Krzysztof W. był na wolności kilka dni
Górnik z Boguszowic, który sześć lat temu chciał wystrzelać swoich bliskich, wrócił do domu. Jest zdrowy – uznał sąd.
W sobotę spanikowana rodzina wezwała policję. Wystarczyło kilka kieliszków, aby Krzysztof W. znów zmienił się w tyrana.
Powrót Krzysztofa W. do domu był możliwy dzięki bardzo przychylnej opinii psychiatrów i psychologa. W ślad za nią, sąd uznał, że skoro stan zdrowia Krzysztofa W. aż tak się poprawił, nie ma potrzeby trzymania go za kratami szpitala psychiatrycznego w Toszku. Mężczyzna przebywał tam przez ostatnie lata na przymusowym leczeniu psychiatrycznym, po tym jak urządził wielką strzelaninę. Sprawa ma swój początek w sierpniu 2010 roku w rybnickiej dzielnicy Boguszowice. 39-letni wówczas Krzysztof W. urządził awanturę, bo rodzina nie pozwoliła mu zrobić grilla. Podczas kłótni pijany mężczyzna wyciągnął broń i postrzelił żonę, szwagra, sąsiadkę, teściową i teścia. Ostrzelał również karetki pogotowia i radiowozy. Ranny został jeden z policjantów. Dzięki sprawnej akcji antyterroryści zatrzymali Krzysztofa W. Wkrótce został uznany za niepoczytalnego i umieszczony w zakładzie psychiatrycznym. Już podczas przeszukania w domu Krzysztofa W. znaleziono kilka rodzajów broni: długiej i krótkiej, gazowej i ostrej. Sam tłumaczył, że kupował części między innymi na zlotach fanów militariów m.in. w Czechach. Zakupów dokonywał również w internecie.
Natychmiast go zwolnić
Krzysztof W. uniknął odpowiedzialności karnej i niechybnego więzienia, ale za to został skierowany na tzw. detencję czyli przymusowe leczenie psychiatryczne. Co kilka miesięcy podczas takiego leczenia sporządzana jest opinia na temat aktualnego stanu zdrowia. Na jej podstawie sąd przedłuża przymusowe leczenie. Ostatnia opinia była dla Krzysztofa W. pozytywna. Już rok temu odstawiono mu leki i obserwowano. – 24 maja Sąd Okręgowy w Gliwicach, wydział zamiejscowy w Rybniku odstąpił od utrzymania środka zapobiegawczego w postaci leczenia w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym i wydał decyzję o natychmiastowym zwolnieniu Krzysztofa W., wyrok jest nieprawomocny – tłumaczy Agata Dybek-Zdyń, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Gliwicach. Na ulicę Braci Nalazków padł blady strach. – Zrobili z niego wariata, a teraz wypuszczają. To tylko kwestia czasu kiedy znów mu odbije – mówią sąsiedzi zastrzegając sobie anonimowość.
Najzdrowszy na oddziale
Przeciwko decyzji sądu wystąpiła prokuratura. – Nie zgadzamy z się decyzją sądu i inaczej oceniamy opinię lekarzy. 30 maja złożyliśmy zażalenie do Sądu Apelacyjnego w Katowicach na decyzję o wypuszczeniu rybniczanina – mówi nam prokurator Joanna Smorczewska, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gliwicach. Biegli napisali, że Krzysztof W. jest jednym z najzdrowszych osób na oddziale. Od pewnego czasu nie musi przyjmować leków i nastąpiła u niego reemisja choroby. – To, że ustąpiły u niego objawy urojeniowe, wiążemy z tym, że na oddziale nie miał dostępu do alkoholu. Właśnie z alkoholem wiążemy wydarzenia, które miały miejsce w przeszłości. Alkohol działa na niego odhamowująco. Sąd zdecydował, że Krzysztofowi W. wystarczy leczenie ambulatoryjne. Nie możemy się z tym zgodzić, takie leczenie naszym zdaniem nie jest wystarczające – mówi prokurator.
Upił się i groził
Wszystko wskazuje na to, że śledczy z gliwickiej prokuratury mają rację. Kilka dni po wyjściu ze szpitala Krzysztof W. sięgnął po alkohol i znów wywołał awanturę. Interweniowała policja. – 4 czerwca około godziny 21:30 policjanci z komisariatu policji w Rybniku-Boguszowicach, zostali wezwani na interwencję na ulicę Braci Nalazków. Zgłoszenie dotyczyło naruszenia miru domowego oraz gróźb karalnych. Mundurowi, którzy przyjechali na miejsce, zastali zgłaszającego oraz sprawcę, którym był – znany interweniującym policjantom, 44-letni mężczyzna – mówi sierżant Anna Karkoszka z Komendy Miejskiej Policji w Rybniku. Mężczyzna, o którym mówi policjantka to nie kto inny jak Krzysztof W. – Z uwagi na posiadaną przez mundurowych wiedzę, że mężczyzna kilka dni wcześniej został zwolniony z zakładu psychiatrycznego, na miejsce wezwane zostało pogotowie ratunkowe. Mężczyzna w asyście policjantów, został przetransportowany do szpitala, gdzie do chwili obecnej przebywa na obserwacji. Jeszcze tego samego dnia, rybniccy policjanci przyjęli zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, jakim jest naruszenie miru domowego oraz kierowanie gróźb karalnych. W tej sprawie zostało wszczęte do dochodzenie. Mężczyzna został już przesłuchany i nie przyznał się do zarzucanych mu czynów – mówi policjantka.
Nie chciał do psychiatryka
Krzysztof W. w momencie zatrzymania był nietrzeźwy. Nie wyraził zgody na leczenie, jednak przyjęto go wbrew jego woli. Takie wyjście daje artykuł 23. Ustawy o ochronie zdrowia psychicznego. Zgodnie z nim „Osoba chora psychicznie może być przyjęta do szpitala psychiatrycznego bez zgody (…) tylko wtedy, gdy jej dotychczasowe zachowanie wskazuje na to, że z powodu tej choroby zagraża bezpośrednio własnemu życiu albo życiu lub zdrowiu innych osób”. Tak umieszczonej w szpitalu osoby nie można przetrzymywać w nieskończoność. Dyrekcja szpitala miała 72 godziny na zawiadomienie sądu opiekuńczego. – Nie wiadomo na kiedy sąd wyznaczy posiedzenie w tej sprawie i jaka będzie jego decyzja. Jeśli zdecyduje o wypuszczeniu Krzysztofa W. ze szpitala psychiatrycznego gdzie obecnie przebywa, natychmiast zostanie powiadomiona policja. Chodzi o to, żeby policjanci z miejscowego komisariatu mogli szybko zareagować, gdyby Krzysztof W. znów groził rodzinie. Sytuacja obecnie jest na pewno problematyczna, mamy jednak nadzieję, że Sąd Apelacyjny w Katowicach przychyli się do naszego zażalenia i Krzysztof W. wróci z powrotem do szpitala. Liczymy również, że przy podejmowaniu decyzji weźmie pod uwagę wydarzenia z ostatnich dni – mówi prokurator Joanna Smorczewska.
Pieniądze dla syna i żony
To nie jedyna sprawa, która jest związana ze strzelaniną i którą zajmują się sądy w regionie. W Sądzie Okręgowym w Katowicach cały czas toczy się sprawa o odszkodowanie dla syna Krzysztofa W. Kiedy jego ojciec ostrzeliwał karetki i radiowozy, jedna z kul antyterrorystów trafiła przebywającego w domu syna Krzysztofa W. Absurd? Niezupełnie. 24 marca 2013 roku katowicka okręgówka uznała, że żądania są uzasadnione i wydał tzw. wyrok wstępny. To taki wyrok, który nie kończy całego postępowania, a jedynie przesądza zasadę odpowiedzialności strony pozwanej. Równocześnie sąd uznał, że policjanci nie złamali prawa, mimo to odszkodowanie się należy. Kula wystrzelona przez antyterrorystów trafiła nastolatka w żuchwę. Teraz domaga się od śląskiej policji 295 tysięcy złotych zadośćuczynienia. Oprócz roszczeń syna, jego matka domaga się od Skarbu Państwa kwoty pięciu tysięcy złotych. To koszty, które miała ponieść jeżdżąc z synem po szpitalach. – Postępowanie zmierza ku końcowi. Jest już opinia biegłego, do przesłuchania pozostał jeden świadek – mówi nam sędzia Marian Zawała, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Katowicach. Zaraz po strzelaninie poprawność działań policjantów badała również Prokuratura Okręgowa w Gliwicach, nie dopatrzyła się jednak podobnie jak sąd żadnych nieprawidłowości przy akcji policjantów.
Adrian Czarnota
Najnowsze komentarze