Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

To co ci opowiem, zabrzmi jak fantastyka

01.12.2015 00:00 red

Trzy tygodnie temu pisaliśmy o śmierci 22-latka z Rydułtów po dopalaczach. To już druga ofiara dopalaczy w Rydułtowach w tym roku. Dotarliśmy do rapera Dijesa, który otwarcie mówi o swoim wyjściu z nałogu. Pomogła mu rodzina, przyjaciele, muzyka i silna wola. Dzisiaj Dijes, trzy miesiąc po rzuceniu dopalaczy, nagrywa płytę, na której chce opowiedzieć o świecie, do którego jeszcze niedawno należał.

Z Dijesem spotykamy się u Damiana, producenta muzycznego, który właśnie tworzy jego płytę. Damian był jednym z tych, którzy pomogli Dijesowi wyjść z nałogu. Dijes, czyli Daniel to 35-letni mieszkaniec Rydułtów. Zaczął brać dopalacze trzy lata temu, a od trzech miesięcy nie bierze i powoli odbudowuje to, co zniszczył przez nałóg.

Zanim zaczęliśmy nagranie mówiłeś, że przed ćpaniem dopalaczy byłeś wrogiem tego typu używek. Jak w takim razie doszło do tego, że wpadłeś w nałóg?

To jest tak samo, jak z każdym innym nałogiem. Jak człowiek jest młody, to mówi „ja nigdy nie będę palił”, „nigdy nie będę pił”. Tak samo było w moim przypadku, nigdy w życiu nic nie ćpałem. Może raz zdarzyło mi się zapalić marihuanę. Cała bajka polega na tym, że te substancje są robione tak, żeby ci się podobało. Ktoś, kto zaczyna od „Mocarza” może od razu zginie, bo człowiek nie zdaje sobie sprawy z czym ma do czynienia. To są substancje, które robią ci sieczkę z mózgu. Dopalaczy jest masa, od miękkich po psychodeliczne. Zacząłem od słabych. Zapaliłem raz, później kolejny i tak to się zaczęło. Później towar zniknął z miasta, bo zamknęli sklep. Miałem tydzień przerwy i po tym czasie pokazały się zmodyfikowane wersje tego, co było w sklepie, który zamknęli. Były zmodyfikowane pod tym kątem, żeby mocniej uzależniały. Wszystko było fajnie, tylko nie zauważyłem jak stówki lecą z portfela, a mi ciągle było mało... Z wroga stałem się użytkownikiem.

U mnie zaczęło się, gdy żyłem z dziewczyną, której pomogłem. Była uzależniona, po dwóch odwykach. Ja ze względu na mój nałóg uciekłem z domu i razem zamieszkaliśmy. Wtedy jeszcze nie byłem w to mocno wciągnięty. Okazało się, że ona wciągnęła mnie jeszcze bardziej.

Dostęp do tych substancji jest naprawdę taki łatwy?

Daj 15 zł i 10 minut, a załatwię ci działkę. To środowisko wydaje się zamknięte, ale nie na pozyskiwanie nowych ludzi. Oni (dilerzy i pośrednicy) potrzebują nowych ludzi, żeby zarabiać kasę. To łatwy i szybki zarobek.

Zaczyna się od małych kosztów i...?

Tak, na początku niskie kwoty, żeby cię wciągnąć. Po paru razach przychodzisz i cena: 100, 200 zł. Jest wąska grupa osób, która ma dojście do dilera, a cała reszta nie ma. Ci, którzy mają dojście, są pośrednikami. Biorą pieniądze, kupują od dilera, odsypują dla siebie i dają ci małą resztę. Pośrednicy to też ćpuny, ale z większymi ambicjami.

Przed ćpaniem miałeś pracę, rodzinę?

Miałem wszystko. Pracowałem w Rybniku, zarabiając 3 tys. zł. Wcześniej mieszkałem na blokach, na co było mnie stać bez problemu, a po pół roku nie byłem w stanie zapłacić właścicielce mieszkania ani grosza. Moja rodzina nie do końca zdawała sobie sprawę z powagi mojej sytuacji. Kiedy byłem na głodzie, nie potrafiłem nawet walczyć. Dziewczyna wyniosła do lombardu mój telewizor LCD, żeby mieć na działkę, a ja byłem tak słaby, że nawet nie mogłem kiwnąć palcem. Aby mieć na działkę, sprzedałem kilkanaście telefonów, za parę złotych każdy. Sprzedawałem wszystko co się dało, żeby mieć 10 czy 20 złotych i ćpać. Przez prawie rok czasu mieszkałem sam i choć nie miałem co jeść, ważne było dla mnie ćpanie. Rodzina nie chciała ze mną gadać, a ja nie mogłem zrozumieć czemu.

Były sytuacje podbramkowe?

Było ich sporo, np. gdy przed wigilią byłem już na takim głodzie, a nie miałem na dopalacze, że kupiłem pół litra wódki i popiłem tym tabletki nasercowe. Dziwię się, że z tego wyszedłem.

Jedno jest pewne – nie wygrasz z dopalaczami walką, odtrącaniem itd. Chodzi mi o to, że jeśli w twojej rodzinie jest taki problem, poprzez odtrącenie osoby uzależnionej, ona jeszcze bardziej w to brnie i może skończyć jak Darek, kilka metrów pod ziemią na cmentarzu w Radoszowach...

W takim razie jak pomóc?

Tu trzeba pomocy specjalisty, trzeba takiej osobie wjechać na psychikę, wytłumaczyć. Narkoman jest jak małe dziecko, które płacze. Gdy się na nie nakrzyczy, płacze jeszcze bardziej. Gdy zaś się spokojnie do niego mówi, po chwili się uspokaja i zaczyna słuchać. Tak właśnie robili Damian i moja dziewczyna Ewelina, którzy pomogli mi z tego wyjść. Oni mogli pokazać mi wartości i uczucia, które mimo trzech lat ćpania mogły mnie pobudzić i pokazać, że warto. Bardzo dużo zależy też od otoczenia. Gdy zaczynasz ćpać, od razu pojawia się całe grono nowych znajomych, „przyjaciół”. Dla nich ważne jest to, że mogą z tobą ćpać, że mogą od ciebie wyciągnąć działkę. Dopóki obracasz się w takim środowisku, nie ma szans na wyjście z tego bajzlu.

Ile kasy wydałeś na dopalacze?

Nie powiem ci dokładnej kwoty, bo po prostu się tego wstydzę. Powiem tylko, że były to grube tysiące złotych. Przed ćpaniem miałem odłożone na koncie 30 tys. zł, miałem samochód, dobrze płatną pracę. To wszystko straciłem przez dopalacze. Dziennie wydawałem na dopalacze między 500 a 700 złotych.

Mówisz o narkomanach jak o bardzo dużej liczbie osób. Jest ich tak wielu? Nie dziwi cię, kiedy widzisz np. ludzi władzy, którzy nie mają pojęcia o tak szerokim zjawisku?

Wydaje mi się, że temat jest tak ciężki, że nawet rodzice ćpunów nie chcą, lub nie potrafią tego zauważyć. Mógłbym ci pokazać ludzi, którzy są chodzącymi trupami. W tym roku dopalacze zabiły już dwie osoby w Rydułtowach. Obstawiam, że do przyszłego lata jeszcze zabiją przynajmniej trzy osoby. Moim zdaniem to jest problem systemowy. Ktoś od góry trzyma na tym łapę i dlatego nie da się wyplenić dopalaczy.

A czy rodzice mogą zaobserwować jakieś objawy, jeśli ich dziecko bierze dopalacze?

Z moich obserwacji wynika, że rodzice najczęściej mają to gdzieś. I nie chodzi tu o rodziny patologiczne, a normalne, prawie przykładowe rodziny. W tym kraju wszyscy walczą z narkotykami, każdy wie co to marihuana. A dopalacze to najgorszy syf, jednak rodzice się tym nie interesują. Nie zdają sobie sprawy z tego, w co te dzieci weszły. Matka kumpla, który umarł przez dopalacze, pisze „Synku, jak mi ciebie brakuje”. Dlaczego pisze to po fakcie? O tym można by napisać potężną książkę.

W takim razie, czy był jakiś przełomowy moment, który zmotywował cię do wyjścia z dopalaczy?

Zaczęły się problemy w pracy. Traciłem świadomość. Po przyjściu do pracy dyspozytorka mówi mi „dlaczego dzwoniłeś do mnie 10 razy?” Ja zdziwiony, nie wiedziałem o czym ona mówi, dopóki nie pokazała mi swojego telefonu z listą połączeń. Ludzie z pracy zaczęli zauważać, że ze mną jest coś nie tak. Myślałem, że to ukrywam, ale tak mi się tylko wydawało. Często jeździłem do Urzędu Miasta w Rybniku z dokumentami, a w drodze powrotnej zahaczałem o sklep z „upominkami”, gdzie kupowałem dopalacze. Samochód miał zamontowany GPS, więc pracodawca zauważył, że często bywam w tym miejscu. Skończyło się tak, że byłem już na wypowiedzeniu, chyba, że pójdę do specjalisty. Poszedłem. Niestety, nie przestałem obracać się w dopalaczowym towarzystwie. Dlatego straciłem pracę. To był pierwszy bodziec. Z automatu zabrakło kasy. Po pierwszym dniu bez ćpania zacząłem zauważać, że coś jest nie tak.

A jak było z muzyką, bo podobno to też był dla ciebie bodziec?

Tak, po jakimś czasie odezwał się do mnie Damian z Nie To Nie Records, bo przed trzema laty nagrywaliśmy razem parę rzeczy. Zaczęliśmy budować studio, ale dalej ćpałem. Powiedział mi w końcu, że jeśli chcę coś nagrać, to nie mogę być naćpany. W tym samym czasie dużo pomogła mi moja dziewczyna Ewelina, w której zakochałem się. Cały czas walczyli o mnie także moi rodzice, choć zafundowałem im bardzo dużo bolesnych chwil.

Po trzech miesiącach bez dopalaczy nie masz chwil zwątpienia?

Mam bardzo często, ale walczę z tym całym sobą. Jeśli nie masz silnej woli, nie wyjdziesz z tego. Ludzie po odwykach wracają do nałogu, bo to musi wyjść z wnętrza. Żaden człowiek nie wytłumaczy ci tego, dopóki sam nie zwalczysz problemu. Rozumiem, że temat może być dla czytelników jak bajka albo fantastyka, ale to czysta rzeczywistość.

Dla wielu może się to wydawać abstrakcyjne. Sam nie zdawałem sobie sprawy, że to tak powszechny problem.

To dla wielu abstrakcja, a problem jest ogromny. Policja z Raciborza, Wodzisławia, Rydułtów doskonale wie o problemie. Diler z Raciborza co trzy dni był na dołku. Cały Racibórz wie, kto sprzedaje, a dalej sprzedaje. W Rydułtowach to samo. W Wodzisławiu, kiedy przez dopalacze i znajomą trafiłem na policję, funkcjonariusze bez pytania wiedzieli kto sprzedaje. Sprzedaje ojciec, syn. Taka rodzina i wszyscy tam jeżdżą. Dilerów jest dwóch, trzech na okręg, a całą resztę robią pośrednicy, ale to temat na zupełnie odrębny materiał.

Teraz nagrywasz płytę. Chcesz ostrzec innych, opisać swoje doświadczenia?

Po trochu tak, ale chyba robię to bardziej dla siebie. Jestem ostatnią osobą, która chciałaby kogokolwiek pouczać. Rozmawiam z tobą tylko po to, aby nakreślić problem. Zdaję sobie sprawę, że to nie są lekkie rzeczy i ludzie, którzy to przeczytają mogą pomyśleć, że to jakieś bzdury wyssane z palca. Drodzy państwo, tak niestety wyglądają realia. Robię to co robię m.in. dla syna Eweliny, którego wspólnie wychowujemy. Jeśli takie rzeczy dzieją się teraz, to co będzie gdy on dorośnie?

Odbudowałeś relacje sprzed ćpania?

Powoli staram się to robić, ale to nie takie proste. Przeraża mnie moja przeszłość, ale przyszłość też. Zaniedbałem tyle rzeczy, że trudno będzie to nadrobić. Znalazłem pracę, powoli się odbudowuję. Bardzo dużo zawdzięczam rodzinie, rodzicom. Marzę o tym, aby stworzyć rodzinę, tworzyć muzykę, przez którą będę przekazywać to, co przeżyłem.

W takim razie, życzę ci, aby to się udało.

Dzięki. To co tu opowiedziałem to tak naprawdę tylko wierzchołek góry lodowej.

Rozmawiał Szymon Kamczyk

  • Numer: 48 (473)
  • Data wydania: 01.12.15
Czytaj e-gazetę