się otrzymanymi darami.

Obchody związane z Wielkanocą rozpoczynają się w Niedzielę Palmową zwaną też kwietną lub palmianą. Są ściśle związane z liturgią kościoła katolickiego - wspomnieniem triumfalnego wjazdu Chrystusa do Jerozolimy. Święci się gałązki wierzbowe, do których dodaje się wiecznie zielone rośliny: borowin, bukszpan, mirtę. Poświęcone w kościele symbolizują zdrowie, siły witalne, odradzające się życie. Stąd też wywodzi się zwyczaj połykania pączków tzw. kotków, które mają chronić przed chorobami gardła. Był też kiedyś zwyczaj, w niektórych miejscowościach zachowany do dzisiaj, uderzania się gałązkami palm, co miało dodawać hartu i zdrowia. Palmy po poświęceniu, zgodnie z wierzeniami, posiadały magiczną moc, nie mogły być zatem wyrzucane na śmietnik, a najwyżej palone. Zatyka się je czasem do tej pory za obrazy - ich zadaniem jest ochrona domu przed zarazą, piorunem i innymi nieszczęściami. Starsi ludzie zatykają je również w drzwi obór lub wstawiają w ziemię na obrzeżach pól, by chroniły przed gradem i szkodnikami. Z palm wielkanocnych powstaje po spaleniu popiół do posypania głów w środę popielcową.

W Raciborskiem zwyczaj ten nie był znany, ale w okolicach Krapkowic obchodzono tak zwaną Żurową Strzodę, czyli Wielką Środę. W tym dniu palono żur, jako symbol znienawidzonych potraw postnych. Trzeba go było bowiem jeść przez 40 dni. Palenie żuru nie było dosłowne, polegało na tym, że młodzi chłopcy biegali po polach z zapalonymi miotłami i uderzali nimi o ziemię, co według wierzeń miało pobudzić rośliny do wzrostu.

W Turzu i Makowie w Wielką Środę zapalano słomianą kukłę wyobrażającą Judasza, po czym palono przed kościołem. Pozostały z niej popiół często rozsiewano po polach. Czasami palenie kukły Judasza miało miejsce nie w Wielką Środę lecz w Czwartek.

W Wielki Czwartek przenosi się figurkę Jezusa do ciemnicy, a dzwony, jak się mówi, zawiązuje na znak żałoby. Chłopcy chodzą po wsi z kołatkami i klekotkami. We wsiach na pograniczu morawskim - Borucinie, Pietraszynie, Krzanowicach, ale też i na Śląsku Opolskim - występują kołatki w formie taczek z klepkami, nazywane tragaczykami. Czasami chodzenie ogranicza się do obejścia kościoła. W ten sposób wypędza się złe moce, równocześnie nakłaniając do wzmożonej modlitwy. W Wielki Piątek i Sobotę, kolejne dni żałoby, chodzi się też z kołatkami o godz. 12.00 i 15.00. Chłopcy w Borucinie tworzą trzy grupy, chodzące po różnych częściach wsi. Po zakończeniu obrzędu odbywa się między nimi bitwa na zapyrty. Polega ona na obrzucaniu się starymi jajkami, lub jajkami wypeł-nionymi farbą.

W Wielki Piątek nieliczni już mieszkańcy wsi zachowują się tak jakby zmarł ktoś bliski z rodziny. Lustra zasłania się ciemnym materiałem, nie wykonuje się też cięższych prac polowych, lecz ogranicza do zajęć w gospodarstwie domowym. Przed II wojną światową był zwyczaj wychodzenia przed wschodem słońca nad rzekę, w której obmywano nogi, ręce i twarz. Wierzono, że woda dodaje zdrowia, siły, a dziewczynom urody. Podczas tej czynności nie można było do nikogo się odzywać, co najwyżej odmawiać po cichu jakieś reguły modlitewne lub śpiewać: „Obmyj mnie wodziczko, jak obmyłeś rany Chrystusa”. Za to często dzieci otrzymywały w nagrodę słodycze. Do tej pory niektórzy starsi mieszkańcy obmywają się, jeśli nie w rzece, to w miednicy przy studni, dla podtrzymania tradycji. Post w Wielki Piątek był kiedyś tak ścisły, że w niektórych przypadkach szorowano piaskiem garnek, by nie pozostał w nich nawet ślad tłuszczu. Podczas adoracji krzyża w kościele całowano go, zostawiając przy nim dla dzieci różne smakołyki, jako nagrodę za tę pełną pokory i uwielbienia czynność, nie były one spożywane jednak w ten dzień ze względu na ścisły post, tylko w Wielkanoc.

W Wielką Sobotę święcono pokarmy. Podobno ten zwyczaj zapoczątkowali dopiero po II wojnie światowej repatrianci ze Wschodu. Na Raciborszczyźnie święciło się przede wszystkim malowane jajka, zwane kroszonkami. Były one przeważnie drapane. Stosowano naturalne barwniki, takie jak wywar z łusek cebuli, kory dębu, olchy, oziminy. Wyskrobywano na nich napisy - często krótkie wierszyki o treści matrymonialnej. Później zaczęto stosować kalkę i farby kupowane w sklepach. Ornament wyobrażał rośliny, zwierzęta i inne motywy ludowe. W poniedziałek wielkanocny dziewczyny ofiarowały je chłopcom, którzy je polewali wodą. Bardzo charakterystyczne dla wsi leżących nad Odrą na Raciborszczyźnie było oklejanie wydmuszek cynfolią i cieniutkimi włóknami z sitowia.

Zwyczaj święcenia potraw znany jest w Raciborskiem od lat 70. Oprócz jajek święci się kiełbasę, chrzan (na pamiątkę męki Chrystusa), sól, pieczywo, baby drożdżowe. Były to kiedyś ogromne kosze z żywnością, a nie jak teraz symboliczne koszyczki. W Wielką Sobotę święci się również wodę i ogień. W niektórych okolicach do dziś potraw nie święci się w ogóle (Bolesław). Kiedyś potraw nie święcono w kościele - księża przychodzili do domów.

Pierwszy dzień świąt ma charakter ściśle rodzinny. Nie gotuje się obiadu, spożywa tylko pokarmy święcone. W drugi dzień świąt urządza się konne procesje wielkanocne. Zwyczaj ten przetrwał do dzisiaj już tylko w Bieńkowicach, Sudole i Pietrowicach Wielkich.

Ewa Halewska
  • Numer: 16 (575)
  • Data wydania: 16.04.03