Konie - moja pasja
Konie te są własnością Sylwii Kitel, jej największą dumą i radością. Odziedziczyła je po ojcu Józefie Ficoń, którego wspomina jako wielkiego pasjonata koni. On to właśnie kupił pierwszego konia w 1985 r. Z roku na rok powiększało się stado, a w 1997 było ich już około 30.
Wtedy to właśnie w wyniku splotu nieszczęśliwych wydarzeń, podczas powodzi zginął ojciec. 18-letnia wówczas Sylwia przejęła jego obowiązki. Do tej pory nie potrafi zrozumieć jak dała sobie radę. Dziś należy do Okręgowego Związku Hodowców Koni w Katowicach, posiada pensjonat dla koni oraz prowadzi punkt ogierowy. Charakteryzuje się on tym, że posiada ogiera wydzierżawionego z Klikowej, którego udostępnia klaczom swoim i z innych gospodarstw.
W stajniach znajdują się rasy: wielkopolska, śląska i szlachetna półkrew, jako że nadają się do zaprzęgu i do jazdy wierzchem. Są to głównie klacze o prześlicznej maści: kare, gniade, kasztanki o niecodziennych imionach: Fortuna, Bakalia, Rewizja, Brazylia, Italia.
Stałymi gośćmi w domu państwa Kitel są dzieci i młodzież z Ligoty Książęcej i okolicznych wsi. Pomagają przy koniach, a Sylwia organizuje dla nich różne atrakcje, w tym konne przejażdżki a w zimie kuligi.
Konie tej hodowli są też obecne na festynach, dożynkach oraz na weselach i pogrzebach (chociaż - jak mówi sama właścicielka na tych ostatnich już rzadziej). Sylwia posiada konny karawan. Kiedy uczestniczy w uroczystościach pogrzebowych miłośnika koni lub hodowcy wtedy jedzie właśnie nim. Ostatnia taka uroczystość odbyła się w marcu tego roku.
Miłość do koni musi mieć ogromną siłę, jako że Sylwia już nieraz poturbowana dotkliwie przez swoich podopiecznych nie straciła do nich serca. Bardzo groźnie wyglądała sytuacja, kiedy znalazła się między dwoma atakującymi się końmi. Została przewrócona na ziemię, zamroczyło ją i dosyć długo turlała się między ich kopytami, na próżno usiłując się wydostać. Skończyło się, o dziwo, jedynie na siniakach i zadrapaniach.
Większym zmartwieniem od własnych sińców są dla Sylwii urazy jej pupili. Czasem to zwykłe obtarcia naskórka, ale często jest potrzebna fachowa pomoc weterynaryjna, a tej udziela specjalista z Gliwic. O chorobach koni, a tym bardziej o stratach Sylwia nie lubi mówić. Bardzo przeżywa rozstanie, nawet jeżeli ograniczało się do sprzedaży. Kiedy opowiada o koniach widać jak przez całą jej niepozorną osobę przemawiają emocje. Dla niej obcowanie z końmi jest czymś wspaniałym, czymś co trzeba czuć żeby zrozumieć.
Dlatego też bez względu na wszystkie okoliczności ma zamiar kontynuować pasje ojca, a także przekazać je swoim dzieciom. Jej naczelne hasło brzmi „Największe szczęście w świecie na końskim leży grzbiecie”.
(B)
Najnowsze komentarze