Czwartek, 19 grudnia 2024

imieniny: Gabrieli, Dariusza, Urbana

RSS

Nigdy nie byłem chory na władzę

13.10.2015 00:00 red

Z Piotrem Kuczerą, prezydentem Rybnika rozmawiamy o rządzeniu miastem, drodze Pszczyna – Racibórz, radzie miasta i żonie. Jesteśmy jak bocian, który widzi dużą żabę i ma na nią ochotę, tylko boi się, że nie przejdzie mu przez gardło

Marek Pietras: Czy fajnie jest być prezydentem Rybnika?

Piotr Kuczera: Fajnie (śmiech). Bez dwóch zdań. Zapraszają człowieka na różne wydarzenia, proszą o zabranie głosu, często jako pierwszego – to jest miłe.

Ale chyba do czasu. Nie ma pan prezydent dość oficjalnych spotkań?

Jestem bardzo odporny na tego typu wydarzenia. Już jako radny miałem okazję uczestniczyć w tym, można powiedzieć „teatrze”. Więc nie podchodzę do tego na zasadzie zaspakajania ambicji poprzez pokazywanie się publicznie. Traktuję to jako obowiązek. Przy okazji zdarzają się śmieszne sytuacje, np. ktoś zapowiada mnie jako burmistrza, a w jednym z domów kultury zostałem przedstawiony jako Adam Kuczera. Ale jest też druga strona medalu, czyli odpowiedzialność i ogrom pracy, spotkań roboczych.

Trudno się dziwić, każdy chce się spotkać z nowym prezydentem.

To prawda. Przez mój gabinet przewinęły się setki osób. Często te rozmowy nie są łatwe. Niektórych problemów, które zgłaszają rozmówcy, nie da się rozwiązać, choćby z tego powodu, że nie leży to w kompetencji prezydenta. Sama kwestia wytłumaczenia tego jest często trudna. Dostaję również mejle, które często zaczynają się od słów: w kampanii wyborczej obiecywał pan to i to. Staram się być otwarty na rozmowy i muszę powiedzieć, że często jestem w ich efekcie zbudowany, bo większość przedstawia w dyskusjach racjonalne argumenty, pokazuje słabe strony miasta, podpowiada co można zmienić. Rzadko zdarzają się osoby bardzo roszczeniowe, które domagają się załatwienia swojej sprawy tu i teraz.

Panuje opinia, że Piotr Kuczera wygrał wybory na prezydenta, bo rybniczanie oczekują zmian. Gdy pytam ich dziś o to, czy je dostrzegają, wielu ma problem z odpowiedzią. Pan widzi, że Rybnik się zmienia?

Dla mnie bardzo ważne jest to, aby prezydent utrzymywał kontakt z radami dzielnic. To się dzieje, a wcześniej – moim zdaniem – tego nie było. Brakowało dialogu społecznego. Spotkania z radami dzielnic są dla mnie bardzo twórcze, mam nadzieję, że dla drugiej strony również. Cały czas analizujemy jak działa Miasto. Dostrzegamy potrzebę wielu zmian, ale nie da się tego zrobić jednym podpisem. To często wiąże się z długim procesem, negocjacjami, chociażby ze związkami zawodowymi. Staramy się również spotykać z mieszkańcami i ich słuchać. Tego również wcześniej brakowało. Nie wiem, być może było to związane z tym, że poprzedni prezydent piastował to stanowisko zbyt długo, a być może z jego stanem zdrowia.

A może pan wymienić jakieś konkretne zmiany, których udało się dokonać?

Tak, chociażby sprawa finansowania sportu. Chcemy stworzyć bardzo czytelne i jasne zasady w tym temacie. Udało się wyburzyć przychodnię przy ul. Hallera, co było sprawą niezałatwioną od wielu lat. Małym sukcesem jest również cały proces związany ze ścieżkami rowerowymi i szeroko pojętą rekreacją.

Wspomniał pan o finansowaniu sportu. Umówmy się, że to zostało załatwione. Zastanawiam się jednak, czy Miasto zamierza również w innych dziedzinach tak bardzo szczegółowo analizować wydawanie miejskich pieniędzy. Chodzi chociażby o datację na kulturę, komunikację miejską, opiekę społeczną czy Zakład Gospodarki Mieszkaniowej. Nie wspominając o wielomilionowych wydatkach na oświatę.

Sport pojawił się na tapecie, ponieważ funkcjonuje na zasadzie dotacji rocznych i do tego jest bardzo medialny. Jeżeli chodzi o inne dziedziny, chociażby ZGM czy sprawy społeczne, analizujemy jak to działa. Szukamy rozwiązań, aby jak najlepiej wykorzystywać nasz potencjał. Stąd pomysł z wykorzystaniem kwartału Juliusz, jeżeli chodzi o stworzenie zespołu opieki rodzinnej. Prowadzimy analizę, jak zwiększyć liczbę mieszkań komunalnych, wykorzystując chociażby poddasza. Co do Zarządu Transportu Zbiorowego, czyli naszej komunikacji, spotkałem się z kilkoma fachowcami z branży, którzy wskazują na ewidentne błędy w tej dziedzinie. Będziemy to monitorować. Marzy mi się komunikacja sprawna, szybka i tania, a dodatkowo połączona z miastami ościennymi. Bardzo mocno pracujemy również jeżeli chodzi o niską emisję. Chcemy także, aby lepiej współpracowały ze sobą chociażby zieleń miejska i służby komunalne.

Cały czas mówimy o rozwijaniu bądź zmianie sposobu funkcjonowania różnych podmiotów. Ja pytam jednak, czy Miasto musi tyle do nich dokładać?

Tworzymy obecnie nowy budżet i wydatki bieżące Miasta są ewidentnie za wysokie. Dlatego musimy szukać oszczędności i jednocześnie zwiększać efektywność działań. W tym kierunku na pewno będziemy podążać.

Nie uważa pan, że samorządy w swoich działaniach są trochę ubezwłasnowolnione?

Samorządy są gniecione jedną rzeczą, wielowątkowością prawa. Problemem jest również brak jasnych, precyzyjnych zapisów. Interpretacja różnych zapisów, jakich dokonuje Regionalna Izba Obrachunkowa, w dużej części zależy od jej składu. W tej samej sprawie, to samo RIO wypowiada się czasami inaczej. To paraliżuje pracę. Małe inwestycje, które mogłyby być w Rybniku przeprowadzone, są mocno przyhamowane przez korespondencję, często kompletnie niepotrzebną, pomiędzy naszymi urzędnikami, a tymi z różnych instytucji wojewódzkich. Co gorsza, często ostatecznie dostajemy odpowiedzi na nasze pytanie, które nie są jednoznaczne. Można je różnie interpretować. Wszyscy samorządowcy, z większym czy mniejszym stażem, narzekają na jakość polskiego prawa. I te narzekanie jest często uzasadnione. Precyzja zapisów bardzo by samorządom pomogła. 

Czy uważa pan, że gdyby zlikwidowano radę miasta, to ktoś by to zauważył? Kogoś by to zabolało?

Mnie by to bardzo zabolało.

Dlaczego?

Mamy taką konstrukcję samorządu, która zakłada, że organem uchwałodawczym jest rada miasta. Czyli bez uchwał podjętych przez radę, prezydent nie ma mocy wykonawczej.

Rozumiem. Więc teoretycznie jest potrzebna. A nie można by jej stworzyć z 27 przewodniczących rad dzielnic? Pytam o to, bo nie przypominam sobie uchwały, którą przygotowało Miasto, a rada ją odrzuciła.

Każdy prezydent dba o to, żeby mieć w radzie większość. To jest jeden z elementów rządzenia. Radni są wybierani w dzielnicach, dlatego często sprawy dzielnic, są dla nich najważniejsze. Niekiedy muszą się jednak wznieść ponad to. I tak dzieje się w przypadku chociażby „Juliusza”. Sprawa nie dotyczy bezpośrednio żadnej z dzielnic, a radni odnajdują się w tym, rozumieją potrzebę działania w tym temacie.

Czyli nie brakuje prezydentowi aktywności radnych w tematach ogólnorybnickich? Nie od dziś wiadomo, że trzeba rozwijać bazę mieszkaniową dla młodych, tworzyć nowe miejsca pracy. Czy radni nie powinni się włączyć w kreowanie takich tematów?

Tak jest skonstruowany cały system. Nie mamy funkcji zawodowych radnych. Ci, którzy są, często prowadzą działalność gospodarczą, więc pojawia się prozaiczna przeszkoda, brak czasu. Za prezydentem stoi cały urząd. Radny nie ma do dyspozycji takiego mechanizmu. Więc często problem jest przez niego przedstawiany w formie pytania, czy można coś zrobić, dlaczego tak, a nie inaczej. Oczywiście ważne jest, aby te pytania były powodowane troską o dobro samorządu i powodowały, że będzie on funkcjonował lepiej.

Stać nas na drogę Pszczyna-Racibórz?

Ta droga to marzenie, które powstało już w latach 70-tych i do dziś nie zostało zrealizowane. Cały czas analizujemy możliwości pozyskania „taniego” pieniądza, np. przez Europejski Bank Inwestycyjny, który jest stworzony, aby pomagać w tego typu inwestycjach. Analizujemy możliwość wykupów terenów na raty – to na pewno by pomogło. Warto też przy okazji rozwiać mit, że mamy już ze środków pomocowych 300 mln na budowę tej drogi. Przystępujemy do konkursu, gdzie będziemy się mogli ubiegać o taką kwotę. Niestety, jest wiele czynników składowych, które wchodzą w wybudowanie tej drogi, od projektów, pozwoleń, wykupów, po środki konkursowe, zabezpieczenia kredytowe. Cała sztuka, to zebrać wszystkie te elementy w całość w jednym odcinku czasu, żeby nam się to nie rozwlekało. Najbliższe tygodnie będą decydujące dla całego projektu. Planuję spotkanie z radnymi, aby dokładnie omówić kwestię przebiegu drogi, wykupów, pozyskiwania środków konkursowych ale i kredytów.

Zapytam jeszcze raz, czy nas na nią stać?

Na dzień dzisiejszy – stać nas na samo wybudowanie drogi, ale nie stać nas na wykupienie terenów potrzebnych, żeby ona powstała. Mamy zabezpieczonych 48 mln na ten cel, a potrzeba co najmniej 120. Staramy się te pieniądze pozyskać, a także płatność rozłożyć na raty.

A czy ta droga jest w ogóle potrzebna?

W moim odczuciu tak. Bo Rybnik potrzebuje komunikacji z „wielkim światem”. Światem autostrad. Magistrale komunikacyjne są potrzebne każdemu miastu. To przyciąga inwestorów, pokazuje nowe tereny. Pamiętajmy również, że miasto przyjazne to takie, z którego można szybko wyjechać i równie szybko wrócić. Na pewno jest to dla nas szansa, ale jednocześnie mam dużo znaków zapytania odnośnie tej inwestycji.

Czy istnieje w ogóle taka opcja, że ta droga nie powstanie?

Tak. Mogę to porównać do takiej sytuacji, gdy bocian widzi bardzo dużą żabę, ma na nią ochotę, ale obawia się, że ta żaba może nie przejść mu przez gardło.

Taka niewiadoma pewnie nie pomaga w pracy nad przyszłorocznym budżetem?

Zdecydowanie nie.

No właśnie przyszłoroczny budżet. Czy będzie on podzielony tak jak w latach ubiegłych? Czyli oświata 34 proc., opieka społeczna 11 proc., kultura 3 proc., itd. Czy planuje pan jednak zmiany i przesunięcia?

Budżet to dwie działki. Czyli bieżące funkcjonowanie miasta – to pochłania zdecydowaną większość wydatków i tutaj musimy szukać oszczędności bądź dodatkowych dochodów. Druga część to inwestycje. Chciałbym tutaj przeznaczyć większe środki na walkę z niską emisją, na kwestię związaną z rekreacją i terenami zielonymi. To idea, która pojawiła się podczas kampanii wyborczej i moim zdaniem została dobrze przyjęta przez mieszkańców.

Jest pan zadowolony z pracy sowich wiceprezydentów?

Tak. Jesteśmy drużyną, chociaż każdy z nas jest trochę z innego świata. Dlatego bardzo twórcze są dyskusje na zarządzie. Ja lubię taką politykę, gdzie ceni się „burzę mózgów”. Oczywiście, decyzja którą przekazujemy na zewnątrz, musi być spójna, ale to nie oznacza, że zawsze jesteśmy jednomyślni.

Wiceprezydent Piotr Masłowski często dyskutuje z mieszkańcami na profilu społecznościowym. Pan to akceptuje?

Gdybym miał więcej czasu, być może sam bardziej angażowałbym się w takie dyskusje. W dzisiejszym świecie to jeden ze sposobów na komunikowanie się z mieszkańcami. Ja np. dostałem zapytanie od rybniczanki, poprzez jedną z aplikacji, czy będąc w Anglii może wyrobić pesel swojemu dziecku. Zadzwoniłem więc do naczelnika i zapytałem jakie są możliwości. Musimy się przyzwyczaić, że komunikacja będzie coraz bardziej wielopoziomowa. Taki mamy świat. Ja jednak cenię sobie odpowiedzialność za słowo, bez względu na to, gdzie jest wypowiadane. Tego oczekuję również od moich zastępców.

Wracając jeszcze na chwilę do sportu, rozumiem, że będziecie stawiać na żużel, sport amatorski i szeroko rozumianą rekreację?

W bardzo dużym skrócie, można tak do tego podejść. Cały czas pojawia się taka teza, że prezydent, w sposób wyjątkowy, jest nieprzychylny piłce nożnej. To nie jest prawda. Bardzo bym chciał rozwoju klubów piłkarskich w Rybniku. Podziwiam rodziców, którzy mocno się angażują w to, aby dowieźć swoje dziecko na trening. Nie mogę jednak zgodzić się na to, że zarządy klubów swój budżet planują tylko i wyłącznie w oparciu o środki z Miasta. Dla takich sytuacji nie będzie akceptacji.

Będą koncerty gwiazd w Rybniku?

Jesteśmy po pierwszym przeglądzie propozycji – co do przyszłorocznego koncertu. Mam taką pokusę, aby on się odbył, ale w granicach finansowego rozsądku. Pokażemy wyniki finansowe związane z koncertem Linkin Park. Koncerty wpisały się w klimat miasta, wydaje mi się, że wydarzenia przed i po tegorocznym koncercie, to było takie święto miasta. Wyszły nam drugie Dni Rybnika. Otrzymaliśmy wiele pozytywnych sygnałów, dlatego skłaniamy się do formuły festiwalowej.

W najbliższym czasie ma dojść do rotacji na stanowiskach dyrektorów ośrodków kultury, jeden z domów kultury ma być połączony z kopalnią Ignacy, a Bushido wchłonięte przez MOSiR. Skąd takie zmiany?

W ciągu ostatnich miesięcy analizowaliśmy, gdzie w pewnym sensie się dublujemy, jeżeli chodzi np. o zakres świadczonych usług. Chodzi o to, żeby w podmiotach miejskich było jak najmniej administracji i żeby to wszystko działało z korzyścią dla klienta, mieszkańca. Chodzi nam o podniesienie efektywności, ale również jakości świadczonych usług. Nie chcieliśmy od razu wykonywać pewnych zmian, aby nie wylać dziecka z kąpielą. Daliśmy sobie trochę czasu na szczegółową analizę.

Gdy objeżdża pan dzielnice, to spotyka się pan z postawą roszczeniową, czy raczej radni dzielnicowi rozmawiają na argumenty?

Odwiedziłem już ¾ dzielnic i na żadnym spotkaniu nie było przesadnej roszczeniowości, pt. nam się należy, bo płacimy podatki. Jestem bardzo zbudowany postawą rad dzielnic. Osoby, które tam pracują społecznie, mają wielkie wyczucie jakie są potrzeby mieszkańców. Nie domagają się inwestycji, które dla naszego budżetu byłyby gigantycznym obciążeniem. To jest naturalne, że dla nich priorytetem jest dbanie o sprawy dzielnic. Te duże i mniejsze, typu rozwalony chodnik, zepsuta latarnia. Ale też po to są te spotkania. Pokazują, co zrobić, żeby było lepiej.

Te spotkania odbywają się popołudniami, sesje też trwają do późna, w weekendy widać pana podczas różnych uroczystości. Jak na to wszystko reaguje żona?

Już źle (śmiech).

Czasu na życie prywatne ma pan chyba niewiele?

No niestety tak jest. Przyznam się, że raczej jestem gościem w domu.

Myślał już pan o ponownym ubieganiu się o fotel prezydenta?

Za szybko o tym mówić.

Zapytam więc inaczej, czy ilość pracy, duża odpowiedzialność, która spoczywa na prezydencie no i to bywanie gościem w domu, sprawia, że ma pan wątpliwości czy warto ponownie startować w wyborach?

Nigdy nie byłem chory na władzę. Chociaż wydaje mi się, że ciągłość władzy w samorządzie jest rzeczą cenną. Ale równie ważne jest, aby umieć oddać ją w odpowiednim czasie. Dziś mogę powiedzieć tyle, że praca samorządowca, która skupia się wokół problemów mieszkańców, czyli de facto osób, które nam zaufały podczas wyborów – jest czymś bardzo fajnym.

Czy jest jakiś ważny temat, o który do tej pory żaden dziennikarz pana nie zapytał?

Jest dużo drobnych rzeczy, o które dziennikarze nie pytają. Ale tematem niepopularnym i gdzieś trochę pomijanym są pensje urzędników miasta. Ile rzeczywiście zarabiają, jakie są możliwości awansu, z jakimi problemami urzędnik musi się zmierzyć i co zrobić, aby móc pozyskiwać do samorządów najlepszych fachowców.

Rozumiem, że to będzie temat naszej następnej rozmowy?

Być może.

  • Numer: 41 (466)
  • Data wydania: 13.10.15
Czytaj e-gazetę