Mówię pracownikom: nie ma spraw nierozwiązywalnych, a jedynie brak ludzi, którzy chcą się pochylić nad problemem
Karierę zawodową rozpoczęła przed 23 laty podejmując się niełatwego zadania tworzenia na Raciborszczyźnie struktur Placówki Terenowej Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego Rolników.
Wiedza i doświadczenie, a przede wszystkim umiejętność pracy z ludźmi sprawiły, że objęła stanowisko dyrektora Oddziału Regionalnego KRUS w Częstochowie, będąc od 1996 r. dyrektorem Oddziału Regionalnego w Katowicach. Dziś przemierzając województwo śląskie, dzieląc swe obowiązki między pracę w Częstochowie i teren województwa, dyrektor Irena Łaba pozostaje wierna Raciborzowi i zawsze – gdy tylko jest to możliwe – wraca do swego rodzinnego miasta.
– Kobieta sukcesu – z pewnością na taką ocenę zasługuje Pani, biorąc pod uwagę karierę zawodową, której ukoronowaniem jest sprawowana od lat funkcja dyrektor Regionalnego Oddziału KRUS w Częstochowie. Czy wiele determinacji i pracy wymagało objęcie takiego stanowiska?
– Dziękuję bardzo za słowo sukces, ale uważam że sukces to przede wszystkim ludzie. W 2016 r. KRUS obchodzi 25-lecie. W 1993 r. stworzyłyśmy placówkę terenową w Raciborzu. Od września 1993 r. do kwietnia 1996 r. byłam jej kierownikiem. Tutaj przejmowałyśmy akta emerytalno-rentowe i dane z systemów zusowskich oraz karty ubezpieczeniowe z gmin, uczyłyśmy się stosować przepisy ustawy w praktyce. W 1996 roku zostałam dyrektorem Oddziału Regionalnego w Katowicach. Obecnie kierując oddziałem regionalnym o zasięgu wojewódzkim udało mi się dobrać fantastyczny zespół fachowców, który tworzy dziś 220 pracowników zatrudnionych w Oddziale Regionalnym KRUS. Od 2005 roku posiadamy certyfikat ISO w zakresie jakości oraz bezpieczeństwa informacji, a także przeciwdziałania zagrożeniom korupcyjnym. W 2012 r. KRUS otrzymał Polską Nagrodę Jakości. Mamy 12 placówek terenowych, ubezpieczamy ok. 38 tys. osób, wypłacamy ok. 40 tys. świadczeń emerytalno-rentowych. To dane, które potwierdzają, że istnieje rolnictwo w naszym województwie. Natomiast osoby z zewnątrz, postrzegające Śląsk wyłącznie przez pryzmat przemysłu, dziwią się gdy zabieramy je do gospodarstw, które są na bardzo wysokim poziomie.
– Czy czuje się Pani spełniona zawodowo?
– Najprzyjemniejszymi momentami są te, kiedy udaje się nam pomóc rolnikowi. Zdarza się, że oprócz naszej instytucji, trzeba zaangażować ZUS, OPS, urząd gminy, urząd wojewódzki czy marszałkowski. Przychodzą do KRUS często osoby zdeterminowane. Kiedy jednak analizujemy problem, to zawsze udaje się znaleźć wyjście. Stale mówię pracownikom, że nie ma spraw nierozwiązywalnych, a jedynie brak ludzi , którzy chcą się pochylić nad problemem. Człowiek nie musi wszystkiego wiedzieć, od tego ma nas, żebyśmy mu pomogli również w sytuacji skomplikowanej.
– System emerytalno-rentowy rolników uznawany jest za nazbyt uprzywilejowany w stosunku do innych grup zawodowych. Czy widzi Pani potrzebę jego zreformowania?
– Nasz system ubezpieczenia społecznego rolników stale poddawany jest zmianom, w ciągu ostatnich dwóch – trzech lat było ich kilkanaście. Przypomnę, że wzorowany jest na francuskim systemie ubezpieczenia społecznego. Miałam okazję współpracować z instytucją MSA (Mutualité Sociale Agricole) w latach 2002 – 2005, kiedy to realizowaliśmy projekt socjalny w oparciu o nasze dwa podobne systemy ubezpieczenia rolniczego. System ubezpieczenia społecznego rolników jest bardzo dobry. Oczywiście wymaga dostosowywania do zmieniających się potrzeb rolniczej społeczności, ale nie należy go likwidować, a modyfikować, bo rozwiązuje szereg problemów społecznych na wsi.
W Polsce ponad 50 proc. stanowią gospodarstwa małe, poniżej 5 ha i trudno wymagać, aby rolnik przy tak niskim areale osiągał na tyle duże dochody, które pozwoliłyby mu opłacić składkę w wysokości pobieranej przez ZUS. Poza tym za małą składką idzie niska emerytura, należy pamiętać, że wynosi ona 880 zł brutto miesięcznie. Duże gospodarstwa natomiast płacą od kilku lat składkę zróżnicowaną w stosunku do powierzchni gospodarstwa, a te największe powyżej 300 ha – dużo wyższą niż przedsiębiorcy w ZUS z tytułu prowadzenia działalności gospodarczej.
– Pani praca wiąże się z licznymi wyjazdami, spotkaniami oraz wizytami w placówkach terenowych KRUS w regionie.
– Do miłych momentów w mojej pracy należą różnego rodzaju spotkania, szkolenia oraz możliwość bezpośrednich kontaktów z rolnikami, podczas których rozmawia się zarówno o pogodzie, jak i o zagrożeniach w ich gospodarstwach. To część naszej pracy, która daje wymierne efekty, jako instytucja powinniśmy jeszcze bardziej iść w tym kierunku. Pamiętam jak w latach 90. kiedy przyjechałam do rolnika w Krzyżanowicach, aby spisać wniosek powypadkowy, od bramy zaczął na mnie krzyczeć, dlaczego przychodzę do niego teraz, po wypadku. – Musicie pomagać nam wcześniej, żebyśmy wiedzieli czego nie robić, by uniknąć zagrożenia. Miał rację. Dziś każda placówka terenowa dostosowuje pracę stricte do potrzeb rejonu, w zależności czy bardziej rozwinięte jest tam np.: ogrodnictwo, hodowla, szkółkarstwo, czy też produkcja ryb, jak w powiecie bielskim – bardziej rozwojowym w tej dziedzinie niż Mazury.
– Czy wśród wielu Pani obowiązków zawodowych starcza czasu na życie prywatne?
– Toczy się przede wszystkim w Raciborzu, gdzie urodziłam się i zawsze chętnie wracam. Cieszę się już w czwartek, że mogę w piątek przyjechać do Raciborza. Mam tutaj rodzinę, przyjaciół i jak przechadzam się po starym rynku, czasami zaglądam do restauracji na Zamku Piastowskim, aby napić się kawy, to nie ukrywam, że w tych starych murach średniowiecznego Raciborza najlepiej odpoczywam. Czasami oczywiście nie udaje mi się przyjechać, gdyż również w soboty i niedziele mam wyjazdy służbowe i spotkania. Wolny weekend w Raciborzu to jednak zawsze dla mnie nagroda za cały tydzień ciężkiej pracy. Spędzone tutaj chwile emanują dobrą energią, którą trzeba skumulować, by korzystać z niej potem przez cały tydzień.
Ewa Osiecka
Najnowsze komentarze