@berr zdecyduj się wreszcie. W jednym wpisie piszesz że ludzie "Solidarności" to lewica, w drugim ze prawica. Na zyski lub straty z tytułu przystąpienia do UE trzeba patrzeć przez pryzmat całego kraju, a nie pojedynczych inwestycji "dofinansowanych" z funduszy UE. Teraz kilka faktów. Bo ja raczej trzymam się faktów, a nie bajek. 1. W latach 2004-2010 Polska wydała w sumie z własnych środków (środki budzetowe) 1bilion 700 miliardów zł. W tym samym czasie nasz bilans z UE (różnica pomiędzy tym co wpłaciliśmy, a tym co dostalismy) to 80 miliardów zł (ok. 20 miliardów euro). Czyli "dostalismy" 5% tego co sami wypracowujemy. Jakim kosztem? Zeby nas łaskawie przyjęli musieliśmy dostosować mnóstwo aktów prawnych (koszty). Pozyskanie tych funduszy to każdorazowo przygotowywanie projektów tylko część jest realizowana - pozostałe , to pieniądze stracone. Za wszystkie te projekty trzeba urzednikom zapłacić. Gdy juz dojdzie do realizacji projektów to środki własne muszą pochodzić z kredytów - oczywiście obsługa kredytów nie jest za darmo - za odsetki płacimy wszyscy - i to raczej bankom zagranicznym - tylko takie zostały. A skoro udział własny to ok. 50%-70% no to tych kredytów było na ok. 100 miliardów zł. Przestrzeganie unijnych ton różnorodnych przepisów, to dodatkowe koszty. N.p. stemplowanie jajek - niestemplowane chyba smakują nie gorzej jak stemplowane? Tych wszystkich kosztów nikt nie analizuje, bo mogłoby się okazać że są bliskie tej nadwyżce którą "daje nam" Eurokołchoz. Gdyby nie marnotrawienie publicznych środków to bez tej "pomocy" bylibyśmy dzisiaj kilka lat "do przodu". A tak całkiem na początku to trzeba wyjść od jednej mysli: "Nikt nikomu nic nie daje za darmo. Szczególnie politycy i eurobiurokraci za którymi stoją wielkie koncerny."
Napisany przez ~Takie sobie luźne myśli, 22.02.2012 20:39
Najnowsze komentarze