Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Czy się stoi, czy się leży, pieniądz z miasta się należy?

17.11.2015 00:00 red

Z Krzysztofem Mrozkiem, prezesem ŻKS ROW Rybnik, rozmawiamy m.in. o przyjęciu zaproszenia do ekstraligi, miejskich dotacjach oraz kształcie zespołu, który w przyszłym sezonie będzie rywalizował w najlepszej żużlowej lidze świata.

Kuba Pochwyt: Czy prezes Krzysztof Mrozek nie lubi dziennikarzy? Pytam, bo bardzo często, w różnych okolicznościach, wbija pan przedstawicielom mediów przysłowiowe „szpilki”.

Krzysztof Mrozek: Absolutnie, to nieprawda. Prezes Krzysztof Mrozek bardzo lubi dziennikarzy, natomiast nie toleruje ludzi, którzy mianują się dziennikarzami, a z tym zawodem, warsztatem, nie mają nic wspólnego. To są niejednokrotnie ludzie, którzy pracują np. w charakterze spawacza, górnika, mechanika samochodowego, kelnera itd., a po tej podstawowej pracy dorabiają jako dziennikarze. I tak jak mówię, ci ludzie z dziennikarskim rzemiosłem niewiele mają wspólnego. Ja odpowiadam im wprost na ich poziom, odpowiednio ciętą ripostą. Prawdziwych dziennikarzy bardzo szanuję i lubię, ale mówiąc uczciwie i szczerze, tych z takiej prawdziwej dziennikarskiej szkoły jest bardzo mało.

30 października, podczas spotkania z kibicami ogłosił pan, że klub przyjął zaproszenie do żużlowej ekstraligi. Na sali zapanowała euforia. A czy dla zarządu była to trudna decyzja?

Oczywiście, że tak. Ja dalej podchodzę do tematu sceptycznie.  Uważam, że ktoś, kto powiedziałby, że wchodzi do ekstraligi i nie przejmuje się, nie myśląc o konsekwencjach, nie ma pojęcia o tym co gada. Ta decyzja pociągnęła za sobą bardzo wiele. Trzeba wykonać ciężką pracę, poświęcić się i harować od rana do wieczora, żeby tego tematu nie „skopać”.    

Zgodnie z regulaminem ekstraligi, jest kilka poważnych wymogów, które klub musi spełnić, m.in. przejście audytu finansowego czy zwiększenie mocy oświetlenia na stadionie. Czy wszystko jest pod kontrolą?

Jeżeli chodzi o wymagania finansowe, to tylko i wyłącznie wszystko jest po naszej stronie. Natomiast co do wymagań infrastrukturalnych, to my przekazujemy uwagi czy wymagania zarządcy obiektu, czyli MOSiR-owi. Za nami spotkanie robocze, w którym wzięli udział wiceprezydenci miasta. Był też przedstawiciel MOSiR-u. Tak więc my mówimy, co trzeba spełnić jeśli chodzi np. o sprawy oświetleniowe, ale to jest temat przede wszystkim do MOSiR-u. My możemy uczestniczyć w tym jako ciało doradcze, czy łącznik pomiędzy Polskim Związkiem Motorowym a zarządcą obiektu. Mówił pan o audycie finansowym. On już się u nas odbył i teraz czekamy na jego wyniki. Pozytywne przejście tego audytu to pierwszy, konieczny warunek, który dopuszcza nas do dalszej gry o ekstraligę.       

Niedawno powiedział pan, że w minionym sezonie, 42 % budżetu klubu pochodziło z miejskich dotacji, zaś większość, a więc 58%, stanowił wkład własny. To bardzo dobry wynik. Czy zatem w sporcie żużlowym łatwo jest pozyskać dobrych sponsorów?

Ja nie jestem nauczony, tak jak co niektórzy inni prezesi klubów w tym mieście, że dotacja miejska stanowi u mnie 99,9% budżetu, a więc, czy się stoi, czy się leży, pieniądze od miasta się należą. Absolutnie nie. Ja rozumiem definicję słowa „dofinansowanie”, czyli dołożenie do naszych finansów. Ale nie wszyscy ogarniają ten temat. A czy łatwo czy trudno pozyskać sponsorów? Gospodarka jest w takim, a nie innym miejscu, dlatego nie jest to takie łatwe i proste, jak niektórym ludziom się wydaje. Natomiast dla mnie im gorzej, tym lepiej. Trzeba po prostu tak walczyć, by zapewnić budżet na określonym poziomie, czyli taki, który zagwarantuje nam pozostanie w ekstralidze.

Czy mówimy tutaj o pieniądzach rzędu około 6 milionów złotych?

Nie będę mówić o konkretnych stawkach, bo po pierwsze to niefajnie, a po drugie tak naprawdę nie wiadomo, jaka minimalna kwota wystarczy, by utrzymać się w ekstralidze. Na obecną chwilę to dość ciężki temat. Zobaczymy po rozmowach z zawodnikami, jak cały ten budżet się zbilansuje i czy da się go spiąć. Na rynku krążą gdzieś kwoty rzędu 6 i pół, 5 i pół miliona. Ja pytam, w jakich budżetach zamknęły się kluby w poprzednim sezonie w ekstralidze? Jedni mówią, że mieli 10, inni że 3 i pół, jeszcze inni 4 i pół. Wie pan, to jest tak, że nikt do końca nie udzieli szczerej odpowiedzi, natomiast ja jestem nauczony, że patrzę po swoim podwórku i tu działam. 

Na emeryturę odszedł trener Jan Grabowski. Kiedy poznamy nowego szkoleniowca i jakie nazwiska są w gronie waszego zainteresowania?

W gronie zainteresowania są wszyscy trenerzy, którzy w tej chwil są na rynku. A ten rynek jest dosyć ubogi. W sporcie żużlowym porobiło się coś takiego dziwnego, że nastały czasy doradców, menedżerów, „prawych rąk”, natomiast prawdziwych fachowców, takich trenerów pełną gębą, za bardzo nie widzę. Jest ich paru i ci panowie mają w zasadzie pewne zatrudnienie w klubach ekstraligowych. Jest z tym pewien problem, bo ja nie mogę szukać następcy słabszego, niż był pan Jan Grabowski. Ja chcę równie dobrego lub lepszego, o ile taki jest. Chciałbym dokonać wyboru trenera jak najszybciej, żeby mógł on uczestniczyć w cyklu układania zespołu, żeby nie doszło  do takiej sytuacji, że zbudujemy cały zespół, a trener przyjdzie na koniec i w przypadku ewentualnych niepowodzeń w przyszłym sezonie powie, że on tej drużyny nie budował, tylko ją dostał. Dlatego skupiam się na tym, by nowego trenera zaangażować jak najszybciej.               

Pewne jest, że do klubu wraca Adam Pawliczek. Będzie pracował jako trener młodzieży.

Jak dla mnie to jest to już pewne prawie na 100 proc. Kandydaturę do pracy z rybnicką szkółką, czy namaszczenie dał mu trener Jan Grabowski. Zresztą pewnie nie wszyscy wiedzą, że Adam Pawliczek w zeszłych sezonach, w przerwie zimowej, uczestniczył z nami w przygotowaniach i brał w nich czynny udział. Pan Jan Grabowski, widząc jego zaangażowanie i podejście do tematu, wskazał właśnie na Adama Pawliczka. 

Kamil Wieczorek i Robert Chmiel to póki co jedyni zawodnicy z ważnymi kontraktami. A jak będzie wyglądała reszta kadry zespołu?

Na chwilę obecną nie zakontraktowaliśmy nikogo innego, bo jest to niemożliwe. Kontraktować zawodników można dopiero od 19 grudnia. Ja nie podpisuję listów intencyjnych, bo uważam to za totalną bzdurę i nigdy nie chcę tego robić. Jeżeli jest przepis, że kontraktujemy od 19 grudnia to tak robimy. Natomiast to też nie jest tak, że nie prowadzimy rozmów. A dla mnie liczy się coś takiego jak słowo. I jeżeli ja rozmawiam z zawodnikiem, umawiam się, a on daje słowo, to nie potrzebuję żadnego papierka.

Są tacy zawodnicy, którzy dali słowo?

Tak.

A możemy o nich powiedzieć?

Nie.

A jak wygląda temat ewentualnej przebudowy toru?

To nie jest pytanie do mnie, tylko do MOSiR-u i Urzędu Miasta. Ja jestem tylko wynajmującym obiekt na czas sezonu. My z naszej strony daliśmy wyraźny sygnał, że zmiana geometrii toru naprawdę jest niezbędna. Bo to, co do tej pory było naszym atutem, czy argumentem za, w ekstralidze może okazać się dla nas „strzałem w kolano”. Ten tor jest dla zawodników z dobrym startem. Jeśli ktoś wyjedzie ze startu pierwszy to w zasadzie nie ma żadnych szans, żeby go wyprzedzić. O ile w pierwszej lidze tych zawodników z dobrymi startami było niedużo, to w ekstralidze prawie każdy ma dobry start. Ja usłyszałem od prezydentów, że jakaś deklaracja co do przebudowy toru jest, natomiast jeśli chodzi o konkretne fakty, to musi pan pytać w Urzędzie Miasta.

Co czeka kibiców czarnego sportu w Rybniku w przyszłym sezonie, poza meczami ligowymi?

Jeżeli będzie ekstraliga – to już same mecze ligowe będą na najwyższym poziomie. Ale nie ukrywam, że są możliwe dwie ścieżki. Albo robimy dużą imprezę FIM-owską, albo międzynarodowy indywidualny turniej rybnicki, również na wysokim poziomie. Na pewno kibice dostaną jakiś bonus, dodatek do zmagań ligowych.

Na zakończenie naszej rozmowy proszę powiedzieć, co robi prezes Krzysztof Mrozek, kiedy nie zajmuje się żużlem?

Wstaję o godzinie piątej rano. Robię wszystkie prace domowe, po czym wychodzę do swojej pracy zawodowej. Pracuję w branży górniczej, energetycznej, w spółce giełdowej Termo-Rex. Po skończonej pracy, czyli około godziny 16., przyjeżdżam do klubu, gdzie pracuję do 20. lub 21. Potem wracam do domu i robię dalsze prace domowe czy też szykuję się do następnego dnia, jeśli chodzi o służbowe zajęcia. I tak jest w zasadzie w kółko, przez cały rok.

  • Numer: 46 (471)
  • Data wydania: 17.11.15
Czytaj e-gazetę