Wtorek, 19 listopada 2024

imieniny: Elżbiety, Seweryny, Salomei

RSS

Najlepsze jałówki to kietrzanki

17.03.2015 00:00 red

Muszą być piękne, zdrowe i zrelaksowane, bo tylko wtedy będą dawały dużo mleka. Nad ich bezstresowym życiem czuwa sztab fachowców i komputerów, które dosłownie kontrolują ich każdy ruch. A one, nieświadome tego zainteresowania, wsłuchując się w muzykę płynącą z głośników, dają nam najlepsze, bo pochodzące od szczęśliwych krów mleko.

Genetyka w służbie polskiemu rolnictwu

Kombinat Rolny Kietrz to jedna z 43 spółek strategicznych Skarbu Państwa, działająca jako ośrodek hodowli zarodowej zwierząt – bydła mlecznego i koni rasy huculskiej. Gospodaruje na areale 9,2 tys. hektarów. 8,5 tys. znajduje się w obrębie 15 km od Kietrza, reszta to tereny jedynej tak dużej w Europie, a drugiej na świecie, stadniny koni huculskich Gładyszów w woj. małopolskim, która w 2013 roku została przyłączona do Kombinatu. – Naszym zadaniem jest podnoszenie wartości genetycznej polskiego bydła, by nie trzeba było korzystać wyłącznie z materiałów zagranicznych. W ten sposób bronimy rodzimego rolnictwa. Dostarczamy polskiemu rolnikowi materiał żeński w postaci najwyższej jakości jałówek hodowlanych, a zakładom inseminacji materiał męski w postaci byczków hodowlanych – tłumaczy prezes Mariusz Sikora. Program hodowlany, który koordynuje główny hodowca Kombinatu – Katarzyna Piecuch, u jednej krowy ma poprawić nogi, u innej na przykład zawieszenie wymienia lub wysokość w kłębie, dlatego odpowiednie nasienie buhaja jest dobierane zawsze indywidualnie do każdej sztuki.

W placówce badawczej od dawna realizowana jest transplantacja zarodków i ich przenoszenie. Przeprowadza się też wycenę genomiczną, stosowaną w wielu krajach przodujących w hodowli bydła mlecznego. Dzięki niej już od urodzenia z bardzo dużym prawdopodobieństwem można poznać wartość hodowlaną buhajka lub cieliczki. Pobiera się wycinek materiału biologicznego np. z ucha lub sierści i wysyła go do laboratorium, gdzie oceniana jest jego wartość genetyczna. Obecnie mamy w katalogu dwa wyhodowane w kombinacie byki, których nasienie zostało dopuszczone do inseminacji sztucznej – tłumaczy prezes Sikora. Oczywiście ogromne znaczenie ma też podnoszenie jakości mleka. W Krotoszynie i Pilszczu powstały nowoczesne obiekty, które zastąpiły stare obory, rozpoczęła się też modernizacja obiektów w Baborowie. Dziś w tych trzech placówkach jest prawie 7 tysięcy sztuk bydła, w tym 3 tysiące krów mlecznych. – Dzięki nowoczesnym urządzeniom wiemy ile każda sztuka daje podczas udoju mleka i jakiej ono jest jakości. Wiemy ile w nim jest tłuszczu, białka, ile laktozy i jakie jest jego przewodnictwo i na bazie tego komputer diagnozuje zdrowotność krowy, dzięki czemu możemy szybko reagować – podsumowuje prezes i zabiera nas na wycieczkę po najnowocześniejszych obiektach.

Ruja pod kontrolą pedometru

Wjeżdżamy do fermy krów w Krotoszynie. Każdy z trzech obiektów jest zasilany z dwóch źródeł w wodę, prąd, ma też dwie drogi dojazdowe na wypadek złych warunków atmosferycznych. Tutejsza ferma składa się z dwóch pawilonów na krowy dojne, cielętnika, jałownika, porodówki hali udojowej i obory z krowami zasuszonymi, czyli takimi, których się nie doi bo są przed wycieleniem.

Oglądamy obiekt, w którym pierwszy miesiąc życia spędzają nowo narodzone zwierzęta. Tuż po wycieleniu trafiają one na dwie godziny do specjalnej suszarki, potem są ważone i kolczykowane, a następnie umieszczane w pojedynczych budkach, po to by się wzajemnie nie lizały i nie przenosiły patogenów chorobotwórczych. Zaraz po urodzeniu karmione są siarą matki, która zawiera bardzo wysoki poziom przeciwciał a następnie preparatami mlekozastępczymi aż do 3 miesięcy. W następnym obiekcie znajdują się cielaki od 1 do 3 miesiąca życia, które trzymane są w budkach grupowych. Na dwa tygodnie przed ukończeniem trzeciego miesiąca życia odstawia się je od mleka i przygotowuje do przejścia do cielętnika.

Stamtąd zwierzęta przechodzą na jałownik, bo od 12. miesiąca życia jałówki przygotowywane są do inseminacji. Każda krowa jest elektronicznie identyfikowana. Przed zważeniem ma zakładany na nogę pedometr, który pozwala mierzyć aktywność zwierząt. Ponieważ podczas rui robi się niespokojna i bardziej ruchliwa, szybko można wychwycić ten okres. Taka informacja od razu trafia z pedometru do komputera, który wyświetla numery jałówek, nadających się do inseminacji. Krowy są inseminowane nasieniem seksowanym, co oznacza, że mają się rodzić tylko jałówki, które potem będą dawały mleko. Po 40 dniach następuje badanie na cielność, które ma sprawdzić czy inseminacja była skuteczna. Jeśli nie, czeka się na następną ruję, jeśli tak, jałówka trafia na lewą stronę, gdzie pozostaje do czasu aż trafi na porodówkę. – Do dalszej hodowli dobieramy tylko takie jałówki, których matki naturalnie i łatwo wycielały się – to jeden z elementów selekcji. Te, z którymi były jakiekolwiek problemy, są eliminowane ze stada – mówi Mariusz Sikora.

Na porodówce jałówki czekają na wycielenie się. Codziennie cielą się trzy krowy, które przez trzy kolejne dni są dojone w pomieszczeniu obok, skąd mleko paszowe, czyli takie które nadaje się do sprzedaży, trafia do specjalnych zbiorników. Tam jest pasteryzowane i przepompowywane do taksówek elektrycznych, którymi dostarczane jest do cielętnika. Po wycieleniu cykl zaczyna się od nowa: cielak po osuszeniu trafia do budki, a jego mama przechodzi do obory dla krów dojnych.

Jest muzyka – jest mleko

Jedziemy do najbardziej wysuniętego na południe Pilszcza. To siostrzany do Krotoszyna obiekt, w którym znajdują się dwa pawilony dla krów dojnych, cielętnik, pomieszczenia dla krów zasuszonych, jałownik i porodówka. Krowom zimno i mróz nie przeszkadza, znacznie gorzej znoszą za to upały, dlatego wszystkie obory są obiektami otwartymi. Uniemożliwia to też komasację patogenów chorobowych, a więc wszelkiego rodzaju bakterii i wirusów. W skrajnych warunkach pogodowych, gdy są zawieje i śnieżyce, zewnętrzne kurtyny zostają zaciągnięte i zwierzęta zyskują dodatkowe osłonięcie. – Mamy tu własną stację meteorologiczną, z której wszystkie dane spływają codziennie do komputerów sterujących kurtynami w zależności od nasłonecznienia i wiatru – tłumaczy prezes Sikora.

Tutejsza hala udojowa stała się popularna po tym, jak zamontowano w niej głośniki, z których sączy się muzyka. Na co dzień najczęściej klasyczna, w święta przeplatana kolędami. Musi się podobać i zwierzętom i pracownikom. – Podczas udoju wykorzystujemy odruch Pawłowa, czyli przyzwyczajamy krowy do tych samych bodźców. Jeżeli codziennie podczas dojenia słyszą spokojną muzykę, po jakimś czasie zaczyna im się ona kojarzyć z oddawaniem mleka, zrelaksowane robią to chętniej. Badania wykazały, że oprócz tego dają więcej mleka – wyjaśnia Mariusz Sikora i dodaje, że przy bydle mlecznym nie ma ani jednego dnia wolnego. To jest praca przez 365 dni w roku, bez względu na święta, bo nie można wydoić krowy na zapas. Jednorazowo hala może przyjąć 44 krowy. W ciągu dnia trzeba wydoić ich tysiąc. Przy bydle pracuje 120 osób, w całym zakładzie ponad 300.

Mleko z udoju, które ma temperaturę 37 – 38 st. C trafia do dwóch zbiorników, z porannego i wieczornego udoju, gdzie jest schładzane do 4 stopni C. Trzeci to zbiornik rezerwowy, na wypadek, gdyby cysterna spóźniła się z odbiorem mleka. W 2014 roku Kombinat w Kietrzu wyprodukował 29 mln litrów mleka.

To jednak nie koniec nowatorskich inwestycji. W Langowie właśnie zaczęła się budowa następnego kompleksu, który będzie się składał z 26 elementów. Poniemiecką oborę na 120 krów zastąpią dwa pawilony na krowy dojne, hale udojowe, cielętnik, jałownik, porodówka, ale także silosy na kiszonkę, zbiorniki na gnojnicę, magazyny pasz, drogi i budynki mieszkalne. Powstanie tu również  laboratorium transferu zarodków. W całym kompleksie znajdzie się 2,5 tysiąca sztuk bydła i będzie tu pracowało 30 osób. Według kosztorysu jest on wart 45 milionów złotych. Przygotowanie projektu trwało prawie dwa lata. – Staramy się uwzględniać wszystkie doświadczenia, które mamy z wcześniejszych modernizacji naszych placówek. W Pilszczu budowaliśmy już legowiska nie na matach, tylko na słomie, bo takie nam się bardziej sprawdzają. Wiemy też, że krowy przestrzennie nie widzą, więc wszystkie drogi, którymi się poruszają muszą przebiegać po łuku – wyjaśnia Mariusz Sikora. Inwestycja ma się zakończyć pod koniec tego roku. Wtedy zacznie się zasiedlanie, ale ponieważ Kombinat będzie to robił wyłącznie własnymi jałówkami, proces rozciągnie się w czasie. Przewiduje się, że cały obiekt ruszy pod koniec 2016 roku.

Tekst Katarzyna Gruchot

zdjęcia Paweł Okulowski

  • Numer: 6
  • Data wydania: 17.03.15
Czytaj e-gazetę