Saga rodu Tkoczów. Najlepszym z rodziny był Stanisław. Część 2
Zmarły 18 maja 2016 roku Stanisław Tkocz urodził się 6 listopada 1936 r. w Rybniku. Od najmłodszych lat wykazywał ciągoty i smykałkę do motoryzacji. Z tym faktem nie mogli pogodzić się rodzice, którzy nie akceptowali zainteresowań syna. On sam, pomimo sprzeciwów powoli i systematycznie przygotowywał grunt pod ostateczną decyzję. W 1953 roku, jako siedemnastolatek wstąpił do sekcji. Uczestniczył z „marszu” w pierwszych zajęciach, które prowadzili w Rybniku doświadczeni zawodnicy Paweł Dziura i Józef Wieczorek. W wyniku postępów w zajęciach już w 1954 r. został włączony do drużyny.
W 1956 roku do rywalizacji indywidualnej na szczeblu światowym (IMŚ) wystartowali reprezentanci Polski. Debiut Tkocza nastąpił od kolejnego sezonu. 23 czerwca 1957 roku, podczas 2. eliminacji na torze Wiednia, Staszek zajął 3. miejsce. Zakwalifikował się tym samym do finału europejskiego (nazwa zastąpiła nazewnictwo finał kontynentalny) w miejscowości Vaxjo (Szwecja). A tam trójka naszych zawodników zawiodła i odpadła z dalszej „gry” (Stanisław Tkocz – 8. m., Florian Kapała – 9. m., Marian Kaiser – 13. m.).
Rok później (1958) na torze w niemieckim Oberchausen, Tkocz jeździł z naszych najlepiej i zakwalifikował się do finału europejskiego w Warszawie, gdzie pomimo atutu własnego toru nie zakwalifikował się dalej (12. m.). A potem były potyczki i wygrana na torach Warszawy (1961) i Wiednia gdzie Tkocz wspólnie z Kapałą najlepiej „tańczyli” czarnego walca i poszli dalej, kwalifikując się do finału światowego. W finale w szwedzkim Malmoe nastąpił bezprzykładny triumf Szwedów, którzy w kolejności: Ove Fundin (14), Bjorn Knutsson (12+3), i Goete Nordin (12+2) ograli pozostałych rywali. Kapała był siódmy (8 pkt.), a Tkocz z 3 punktami uplasował się na 14-15 miejscu.
W roku 1962 tylko Paweł Waloszek zasłużył na awans. Reszta, również i Tkocz odpadł z dalszej walki. Kolejne sezony startów Staszka (1963, 1966) także nie należały do szczególnych. W 1963 wygrał eliminację we Lwowie i finał kontynentalny we Wrocławiu Z kolei w finale europejskim w Goeteborgu dał „plamę”. Rok AD-66 to sezon kolejnych nadziei. Rybniczanin zalicza pomyślnie eliminacje. Podczas rywalizacji na słynnym Wembley w wyniku przyzwoitej jazdy był ósmy (+ Woryna, Pogorzelski, Kaiser). Finał w Goeteborgu na słynnym torze Ullevi (33.733 widzów) okazał się pomyślny dla Barry Briggsa (15 pkt.), Norwega Sverre Harrrfelda (14) i Antoniego Woryny (13), który zdobył brązowy medal. Tkocz wywalczył 7 pkt. i w końcowej klasyfikacji był dziewiąty.
Zespół marzeń, jego atuty i osoby funkcyjne
W licznych wywiadach i prowadzonych dyskusjach Tkocz podkreślał, że to sprawa piekielnie trudna, mało delikatna wszak każdy z kolegów wnosił swój wkład w zdobyte trofea. Kiedyś bez komentarza, dlaczego ten, a nie ten -– zaproponował zespół marzeń swoje okresu, który wygląda następująco: Józef Wieczorek, Marian Philipp, Joachim Maj, Antoni Woryna, Andrzej Wyglenda i rodzinny tercet czyli: Jan, Andrzej i Stanisław Tkocz.
Nie oceniając kolegów z zespołu, do swoich największych atutów zaliczał – nienaganną kondycję, dobrą technicznie jazdę, pewne prowadzenie maszyny, nieustępliwość i koleżeństwo. To wg niego ważny czynnik na budowę sukcesu sportowego. Doskonale czuł się w parze z Józefem Wieczorkiem, który w początkach kariery „sprzedał” mu wiele żużlowych spraw, przyczyniając się do późniejszych sukcesów. W dalszej fazie kariery doskonale „dogadywał” się i uzupełniał z Andrzejem Wyglendą, którego zawsze stawiał za wzór.
Najlepszym „menago” tamtych lat, wg zawodnika, był kierownik zespołu Jerzy Kubik. Człowiek instytucja, urodzony działacz i fantastyczny organizator. Swoją wielką kulturę, znawstwo przedmiotu, a także zaradność i zapobiegliwość reprezentował prezes Tadeusz Trawiński. Zresztą w naszym gronie kolegami byli wszyscy, od najstarszego do wchodzącego do zespołu młokosa. Czasem ktoś komuś starał się „osłodzić” życie (np. mnie), ale i te żarty po latach przechodziły w zapomnienie. W sumie stanowiliśmy solidną, zdyscyplinowaną żądną sukcesu „pakę” i to oprócz sukcesów sportowych był nasz największy atut .
Praca zawodowa, kontuzje i sportowe uprawnienia
Tkocz zatrudniony był, jak wielu sportowców w pobliskiej Czerwionce, gdzie prosperowała KWK „Dębieńsko”. Oprócz miesięcznych zarobków, które wystarczały na w miarę godziwe życie niczego więcej nie otrzymywał. Co do pieniędzy – to panowały inne czasy, inny sposób wynagradzania i niczego nie można porównywać z teraźniejszością. Jak sam twierdził „dorobił’ się licznych kontuzji, które zwłaszcza w późniejszym etapie życia dawały o sobie znać. Największy karambol w „wykonaniu” Staszka miał miejsce w Anglii, na słynnym Wembley. Ogólne potłuczenia, niezdolność do pracy i treningów sprawiały, że często stawiał sobie pytanie – co dalej ? Po stronie zysków wymieniał nabycie ulubionego Nissana-Suny GTI (127 PS), ale najlepszym jego „przyjacielem” dla utrzymania w miarę dobrej kondycji (do momentu operacji stawów biodrowych) był rower, który sprawiał mu wiele zadowolenia.
Co do sportowych uprawnień to wspólnie z Józefem Wieczorkiem ukończył w Warszawie stosowny kurs (04.02.1968) uzyskując stopień instruktora sportów motorowych. Pracy szkoleniowej z różnych względów jednak nie podjął. Żałował zawsze, że jego śladem nie poszli, jako kontynuatorzy kariery synowie (Grzegorz, Sebastian) i chyba nie doczeka się chwili, że o Tkoczach żużlowcach będzie znowu głośno.
Wspomnienia i propozycje
W trakcie wielu dyskusji, nie będąc szkoleniowcem bo tej drogi Staszek nie wybrał, zastanawiał się nad faktem organizacji kalendarza imprez. Nie rozumiał, dlaczego np. zrezygnowano z organizacji imprez międzynarodowy typu spotkania reprezentacji. Jego zdaniem każda rywalizacja w obsadzie krajowej czy to indywidualna czy drużynowa nie zastąpi atmosfery i płynących korzyści wynikających ze spotkań pomiędzy poszczególnymi państwami. To nie tylko wynik sportowy, rywalizacja na torze, ale szczególnie umiejętność zestawienia zespołu ludzi, który powinien się zrozumieć i uzupełniać.
Jakby na potwierdzenie stwierdził, że pierwszym przykładem tych wynurzeń była seria spotkań z zespołem Szwecji w 1958 roku. Pomimo poniesionych porażek na torach Leszna (35:73), Rybnika (43:65) i Warszawy (44:63) zachowaliśmy, jako drużyna twarz. Walczyliśmy szalenie ambitnie, bojowo, z pełną determinacją – z rywalem, który na owe czasy był dużo lepszy. Szczególnie dużo emocji dostarczył wysoko przegrany pojedynek w Lesznie. Tam wszystkich „wykosili” Ove Fundin i Rune Somander, zdobywcy po 18 punktów. Startowaliśmy w optymalnym składzie (Florian Kapała 12, Marian Kaiser 7, Joachim Maj 6, Mieczysław Połukard 3, Janusz Suchecki 2, Edward Kupczyński 1 i Stanisław Tkocz 4), jednak rywal był za mocny.
Do ważnych wypraw w karierze zawodnika należy zaliczyć wyjazdowe sesje (test mecze, lata 1966, 1968) w Anglii. Kończyły się one naszymi przegranymi, ale przynosiły efekt w postaci zdobytego doświadczenia i podpatrywania stylu jazdy doskonałych wyspiarzy.
Wspaniałymi wspomnieniami sportowej rywalizacji były pojedynki z silną na owe czasy reprezentacją ZSRR. Odbywające się w ramach Interligi spotkania wyzwalały w zawodnikach dodatkowe siły. To były extra spotkania, nie tylko sportowe. Z kolei oglądanie takich asów czarnego toru jak: Igor Plechanow, Giennadij Kurylenko, Farid Szajnurow czy Wiktor Trofimow stanowiło dla kibiców nie lada gratkę. Do fantastycznego pojedynku między naszymi drużynami doszło 13 października 1969 roku na rybnickim torze. Nasi goście pomimo najlepszego składu nie sprostali „orłom”. W rywalizacji zanotowano cztery wyścigi remisowe (3:3), ale pozostałe, a było ich jeszcze dziewięć kończyły się naszą przewagą. Odnieśliśmy wysokie zwycięstwo (49:29), a potem była trudna do opisania radość kibiców.
Nagrody, medale i podziękowania
Doceniając olbrzymi sukces podczas Drużynowych Mistrzostw Świata na torach Wrocławia (1961) i Rybnika (1969) władze naszego sportu nagrodziły dwukrotnie Tkocza i kolegów Złotymi Medalami za Wybitne Osiągnięcia Sportowe (22.09.1961 i 24.09.1969). 22 lutego 1962 roku Tkocz otrzymał klasę Mistrza Sportu (sporty motorowe), z kolei 10 grudnia 1970 r. uhonorowany został tytułem Zasłużonego Mistrza Sportu. Ponadto wręczono mu wiele medali, odznak, tytułów i dyplomów za zasługi o charakterze lokalnym, wojewódzkim (m.in. Zasłużony dla rozwoju woj. katowickiego) i krajowym dostrzegając Jego wielkie sportowe umiejętności i postawę.
Pogrzeb śp. Stanisława Tkocza odbył się 2 czerwca br. w Ettlingen (Karlsruhe - Badenia-Wirtembergia). W uroczystościach pogrzebowych uczestniczyła najbliższa rodzina, znajomi oraz miejscowi sympatycy żużla.
Słowo końcowe
Stanisław Tkocz wraz z gronem wspaniałych kolegów – „chłopców z tamtych lat” – należał przez okres swoich startów do niedościgłego i nieosiągalnego dla krajowych rywali mistrzowskiego zespołu z Rybnika. Wspólnie z Joachimem Majem kontynuowali tradycje „zasiane” przez grono starszych kolegów (Eryk Pierchała, Jan Sanecznik, Ludwik Draga, Paweł Dziura, Emil Spyra, Józef Wieczorek, Marian Philipp), by u szczytu kariery umiejętnie, z rozwagą i doświadczeniem – tak jak to podczas walki na czarnym, żużlowym torze bywało – przekazać jakże bogatą spuściznę kolejnym asom, do których bezsprzecznie należeli: Andrzej Wyglenda, Antoni Woryna, Jerzy Gryt, Piotr Pyszny, Andrzej Tkocz czy Mirosław Korbel.
Staszek był zawodnikiem niezwykle spokojnym. Skromny, bez wygórowanych ambicji osobistych, pomimo wielu fantastycznych osiągnięć sportowych. Nie uznając życiowej bufonady, pozostał do ostatnich godzin swojego 79-letniego życia sobą, a to ważne i jakże mało spotykane. Swoim sposobem bycia, będąc w zależności od sytuacji stanowczym lub dowcipnym, potrafił „ustawić” zespół, który w większości przypadków akceptował jego zalecenia. Dobry technicznie, zadziorny w walce na torze, nie uznający sytuacji przegranych, a przy tym pomimo smutnych meandrów życiowych i prywatnych zawsze pozostał usłużny, serdeczny i koleżeński. Był w sumie postacią nietuzinkową, zaliczając się przez wiele lat startów do liderów Rybnika i kadry narodowej.
Jerzy Szczygielski
O autorze
Jerzy Szczygielski (ur. 26 czerwca 1944 r. w Rybniku) – autor książek o tematyce sportowej, korespondent sportowy, prezenter radiowy. Długoletni spiker imprez sportowych. Współpracownik czasopism o tematyce sportowej: Tygodnik Żużlowy, Magazyn Żużlowy „TOR”, „Sport”, „Basket”, „Piłka Nożna”.
Napisał kilka książek o tematyce żużlowej: „Rybnik żużlem stoi” (2001), „Memoriał red. Jana Ciszewskiego 1983 – 2003” (2004), „Biografie żużlowców Rybnika 1937 – 2007” (2008).
Najnowsze komentarze